Popierany przez PiS Andrzej Duda i kandydat Koalicji Obywatelskiej Rafał Trzaskowski mieli zmierzyć się w poniedziałek o godz. 21 w organizowanej przez Telewizję Polską debacie w miejscowości Końskie w Świętokrzyskiem.
Rafał Trzaskowski odmówił udziału, proponując jednocześnie Andrzejowi Dudzie debatę w Lesznie, na którą zostali zaproszeni dziennikarze różnych mediów, także tych prawicowych. Na to spotkanie nie zgodził się z kolei prezydent.
Wcześniej kandydatom debatę proponowały wspólnie redakcje TVN, TVN24, Onetu i WP. Zaproszenie przyjął wówczas jedynie Rafał Trzaskowski, Andrzej Duda odmówił, tłumacząc m.in., że wolałby debatę organizowaną wspólnie przez trzy największe telewizje - TVP, Polsat i TVN. Za tym rozwiązaniem opowiadał się wstępnie także Rafał Trzaskowski.
Nie wiadomo, czy i kiedy panowie się ze sobą zmierzą. Pewne jest jedno - przygotowania do tego starcia trwają w obu sztabach od wielu dni.
Debata przed drugą turą wyborów może mieć kluczowe znaczenie dla ostatecznego wyniku. Od tego, jak wypadł dany kandydat, zależy mobilizacja lub demobilizacja jego elektoratu. Co więcej, sposób prezentacji polityków może przekonać lub zniechęcić wyborców niezdecydowanych. Stawka jest więc spora.
Żaden ze sztabów obu kandydatów z oczywistych względów nie ujawni strategii, jaką zdecydowano się obrać, by przeciwna strona nie uzyskała zbyt wielu przydatnych informacji.
- Przygotowania zależą od konkretnego kandydata, to się "szyje pod klienta". Każdy ma inny styl - mówi w rozmowie z Gazeta.pl wicemarszałek Senatu Michał Kamiński (obecnie Unia Europejskich Demokratów). Odpowiadał m.in. za przygotowania Jarosława Kaczyńskiego do debaty z Donaldem Tuskiem w 2007 r. i Bronisława Komorowskiego do debaty z Andrzejem Dudą przed pięcioma laty.
- W polskich warunkach przygotowania do debat wciąż nie są profesjonalne - stwierdza wprost politolog dr Mirosław Oczkoś. Udzielał wskazówek m.in. Małgorzacie Kidawie-Błońskiej przed lutową konwencją, gdy wicemarszałkini Sejmu była jeszcze kandydatką Koalicji Obywatelskiej na prezydenta.
- Bardzo często polega to na tym, że najbliższe otoczenie, czyli sztab polityczny, radzi kandydatowi: "o tym mówisz, o tym nie mówisz, a jak cię o to zapyta, to mu odpowiedz w taki i taki sposób" - wyjaśnia dr Oczkoś. Do tego dochodzą takie elementy jak np. nauka opanowywania emocji (by kandydat nie wyglądał na zdenerwowanego lub wytrąconego z równowagi), praca nad tembrem głosu.
- Praca przed taką debatą odbywa się dwutorowo: z jednej strony oczywiście przygotowuje się samego kandydata, a z drugiej dokładnie analizuje konkurenta - mówi nam Sebastian Drobczyński, ekspert ds. marketingu politycznego.
Na czym polega taka analiza? - Bierze się pod uwagę przemówienia kontrkandydata: jak reaguje na pytania, na jakich pytaniach polega, od jakich pytań ucieka, jaką stosuje retorykę, jak buduje zdania - wylicza.
Nie brakuje też bardziej oryginalnych rozwiązań, które z powodzeniem stosowane są chociażby w Stanach Zjednoczonych. - Przygotowując w 2015 r. w Belwederze Bronisława Komorowskiego do pierwszej debaty z kontrkandydatem udawałem Andrzeja Dudę. Nawet mam zdjęcie w telefonie. Byłem o wiele bardziej brutalny niż okazał się później Andrzej Duda. To pomogło Bronisławowi się przygotować - mówi nam Michał Kamiński.
Uczestnicy debat mają wypaść wiarygodnie, co nie oznacza, że uczy się ich wyczerpującego odpowiadania na pytania. Nie mogą przyznawać się do tego, że nie znają odpowiedzi, nie wolno im też kłamać lub kręcić, bo szybko zostanie to wychwycone. Niemal każdy szczegół wyborcy i dziennikarze mogą przecież zweryfikować w sieci.
- Lepiej "odbić ostrze" i natychmiast zmienić temat. Na pytanie "po ile jest litr benzyny" polityk może odwrócić kota ogonem i odpowiedzieć: "jeżeli popatrzymy na liczbę samochodów elektrycznych, które obiecywaliście, to ten litr benzyny mógłby kosztować dużo mniej, bo...". Można też stwierdzić: "za naszych rządów jest dużo taniej niż za waszych" - tłumaczy dr Mirosław Oczkoś.
- Konkurent mówi: "pan czternaście razy głosował za podniesieniem podatków. Znowu tak pan zagłosuje?". Moją odpowiedzią może być wtedy: "dzięki temu, że w budżecie były pieniądze, pani Czesia, którą spotkałem wczoraj na targu powiedziała "dziękuję". Pan każe mi się wstydzić, że pani Czesia dostała pieniądze z budżetu!" - taki przykład podaje Michał Kamiński.
- Na pytanie "dlaczego podnosiliście podatki?" kandydat może podkreślić: "tak, podnosiłem podatki i powiem więcej: będę je podnosił, by zadbać o dzieci, które przez ostatnie lata nie dojadały". Widz, który jest świadkiem takiej wymiany zdań, może uznać w efekcie, że taki polityk jest charyzmatyczny, odpowiedzialny - mówi Sebastian Drobczyński.
Kandydaci zwykle przy tym bardzo dobrze wiedzą, co w takiej debacie chciałby usłyszeć Iksiński lub Kowalski. - Przyjmują pytanie od dziennikarza lub kontrkandydata, ale i tak idą w innym kierunku. W takiej debacie chodzi przecież głównie o to, by powiedzieć to, co chce się powiedzieć - mówi Sebastian Drobczyński.
Wicemarszałek Michał Kamiński nie ukrywa, że to właśnie umiejętność sprzedania swojego przekazu nawet w warunkach niewygodnych to "jeden z kluczy do zwycięstwa w debacie".
Zarówno Andrzej Duda, jak i Rafał Trzaskowski, są doświadczonymi politykami, mającymi za sobą tysiące wystąpień publicznych. To jednak może wbrew pozorom wcale nie działać na ich korzyść. - Niebezpieczna jest pewność siebie, wychodzenie z założenia, że skoro wcześniej tyle razy dobrze mi poszło, to teraz też tak będzie - wskazuje Drobczyński.
- Szczególnie groźne są nawyki, jak np. garbienie się, grymas twarzy, krzyczenie. Sztaby często próbują oduczyć swoich kandydatów takich nawyków, ale często dzieje się tak, że one po kilkunastu minutach od rozpoczęcia wystąpienia znów się pojawiają - dodaje.
Istotne są też ostatnie minuty tuż przed rozpoczęciem transmisji na żywo. - Od momentu wyjścia z samochodu kandydat nie może się nigdzie rozglądać, rozmawiać, zwracać uwagi na zgromadzone tłumy, okrzyki. Najważniejsze, by był maksymalnie skupiony - mówi Sebastian Drobczyński.
Nie bez znaczenia jest również to, jak wygląda studio, jak ustawiony i oświetlony jest kandydat. Sztaby mocno walczą o to, by to właśnie ich polityk wypadł atrakcyjniej. - Chodzi po prostu o to, w jakim otoczeniu kandydat wygląda lepiej. Pamiętam, że w 2007 r. z Adamem Bielanem zabiegaliśmy o to, by Donald Tusk i Jarosław Kaczyński siedzieli na fotelach, by nie była widoczna różnica wzrostu - wspomina Michał Kamiński.
