Wybory 2020. Rekordowa mobilizacja Polonii. Poza granicami kraju chce głosować aż 330 tys. osób

Aż 330 tys. Polaków zgłosiło chęć głosowania za granicą w wyborach prezydenckich 2020 - poinformowało Ministerstwo Spraw Zagranicznych. To rekord. Dla porównania w wyborach prezydenckich 2015 było 250 tys. chętnych do głosowania poza granicami Polski.

Zamieszanie wokół wyborów prezydenckich 2020 i pandemia koronawirusa nie zniechęciły Polaków przebywających za granicą do oddania głosu. Wręcz przeciwnie. Mobilizacja Polonii jest w tym roku rekordowa. Aż 330 tysięcy osób zgłosiło chęć głosowania poza granicami kraju. Tak wielu chętnych jeszcze w wyborach prezydenckich nie było, ale dla porządku warto dodać, że taka sama liczba - 330 tys. Polaków - była zarejestrowana na ostatnie wybory parlamentarne.

Ministerstwo Spraw Zagranicznych przekazało, że najwięcej chętnych zarejestrowało się w Wielkiej Brytanii. Tam zagłosować chce aż 130 tysięcy Polaków. W Niemczech chce głosować 60 tys. osób, w USA - 30 tys., w Irlandii - 21 tys. w Holandii - 17,5 tys., w Norwegii -15 tys., a we Francji - 12 tys.

Zobacz wideo Kto powinien ponieść odpowiedzialność za koszty majowych wyborów?

Wybory 2020. W 74 krajach tylko głosowanie korespondencyjne, w sześciu żadnego

Zgodnie z rozporządzeniem ministra spraw zagranicznych w wyborach prezydenckich 2020 r. zostanie utworzonych 169 obwodów do głosowania za granicą. W 74 spośród nich będzie można głosować wyłącznie korespondencyjny. Chodzi o obwody w takich krajach jak Argentyna, Australia, Belgia, Filipiny, Francja, Hiszpania, Irlandia, Kanada, Kolumbia, Luksemburg, Maroko, Meksyk, Niderlandy, Niemcy, Norwegia, Portugalia, Stany Zjednoczone, Szwajcaria, Tajlandia, Wielka Brytania i Włochy. 

Polacy nie będą mogli zagłosować w sześciu krajach. Chodzi o Peru, Chile, Kuwejt, Wenezuelę, Afganistan i Koreę Północną. Wiceminister MSZ Piotr Wawrzyk, zapytany o to, jak wielu Polaków przebywających w tych krajach jest uprawnionych do głosowania, stwierdził, że "w krajach Ameryki Południowej czy w Kuwejcie to w sumie kilkadziesiąt osób". Powiedział też, że w Korei Północnej nie można było otworzyć obwodu, bo nie ma tam więcej Polaków niż ci, którzy pracują w placówce dyplomatycznej Polski. 

- To, czy wybory na prezydenta Polski możemy przeprowadzić w danym państwie, to nie jest decyzja polskiego ministra spraw zagranicznych, ale władz danego państwa. To one decydują, czy zgadzają się na przeprowadzenie u siebie wyborów, a także o ich formie - powiedział wiceminister.

Więcej o: