Według cząstkowych danych z 99,78 proc. obwodów głosowania kandydat Lewicy w wyborach prezydenckich Robert Biedroń otrzymał 425 tysięcy 734 głosy - czyli 2,21 proc. głosów oddanych w I turze. To wynik znacznie niższy, niż ten, który Lewica uzyskała w wyborach parlamentarnych w ubiegłym roku.
W powyborczy poniedziałek na konferencji prasowej Biedroń mówił, że chce "podziękować wszystkim, którzy oddali głos na mnie i na Lewicę". - Wszystkim, którzy uwierzyli w to, że prawdziwa zmiana jest możliwa. Przed nami ciężka praca, ale pozostajemy wierni naszym wartościom - zapewnił.
W kampanii jako jedyni mieliśmy odwagę głośno mówić o tym, co w Polsce należy zmienić, by wszystkim - bez względu na płeć, pochodzenie czy zasobność portfela - żyło się lepiej. I nie przestaniemy o to walczyć tylko dlatego, że skończyła się kampania
- powiedział. Biedroń stwierdził, że z Rafałem Trzaskowskim "nie we wszystkim się zgadzamy", ale łączą ich "pewne wspólne wartości". - Będziemy o tych różnicach i punktach wspólnych rozmawiać. Na szali leży dobro Polski - zapowiedział.
Ważne, żebyśmy za dwa tygodnie wybrali prezydenta RP, który będzie także rzecznikiem głosu Lewicy, tych wyborczyń i wyborców, którzy pokładają nadzieję w Polsce postępowej, otwartej, tolerancyjnej, zrównoważonego rozwoju, Polsce, która nikogo nie wyklucza, nikogo nie zostawia z tyłu. Dzisiaj naturalnym wydaje się, że taką osobą jest Rafał Trzaskowski
- ocenił Robert Biedroń. Dodał, że choć Trzaskowski reprezentuje "inne siły, nie lewicowe", to "na pewno Polska dzisiaj potrzebuje osoby, która będzie starała się przynajmniej wczuć w ten głos wyborców lewicowych".