Sztabowcy zastanawiają się też nad tym, co ich kandydata może w debacie wyróżnić. - Polityk musi zaryzykować, wypaść wyraziściej, jeśli chce, by miała ona wpływ na wynik wyborów. Jeśli któryś z nich zrobi lub powie coś, co drugiego wprawi w osłupienie, wtedy jest szansa, że wygra debatę, a być może i wybory. Widzowie oceniają, któremu kandydatowi bardziej się chciało - podkreśla dr Mirosław Oczkoś.
Takim elementem zaskoczenia była chociażby flaga Platformy Obywatelskiej, którą w 2015 r. podczas debaty wręczył Bronisławowi Komorowskiemu Andrzej Duda. Tym razem musiałoby to być jednak coś innego, nowego, bo, jak twierdzi politolog, jeśli ktoś próbuje powtarzać tego typu tricki, "jest spalony". - Flaga mogła zagrać tylko raz - zaznacza.
- Oczekiwania wobec tych tricków są tak duże, że jest bardzo łatwo przestrzelić - uważa Michał Kamiński. - Gramy o tych, co się wahają, ale nie możemy aż tak mocno grać, by zdemobilizować tych, co są już z nami. To też jest sztuka - dodaje.
Kandydaci mają świadomość, że o ich przegranej lub wygranej w debacie zadecyduje przede wszystkim to, czy na czymś się nie "potkną". - Widzowie zwracają szczególną uwagę na błędy, niedociągnięcia i wpadki. Takim przykładem może być sytuacja, kiedy polityk czegoś nie wie, zostaje na czymś "złapany" - mówi dr Mirosław Oczkoś.
Ważne w związku z tym jest nie tylko to, co mówi polityk, ale przede wszystkim jak to mówi. - Najczęściej wyłapuje się elementy związane z kinezyką, słynna mowa ciała: czy jesteś przemęczony, czy stoisz wyprostowany, czy się uśmiechasz, a może masz grymas, czy odpowiadasz w sposób zrozumiały dla widza - mówi Sebastian Drobczyński.
Potwierdza to dr Mirosław Oczkoś, który podkreśla, że "ludzie i tak zapamiętają ogólne wrażenie". A to wrażenie opiera się m.in. na tym, czy ktoś był pewny siebie, mówił płynnie, a może krzyczał i był stremowany.
Dlatego wpływ na sukces lub porażkę kandydata ma to, czy przyszedł do studia telewizyjnego wypoczęty. - Często bywa tak, że kandydat jeździ po Polsce, o godz. 17 jest w Koszalinie, a o godz. 20 pojawia się na ekranie. To się nie udaje - mówi politolog.
- Zmęczenie będzie dla nich największym wyzwaniem. Widać to było chociażby w przypadku Władysława Kosiniaka-Kamysza i Roberta Biedronia w debacie przed pierwszą turą. Wyglądali na zmęczonych. Wpływ na to miało na pewno światło, które na nich padało, ale sygnał dla Kowalskiego był jednoznaczny. W Polsce nie zwraca się na to takiej uwagi, jak na zachodzie. Tam kandydat musi być wyspany, najedzony. To tak, jak przed maratonem: nie przebiegniesz długiego dystansu, jeśli odpowiednio nie przygotujesz organizmu - mówi Sebastian Drobczyński.
Polityczne znaczenie debaty nie kończy się wraz z ostatnią wypowiedzią. - Debatę wygrywa ten, którego dobę po debacie uważa się za zwycięzcę - twierdzi Michał Kamiński. Tu dla wielu widzów znaczenie może mieć opinia komentatorów, publicystów, politologów, których opinie pojawiają się w mediach ciągu kilkunastu, kilkudziesięciu godzin po transmisji.
Wicemarszałek Senatu nie ma wątpliwości: ta debata, jeśli się odbędzie, przy tak minimalnej różnicy w poparciu dla obu kandydatów, będzie decydująca dla wyborczego wyniku. - Trudno mi sobie wyobrazić, jak nudna musiałaby być, by tak się nie stało - stwierdza.