Wszystko zaczęło się od nieoficjalnych doniesień, że wbrew wcześniejszym zapowiedziom (choć nie padło to w treści umowy Gowina z Kaczyńskim), PiS planuje przeprowadzić wybory prezydenckie 23 maja. Zdecydowanym przeciwnikiem terminów wyborów w maju był Gowin, jego obiekcje zresztą doprowadziły do podpisania wspomnianej umowy tzw. paktu Jarosławów.
Natomiast o godz. 16 w siedzibie PiS zwołano nagłe zebranie z udziałem ścisłego kierownictwa partii, a także z przedstawicielami Porozumienia Gowina. Po godz. 19 spotkanie się zakończyło, natomiast w jego trakcie pojawiały się niejasne informacje o możliwym orędziu marszałkini Sejmu Elżbiety Witek. Miało odbyć się o godz. 20, o czym informowały Polskie Radio, serwis niezalezna.pl i TVP, ale później bez większego echa orędzie "przepadło".
Tuż po tych wydarzeniach media zaczęły opisywać kulisy tych rozmów. Michał Kolanko z "Rzeczpospolitej" wspomniał, że ruch PiS, by wybory przeprowadzić 23 maja, był podyktowany obawą, że Sąd Najwyższy nie podejmie decyzji, którą założyli w umowie Gowin z Kaczyńskim.
Porozumienie Gowin-Kaczyński zostaje utrzymane. (...). Podjęcie decyzji o wyborach 23 maja oznaczało najpewniej rząd mniejszościowy
- czytamy.
Kulisy tych zdarzeń opisuje również "Gazeta Wyborcza":
Z informacji 'Wyborczej' wynika, że Kaczyński ostatecznie nie zdecydował się na manewr z wyborami 23 maja i złamaniem paktu z Gowinem. Sobotnie negocjacje miały mieć dramatyczny przebieg - dymisję chciał złożyć Mateusz Morawiecki, ale prezes PiS odmówił jej przyjęcia.
Z kolei dziennikarze RMF FM, Edyta Bieńczak i Krzysztof Berenda, opisali, że według ich nieoficjalnych ustaleń, w konflikt między PiS a Porozumieniem włączyli się przedstawiciele Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry.
Gdy umowa Gowina z Kaczyńskim podzieliła partie (według RMF FM chodziło o kwestię zasad, na jakich powinny być przeprowadzone wybory, PiS zagroziło przeprowadzeniem wyborów wcześniej, a Porozumienie zapowiedziało wyjście z koalicji), oliwy do ognia dolali ludzie Ziobry. RMF FM relacjonuje:
Ludziom ministra sprawiedliwości zarzuca się antagonizowanie premiera Mateusza Morawieckiego i ministra aktywów państwowych Jacka Sasina, który miał być odpowiedzialny za przeprowadzenie wyborów kopertowych w maju. (...). Ta sama ekipa przekonywała również prezydenta Andrzeja Dudę i prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego o tym, że może pojawić się problem prawny.
Na koniec rozgłośnia stwierdza, że przedstawiciele Solidarnej Polski grali też na to, by przeprowadzono wybory już w maju, wbrew sprzeciwu Gowina.
Jakub Szczepański, dziennikarz Interii, tweetuje z kolei, że Solidarna Polska odcina się od tych oskarżeń o rzekome podsycanie konfliktu.
Poszło podobno o odpowiedzialność za druk kart wyborczych. Nie chce jej brać na siebie ani premier, ani Jacek Sasin. Stąd awantura o termin wyborów
- pisze Szczepański.
Choć w sobotę - wynika z tych doniesień - doszło prawie do zmiany terminu wyborów na 23 maja, to znowu ruszyła giełda. Najnowsza wersja,po wydarzeniach z 9 maja, mówi o tym, że wybory, oczywiście korespondencyjne, miałyby odbyć się 28 czerwca.
Pisał o tym redaktor naczelny Radia Wnet Krzysztof Skowroński. Ten termin potwierdzają też rozmówcy portalu 300Polityka. Wcześniej informowano o głosowaniu rozpisanym na 12 lipca.
W Gazeta.pl chcemy być dla Was pierwszym źródłem sprawdzonych informacji, ale też wsparciem i inspiracją w tych trudnych czasach. PRZECZYTAJ NASZĄ DEKLARACJĘ i weź udział w badaniu >>