Panowie z Konfederacji chwalą się, że na ich konwencji były kobiety. Wow, chcecie medal?

Marta Nowak
"Kobiety Konfederacji na wielkiej konwencji programowej". "Lewica twierdzi, że w Konfederacji nie ma kobiet. Poniżej zdjęcie z konwencji". "Kobiety versus feministki - wybierz mądrze". Od sobotniej konwencji członkowie partii Mentzena i Bosaka trąbią w internecie o tym, że patrzcie, patrzcie, są u nas panie. No dobrze. Są. I co dalej? - pisze Marta Nowak z Gazeta.pl.

To są kobiety

Patrzę na zdjęcia kobiet z Konfederacji, które publikują mężczyźni z Konfederacji. Na tym wrzucanym najczęściej ustawiło się jakieś sześćdziesiąt pań w różnym wieku. Rozpoznaję trzy. Jedna to Justyna Socha, czołowa postać wśród polskich antyszczepionkowców. Dwie pozostałe - te z dziećmi - nazywają się Klaudia Domagała i Karolina Pikuła, kojarzę je z tiktokowych materiałów. Pozostałe są mi kompletnie nieznane. Chętnie dowiedziałabym się od ich partyjnych kolegów, którzy tak chwalą się fotką koleżanek, co to za osoby, skąd się wzięły, co robią w Konfederacji. Niestety żaden z zadowolonych panów nie dzieli się żadną informacją inną niż ta jedna, dość swoją drogą tautologiczna: oto k o b i e t y.

Drodzy państwo, oto Zbiorowe Ciało Kobiet Konfederacji, które robią wiele rzeczy - uśmiechają się, pokazują dziecko Januszowi Korwin-Mikkemu, milcząco otaczają kolegę - ale kim są, tego nikt nie mówi. Działaczki i sympatyczki upchnięto do jednego wora z napisem "kobiety". I nie jest to jednorazowa historia, tylko strategia komunikacyjna Konfederacji, którą do jakiegoś stopnia muszą akceptować też same członkinie partii. Jako "Kobiety Konfederacji" od marca prowadzą one konto na Twitterze i TikToku. Był u Mickiewicza w "Odzie do młodości" taki piękny wers: "zestrzelmy myśli w jedno ognisko i w jedno ognisko duchy". Najwyraźniej Kobiety Konfederacji posłuchały wieszcza i złączyły się w jeden organizm.

To są normalne kobiety

No dobrze, ale co to znaczy: "być kobietą"? Na pewno nie to samo co "być feministką", co więcej, feministki prawdopodobnie nie są kobietami. Taka to logika płynie z wpisu Jacka Wilka, eksposła i adwokata:

To niejedyne porównanie kobiet z Konfederacji z polityczkami Lewicy, które w tę samą sobotę przedstawiły swój pakiet propozycji "Bezpieczna Pol(s)ka". (To m.in. legalna aborcja, refundacja in vitro i badań prenatalnych, natychmiastowa ściągalność alimentów). W ten oto profesjonalny sposób różnicę między nimi ocenił np. doradca polityczny Łukasz Kulpa. Jedne panie są normalne, drugie nie:

A to z kolei post Bartosza Bocheńczaka z Nowej Nadziei:

Inną ciekawą myślą zabłysnął Marek Tucholski, działacz Ruchu Narodowego. Uznał on, że skoro obok siebie stanęło kilkadziesiąt pań i strzeliło sobie uśmiechnięte zdjęcie, to tym samym obaliło feministyczny monopol na wypowiadanie się o sprawach kobiet. 

Niestety, żadnej kobiecie ze zdjęcia w sobotę nie było dane skorzystać z nowo uzyskanej możliwości wypowiedzi, której do tej pory zazdrośnie strzegła Lewica. Na konwencji Konfederacji przemówienia wygłosiło dziewięciu mężczyzn i tylko jedna kobieta (której na fotografii akurat nie ma). Anna Bryłka z Ruchu Narodowego mówiła o unijnej polityce rolnej przez całe siedem i pół minuty.

