PiS zapowiada referendum. Politolożka: Niska frekwencja i brak ważności nie są szczególnie istotne

Prezes PiS Jarosław Kaczyński ujawnił pierwsze z czterech pytań, które mają zostać zadane w referendum organizowanym w dniu wyborów. - Chodzi o to, żeby betonowy elektorat Prawa i Sprawiedliwości przyszedł po prostu do lokali w całości, zagłosował i czuł się do tego emocjonalnie zobowiązany. Może PiS uszczknie jeszcze tych parę punktów procentowych Konfederacji, może Koalicji Obywatelskiej - komentuje w rozmowie z Gazeta.pl politolożka dr hab. Renata Mieńkowska-Norkiene z UW.

Na 16 i 17 sierpnia zwołane zostało posiedzenie Sejmu. W ostatnim dniu posiedzenia zaplanowano prace nad wnioskiem o zarządzenie ogólnokrajowego referendum. Prezes PiS Jarosław Kaczyński w połowie czerwca zapowiedział w Sejmie zorganizowanie referendum w sprawie relokacji migrantów. W piątek poinformował, że pytań będzie łącznie cztery, a pierwsze z nich ma dotyczyć "wyprzedaży państwowych przedsiębiorstw".

Zobacz wideo Kaczyński zadeklarował, ile jeszcze będzie żył, zapewnił o terminie wyborów i obiecał "prezenty" dla kobiet. Wizyta w Połajewie

- PiS miał inne plany, chciał, żeby referendum zmobilizowało Polaków wokół czegoś, co łączy i opozycję, i Zjednoczoną Prawicę, czyli wokół niechęci do imigrantów. Politycy PiS mają oczywiście swoje badania, listę tematów emocjonujących dla wyborców. Szukają takich dziedzin, które będą istotne nie tylko dla osób głosujących na ich partię - mówi w rozmowie z Gazeta.pl politolożka dr hab. Renata Mieńkowska-Norkiene z Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego.

- Partia rządząca chciała dowieźć swoje zwycięstwo na temacie imigrantów praktycznie do końca kampanii. Okazało się, że to nie jest temat super emocjonujący. Rozszedł się trochę po kościach. Tym bardziej że opozycja dosyć dobrze podeszła do sprawy. Tusk obnażył hipokryzję PiS-u, pokazując, że ściągnięto wielu migrantów islamskich, tyle tylko, że po prostu jako pracowników - dodaje ekspertka.

Naukowczyni ocenia, że PiS-owi "głupio byłoby się teraz wycofać", bo "zaczęła się kampania okołoreferendalna i sporo było o tym mówione". - To by oznaczało, że musieliby się przyznać do tego, że to nie jest istotny temat - mówi.

Referendum. PiS uszczknie kilka punktów Konfederacji?

Jak wskazuje dr hab. Mieńkowska-Norkiene, "żelazny elektorat" Prawa i Sprawiedliwości to obecnie ok. 25 proc. - On jest nie do ruszenia. Jedyne, co może go ruszyć, to np. pogoda i problemy zdrowotne, bo to jest w dużej mierze elektorat starszy. Natomiast pozostałe 7-10 proc. to tzw. elektorat cyniczny, który oczekuje transferów socjalnych, pieniędzy do kieszeni. Zostaje potem jeszcze jakieś ok. 2-3 proc. zapasu - ocenia nasza rozmówczyni.

Zdaniem dr hab. Renaty Mieńkowskiej-Norkiene, Prawo i Sprawiedliwość, oprócz przyciągnięcia swoich wyborców do urn dzięki referendum, liczy m.in. na odebranie części elektoratu Konfederacji posiadającego poglądy antyimigranckie. - Obóz rządzący ma też nadzieję na przyciągnięcie 1-2 proc. tych Polaków, dla których pójście do wyborów nie jest szczególnie istotne, ale którzy chcieliby zasygnalizować, że nie chcą imigrantów w swoim kraju - dodaje.

- Tak naprawdę chodzi o to, żeby zatrzymać w domu tych, którzy mieliby głosować na opozycję i  bezwzględnie ściągnąć do urn wszystkich tych, którzy popierają PiS. Chodzi o to, żeby betonowy elektorat Prawa i Sprawiedliwości przyszedł po prostu do lokali w całości, zagłosował i czuł się do tego emocjonalnie zobowiązany. Może PiS uszczknie jeszcze tych parę punktów procentowych Konfederacji, może Koalicji Obywatelskiej - zaznacza politolożka. Szacuje, że "to nie jest kwestia, która da opozycji jakieś punkty procentowe". - Politycy PiS wiedzą, że referendum nie ma prawa im w żaden sposób zaszkodzić - podkreśla wykładowczyni.

Według ekspertki ewentualna niska frekwencja w referendum i jego brak ważności "nie byłby dla PiS-u dramatem". - Z ich perspektywy to nie jest w ogóle jakoś szczególnie istotne. Jeśli okazałoby się ważne, mogą tym samym chcieć związać ręce opozycji. Załóżmy, że opozycja wygra, to PiS zostawi jej nie tylko ustawę, w której prezydent trzyma rękę nad sprawami europejskimi, ale też wiążące referendum. A to rodzi problemy. Powiększa się zapaść demograficzna i będą np. trudności z przyjmowaniem migrantów, a przecież potrzebni są ludzie do pracy. Do tego pytanie o wyprzedaż przedsiębiorstw jest tak ogólne, że mogłoby rodzić kolejne trudności - dodaje.

Więcej o: