W środę w TVP odbyła się druga w tym roku debata prezydencka, tym razem przed wyborami rozpisanymi na 28 czerwca. Wzięło w niej udział 11 kandydatów (nowymi kandydatami są Rafał Trzaskowski, który zmienił Małgorzatę Kidawę-Błońską oraz Waldemar Witowski, zgłoszony przez Unię Pracy).
Formuła była prosta: seria pięciu pytań (czas na odpowiedź - minuta), a później minuta na swobodną wypowiedź każdego z kandydatów. W zasadzie to właśnie pytania, formułowane przez prowadzącego debatę Michała Adamczyka stały się "bohaterami" starcia. Brzmiały bowiem:
Czytaj więcej: Wybory prezydenckie 2020. Drwiny z pytań w debacie TVP. "Ktoś musiał mieć niezły odlot"
Niektórzy kandydaci, jak np. Krzysztof Bosak z Konfederacji, wskazywali, że pytania są ułożone tak, by uderzać w Rafała Trzaskowskiego, a dawać pole do popisu urzędującemu prezydentowi Andrzejowi Dudzie.
Cała relacja: [DEBATA PREZYDENCKA W TVP]
Z racji sztywnych reguł, raczej rzadko dochodziło do wymiany ciosów między kontrkandydatami. Częściej za to padały ostre odpowiedzi na zadawane pytania.
Stanisław Żółtek pytany o to, czy w Polsce powinno być wprowadzone euro, odparł:
Precz z tym euro, szkoda tego pytania zadawać.
Później Żółtek pokpiwał z programów socjalnych, wskazując, że niedługo może wprowadzone zostanie "Menelowe+". Z kolei Robert Biedroń pytany o wspólną walutę mówił:
Jeśli Polską będzie dalej rządził Andrzej Duda i PiS, to w Polsce szybciej przyjmiemy ruble niż euro, bo do tego doprowadzą te rządy.
Nawet w serii "swobodnej wypowiedzi" trudno było doszukiwać się inwencji kandydatów. Andrzej Duda powtarzał np. dokonania rządu i swoje z ostatnich pięciu lat, z kolei reszta wskazywała na to, że będzie tą nową, "dobrą zmianą". Później prezydent dostał też dodatkowy czas na antenie w TVP Info, gdzie mógł opowiedzieć coś więcej. Tu warto zaznaczyć: inni kandydaci też taki czas otrzymywali, ale o wiele krótszy.
Czytaj więcej: Wybory prezydenckie. Andrzej Duda dostał dodatkowy czas po debacie w TVP. "Czy czuje się pan zwycięzcą?"