Anna Bryłka przemawia podczas konwencji KonfederacjiAnna Bryłka przemawia podczas konwencji Konfederacji Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl

To są kobiety, które może będą w Sejmie, a może nie, kto to wie

Trudno jest nie podziwiać zapału, z jakim panowie z Konfederacji walczą z tezą, że w ich partii nie ma kobiet. Teza jest oczywiście z gruntu fałszywa, a dowodzi tego sam fakt, że ugrupowanie jest dziś w Sejmie. W Polsce mamy ustawowy parytet wyborczy. Każda partia musi zadbać o to, by wśród jej kandydatów i kandydatek do Sejmu było nie mniej niż 35 proc. kobiet i nie mniej niż 35 proc. mężczyzn. Nie muszą koniecznie należeć do partii, ale - co logiczne - muszą się na tyle z nią utożsamiać, żeby chcieć ją reprezentować w wyborach. Cztery lata temu na listach Konfederacji było 40 proc. kobiet. Do parlamentu nie dostała się jednak żadna i koło poselskie utworzyło jedenastu panów. Niespecjalnie trudno to wyjaśnić. Władze Konfederacji przyznały mężczyznom jedynki wyborcze w 95 proc. okręgów - kobiety startowały z pierwszego miejsca tylko w dwóch. Więcej, w blisko 70 proc. okręgów wszystkie trzy najwyższe miejsca na listach Konfederacji zajmowali wyłącznie mężczyźni. To większa dysproporcja płci niż u wszystkich innych partii, które ostatecznie weszły do Sejmu. Jak widać, miejsc dla pań na listach Konfederacji nie zabrakło - ale biorących miejsc już tak. 

W tegorocznych wyborach, rzecz jasna, sytuacja może wyglądać inaczej. Po pierwsze, wszystko wskazuje na to, że Konfederacja wprowadzi do Sejmu sporo silniejszą reprezentację. Po drugie, samym liderom będzie pewnie zależało na tym, by znalazły się w niej nawet nieliczne kobiety i nikt nie mógł już się czepiać, że oj, nie ma u was tych kobiet i nie ma. Dwie kadencje z samymi posłami płci męskiej to byłoby jednak kuriozum dla wszystkich.

To są kobiety, które chcą rządów mężczyzn

Wszystko to nie odpowiada jeszcze na główne pytanie: co właściwie chce zasygnalizować Konfederacja, rękami swoich działaczy publikując zdjęcie kobiet, które ani nie są podpisane, ani nic nie powiedziały na konwencji? Najprostsze możliwe rozwiązanie: chce tym obrazkiem oznajmić Polsce "wcale nie jesteśmy antykobiecą partią, bo jak widać, popierają nas kobiety". Tak jakby - jak świat światem - ludzie nie popierali pomysłów politycznych, które są dla nich osobiście niekorzystne. Ktoś, kto zarabia 3000 złotych na rękę, może chcieć podatków degresywnych, bo wierzy, że jeśli wygra w totka, to wtedy państwo mu nie zabierze. Schorowany senior może dać się uwieść antyszczepionkowcom. A kobieta może działać na rzecz ograniczania praw kobiet - reklamowanie zakazów damską twarzą nie sprawia, że magicznie stają się swobodami. Hej, kojarzycie Kaję Godek?

Serio, panowie konfederaci, w Polsce mieszka blisko 20 mln kobiet. Na konwencji zapozowało wspólnie sześćdziesiąt, które was popierają - z uwagi na brak podpisów nie nie wiadomo nawet, czy to aktywne działaczki, czy po prostu sympatyczki albo żony, córki, matki polityków ("weź, stań Ewka do zdjęcia, na Twittera robimy"). I to już jest takie osiągnięcie, że musicie się tym chwalić, wow, patrzcie, mamy kobiety, wielki sukces, nie jesteśmy partią samych mężczyzn? Dziękuję, pozamiatane, samo to wystarczająco dużo mówi o tym, jak przyjazna dla ponad połowy społeczeństwa jest Konfederacja. 

I być może najlepiej podsumował to sam Janusz Korwin-Mikke tym tweetem. Miłe panie, to nie wy macie rządzić. Macie tylko zadbać o to, żeby rządzili prawdziwi mężczyźni, a nie rozhisteryzowane baby.

Baby, które jako jedyne we wszystkich cytowanych tu tweetach są wymienione z nazwiska.

Więcej o: