Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nasZ pierwszej debaty prezydenckiej - w niedzielę w TVP i Polsacie - zapamiętaliśmy mocne uderzenia kandydatów i powrót prezydenta do kampanijnej gry - czytaj >>>
W czwartek apetyty obserwatorów sceny politycznej były więc spore, zwłaszcza że to już ostatnie bezpośrednie starcie kandydatów - debata Kukiza się nie odbędzie - a na komentowanie kampanii będziemy mieć już tylko niecałą dobę. O północy zaczyna się cisza wyborcza.
Czy kandydaci spełnili te oczekiwania? Nie. Debata w studiu TVN raczej nie zmieni nic w wyborczej walce, która teraz jest bardzo wyrównana (kandydaci w sondażach idą łeb w łeb). To była ostatnia rozgrywka i skończyła się remisem ze wskazaniem na Bronisława Komorowskiego. A Andrzej Duda dotrzymywał mu kroku. Kandydaci powtórzyli też mnóstwo argumentów, które już wcześniej wielokrotnie powtarzali, także w poprzedniej debacie: Jedwabne, podatki, interesy Polski w UE, Rosja...
O wyniku niedzielnych wyborów zadecyduje to, na ile zmobilizuje się "miękki" elektorat Platformy. Co więc zapamiętamy ze starcia w studiu TVN?
Na samym początku - po pierwszym pytaniu - Andrzej Duda szybko nawiązał do poprzedniej debaty, w której Komorowski konsekwentnie wytykał mu przynależność do PiS, i przeszedł do kontrataku. Przypomniał, że prezydent wywodzi się z Platformy, i wręczył mu chorągiewkę z logo tej partii. Wyrazisty ruch, ale jego siła została szybko osłabiona - Komorowski oddał flagę Olejnik, a ta ją odłożyła, komentując: - Ja nie należę do Platformy.
Nowoczesność kontra ciemnogród - to podział, który Komorowski starał się podkreślać i w tej, i w poprzedniej debacie. W studiu TVN z pomocą przyszedł mu sam Duda. Dlaczego zaapelował w piśmie do prezydenta o niepodpisywanie konwencji ws. przemocy wobec kobiet?
Bo w polskim prawie są już wystarczające rozwiązania, by jej przeciwdziałać, należy je tylko wdrażać - gdyby odpowiedź kandydata PiS skończyła się na tym, już byśmy jej nie pamiętali. Ale Duda poszedł dalej: - Konwencja zawiera w sobie rozwiązania podkopujące nasze podstawowe wartości. Ona nakazuje zwalczać rodzinę, zwalczać tradycję, ona nakazuje zwalczać zwyczaj.
Przemoc to tradycja, której nie należy zwalczać? To nie mogło pozostać bez odpowiedzi:
Duda i jego sztab najwyraźniej próbowali obalić nowe hasło wyborcze Komorowskiego: "Komorowski - prezydent naszej wolności". Pytanie kandydata PiS do prezydenta w pierwszej części dotyczyło ustawy o zgromadzeniach, którą ten podpisał i co do której Trybunał Konstytucyjny zgłosił potem zastrzeżenia. Jest niedemokratyczna i ogranicza wolność do zgromadzeń - argumentował Duda. Komorowski sprawnie odbił piłeczkę: ustawa przeszła, a "zastrzeżenia TK dotyczyły tylko niektórych fragmentów i nie tych najistotniejszych".
Tłumaczył, że istota zmiany polegała na tym, by nie można było zasłaniać twarzy w czasie manifestacji: - Nie mogę zrozumieć, jak przedstawiciel PiS takie rzeczy może opowiadać. Tylko dlatego, że macie takich kolegów, właśnie tych, którzy to uwielbiają: robić zadymę, robić rozróbę, chować się, udawać, że nie istnieją.
Duda próbował się bronić: - Może pan ma takich kolegów, którzy zasłaniają twarze, bo ja nie mam. Wrażenie z tej rundy? Politycy PiS sympatyzujący z narodowcami i Komorowski - strażnik bezpieczeństwa.
Choć w debacie walczyli politycy, to wytypowanie do jej prowadzenia trzech dziennikarskich osobowości stacji TVN wymusiło porównania. Najwięcej dobrych ocen na Twitterze zebrał Bogdan Rymanowski, m.in. za trafne i dobrze sformułowane pytania. Wszyscy prowadzący, zwłaszcza Monika Olejnik, ewidentnie mieli problem z utrzymaniem kontroli nad debatą - dobrze, że sami kandydaci utrzymywali się w czasie.
Komorowski stara się chronić majestat państwa i dlatego jego kampania była taka, jaka była - tak sprzyjający prezydentowi obserwatorzy sceny politycznej wyjaśniali, dlaczego często nie odpowiadał na ataki sztabu Dudy. Sztab PiS podczas debaty w TVN starał się rozbroić ten argument i pokazać prezydenta jako szkodzącego wizerunkowi państwa. Duda - odpierając atak prezydenta, że nie zagłosował ws. godła na koszulkach reprezentacji narodowej - zauważył: - To pan wychodził na święto z czekoladowym orłem. (...) To pan jako prezydent RP powinien godła strzec i nie dopuścić do czekoladowego orła. Kotylionik i balonik - śmiali się ludzie. - Ważne, by orzeł był w sercu - zareagował prezydent.
W formule TVN każdy z kandydatów miał na końcu aż dwie minuty, by przekonać wyborców, dlaczego powinni głosować właśnie na niego. Duda próbował zaakcentować podział "ludzki i rozumiejący was ja kontra butny Komorowski". Koncepcja może i dobra, wyszło poprawnie, ale dość budyniowato: - Nie możemy pozwolić na to, żeby prezydentem Polski był ktoś, kto będzie wymachiwał na ludzi pięścią, bo mają inne poglądy, że będzie chciał ich spychać na margines. Ja nigdy nie uczyniłbym takiego gestu, bo mam szacunek do każdego człowieka. (...) Dobre zmiany są możliwe, tylko musicie podjąć odpowiednią decyzję przy urnach.
Komorowski wyraźnie zaznaczył akcenty w podziale "postępowy ja kontra ciemnogrodzki PiS" oraz "ktoś, kogo nie znacie, kontra znany ja": - Nie można stawiać na ludzi, którzy przeciwstawiają Polskę Zachodowi i Unii Europejskiej. Wybory prezydenckie będą naprawdę, trzeba będzie podjąć trudną decyzję. To nie będzie randka w ciemno, gdzie można zaryzykować czy coś sprawdzić. To będzie decyzja o tym, kto będzie dźwigał odpowiedzialność. Trzeba mieć doświadczenie, wiedzę i umiejętności gromadzone latami, aby móc podjąć te wyzwania. Dlatego proszę o głosy w niedzielę. Wtedy zapadnie decyzja o przyszłości Polski: czy ona będzie oparta o wolność, czy pomysły rodem ze średniowiecza.
- Strasznie mi przykro, gdy panowie nie chcą odpowiadać na moje pytania - upominała kandydatów Monika Olejnik już w pierwszej z trzech rund pytań. Ignorowanie prowadzących zaczęło się już od pierwszego pytania, które zadała Olejnik - o państwo wyznaniowe. Andrzej Duda z uśmiechem i bardzo uprzejmie za nie podziękował i zaczął mówić o partyjnej przeszłości Komorowskiego, po czym postawił na pulpicie prezydenta chorągiewkę Platformy. Komorowski nie pozostał dłużny. Po apelu Olejnik kandydaci trochę się ograniczyli, ale co jakiś czas próbowali "odpalać" przygotowane zawczasu ze sztabami pociski (np. dygresja Dudy o czekoladowym orle).
Widać było, że prowadzący, zwłaszcza znana ze zdecydowania Olejnik, mają problemy z zapanowaniem nad sytuacją. A sami kandydaci negatywnie zaskoczyli, tym bardziej że forma debaty w TVN dawała sporo możliwości zwracania się do przeciwnika: po każdym pytaniu mogli komentować nawzajem swoje wypowiedzi.
Andrzej Duda czy Bronisław Komorowski? Sprawdź przed wyborami, do którego ci bliżej >>