W debacie wyborczej TVP w Końskich (województwo świętokrzyskie) prezydentowi Andrzejowi Dudzie pytania mogli zadawać zaproszeni do studia goście. Jak się okazało, nie wszyscy z nich byli "przypadkowymi" mieszkańcami powiatu koneckiego.
Dudzie pytania zadali m.in. lokalny działacz Solidarnej Polski (partii Zbigniewa Ziobro) oraz kandydatka do rady powiatu koneckiego, która startowała w wyborach uzupełniających do rady powiatu koneckiego z ramienia KWW Prawi i Solidarni, popieranego przez PiS.
O to, jaki był klucz doboru uczestników debaty, zapytano w Radiu Zet Kamila Bortniczuka, posła Porozumienia Jarosława Gowina (jeden z koalicjantów PiS-u).
Być może lepiej byłoby, gdyby te osoby się tam nie znalazły, ale co, ktoś miał sprawdzać, czy te osoby kandydowały wcześniej w wyborach i nie wpuszczać ich?
- stwierdził Kamil Bortniczuk w Radiu Zet. - Końskie to niewielka miejscowość. Ja pochodzę z Głuchołaz, miejscowości jeszcze mniejszej. Gdyby w Głuchołazach była taka inicjatywa i ludzie mogliby przyjść i zadawać pytania, to byliby to ludzie raczej aktywni społecznie, którzy albo są w jakichś partiach albo kandydują w wyborach. Na debacie w Końskich było kilkadziesiąt osób, a jedna czy dwie rzeczywiście była wcześniej aktywna społecznie. Czy jeśli do małej miejscowości przyjeżdża prezydent, to pytanie powinien mu zadać właśnie ktoś taki, czy może osoba, która nie chodzi nawet na wybory i nie zna się na polityce? - stwierdził poseł Porozumienia.
Bortniczuk dodał, że gdyby był sztabowcem Trzaskowskiego, to doradziłby mu uczestnictwo w debacie TVP w Końskich. Według niego kandydat Koalicji Obywatelskiej "mógł tam tylko wygrać" i "niewiele stracić", jednak ostatecznie "stchórzył".
Dopytywany o to, czy przed 12 lipca dojdzie jeszcze do debaty, na której pojawią się obaj kandydaci, odpowiedział, że "był na to czas".