Wszystko zaczęło się od wpisu Donalda Tuska, który napisał, że "Prezydent Rzeczpospolitej powinien dbać o jej reputację. Andrzej Duda robi wszystko, aby ją zrujnować. Jego kampania to wstyd na cały świat".
Na te słowa szybko odpowiedział urzędujący prezydent, zarzucając byłemu premierowi, że mimo iż był dwukrotnie namawiany, by zmierzyć się z nim w wyborach, to "schował się" za plecami Małgorzaty Kidawy-Błońskiej i Rafała Trzaskowskiego.
"Panie Donaldzie, miał Pan okazję wystartować w wyborach i prowadzić swoją kampanię. Był Pan dwukrotnie namawiany, by się ze mną zmierzyć przez swoje środowisko. Wolał się Pan jednak schować za plecami MKB, a później RT. Wie Pan, jak się na taką postawę mówiło na podwórku? Cykor..." - napisał Duda.
"Panie Andrzeju, interesowała mnie konfrontacja z pańskim przełożonym. Ale, jak to mówią na podwórku... " - mocno odpowiedział Tusk. "Panie Przewodniczący, z moim Mistrzem, moim Prezydentem skonfrontował się Pan w 2005 roku. I przegrał Pan sromotnie... A co było potem, wszyscy pamiętamy" - ripostował ponownie Duda.
Andrzej Duda kontynuował wątek twitterowej wymiany zdań także podczas sobotniego wiecu wyborczego w Głogówku.
- Dzisiaj, przed chwilą (Donald Tusk - red.) wypisuje, że to, co ja mówię o ochronie rodziny (...) to jest wstyd przed Europą i przed światem - mówił. - A ja powiem tak - wstyd to jest kłamać prosto w oczy, ludziom mówić, że wiek emerytalny nie zostanie podwyższony tylko po to, żeby wygrać w wyborach, a potem po wyborach od razu go ludziom podwyższyć, to jest wstyd, to jest wstyd i smród, który się potem ciągnie przez całe życie za takim politykiem. To jest wstyd, oszustwo i kłamstwo, które powinno wyeliminować takiego człowieka z polityki na zawsze. I może właśnie dlatego nie odważył się wystartować w wyborach prezydenckich i za placami się krył, najpierw marszałek Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, a teraz Rafała Trzaskowskiego i zza ich pleców zuga dzisiaj, żenujące po prostu, kłamca, największy kłamca polityczny chyba w historii III RP - stwierdził Duda.
Przypomnijmy, że prezydent Andrzej Duda podczas sobotniego wiecu wyborczego w Brzegu stwierdził, że próbuje się "nam i naszym dzieciom wciskać ideologię", m.in. poprzez "seksualizację w dziecięcym wieku". - Jak dzisiaj silny jest ten prąd, to pokazuje wczorajsza sytuacja, kiedy z jednej z polskich telewizji wyrzucono posła, który powiedział, że to jest ideologia. Nazwał to po prostu ideologią. Próbuje się nam wmówić, że to ludzie, a to jest po prostu ideologia - mówił polityk.
Duda porównał też środowiska LGBT do neobolszewizmu. A jego wypowiedź cytowała agencja Reutera. - Przez cały okres komunizmu w szkołach dzieciom wciskano komunistyczną ideologię. To był bolszewizm. Dzisiaj też próbuje nam się i naszym dzieciom wciskać ideologię, tylko inną, zupełnie nową. To jest taki neobolszewizm - perorował prezydent.
Tymi słowami nawiązał do sytuacji, do której doszło w trakcie piątkowego wydania "Faktów po Faktach" w TVN24. Dziennikarka stacji Katarzyna Kolenda-Zaleska zakończyła rozmowę z posłem Porozumienia Jackiem Żalkiem, po tym, jak stwierdził, że LGBT "to nie są ludzie", a ideologia.
Wywołało to oburzenie dużej części polityków i dziennikarzy, którzy w mediach społecznościowych pisali m.in. że "obóz prawicy ze szczucia na ludzi zrobił element kampanii".