"W normalnym mieście toczy się życie. Warszawę zabijają banki". Co na to kandydaci na prezydenta stolicy?

- Przed kryzysem instytucje finansowe nie liczyły się z pieniędzmi. Otwierały wiele swoich siedzib, a ułatwiał im to brak polityki lokalowej w mieście. To zabija życie w stolicy - mówi Michał Sadowski z Forum Rozwoju Warszawy. Gazeta.pl pyta kandydatów na prezydenta Warszawy, jakie są ich propozycje rozwiązania tego problemu. Odpowiadają Gronkiewicz-Waltz, Wierzbicki, Erbel i Sasin.

Idąc wieloma warszawskimi ulicami, jak choćby Marszałkowską czy Targową, można odnieść wrażenie, że polską stolicę zdominowały banki. Ich placówki potrafią zajmować lokale tuż obok siebie, tak że nawet na dłuższym odcinku danej ulicy nie ma żadnego urozmaicenia. - Banki to symbol tego problemu. Ale on dotyczy także salonów operatorów sieci komórkowych czy miejsc, w których działają doradcy finansowi - mówi Michał Sadowski z Forum Rozwoju Warszawy , stowarzyszenia non-profit działającego na rzecz rozwoju stolicy.

"Zaklejone okna, niezagospodarowane witryny..."

A na czym wspomniany problem polega? - Składa się na niego kilka czynników, jak np. specyfika działalności tych lokali. Tam się wchodzi i się nic nie dzieje, te miejsca mają charakter czysto biurowy. Tam nie ma tzw. życia kawiarnianego, z którym wiąże się przyjemność, możliwość spotkania ze znajomymi. Lokale zajęte przez banki nie przyciągają żadnych innych ludzi poza konkretnymi interesantami - wyjaśnia Sadowski.

Ekspert FRW dodaje, że "wiele do życzenia pozostawia też wykończenie takich lokali". - Ogromna ich ilość ma okna zaślepione plastikowymi reklamami albo są one całkowicie zaklejone. Zdarzają się też kraty w witrynach. A jeśli nawet nie, to te witryny są w ogóle niezagospodarowane. To odpycha ludzi. W normalnym mieście witryna przyciąga pieszych, zwiększa atrakcyjność ulicy. Natomiast w Warszawie banki te ulice zabijają - uważa Sadowski.

"Przed kryzysem banki nie liczyły się z pieniędzmi"

Skąd w stolicy wzięło się tak dużo placówek bankowych? - Dwie główne przyczyny to kwestie rynkowe i zaniechania władz miasta. Mówiąc o rynku, mam na myśli presję na stawki za wynajem lokali. Właściciel danego miejsca chce wyciągnąć z niego jak najwięcej pieniędzy. A kto jest w stanie dać najwięcej? Oczywiście bank albo jakaś instytucja finansowa - mówi Sadowski.

Zwraca też uwagę, że w latach "przed ostatnim kryzysem takie instytucje nie liczyły się z gotówką" i dlatego otwierały bardzo dużo swoich placówek. - Od ostatniego roku czy dwóch obserwujemy spadek tempa otwierania nowych oddziałów albo ich zamykanie. Niestety, to się w żadnym razie nie wiąże ze wzrostem świadomości społecznej w kwestii tego, jak ważna jest różnorodność przestrzeni miejskiej - twierdzi Sadowski. Podkreśla też, że często to sami lokatorzy danego budynku nie życzą sobie w jego przyziemiu np. restauracji, bo boją się, że będzie za głośno. - W takich przypadkach trzeba próbować dogadać się z konkretną wspólnotą mieszkaniową - radzi Sadowski.

"Brak polityki lokalowej"

- Innym problemem są zaniechania miasta, tzn. brak polityki lokalowej. W Warszawie jest wiele lokali publicznych, a miasto w żaden sposób nie nadzoruje procedury wyłaniania ich najemcy. Właściwie zachowuje się jak prywatny właściciel - bez refleksji, że nie chodzi tylko o to, za ile wynajmie się jakieś pomieszczenie, ale także komu się je wynajmie - uważa nasz rozmówca.

- Pracownicy biura odpowiadającego za zarządzanie nieruchomościami miejskimi nie myślą o tym, że ich działania w przyszłości zabiją ruch pieszy i miejską atmosferę. Ulicą powinno się zarządzać tak jak galerią handlową. Czyli dbać o to, by były na niej reprezentowane różne funkcje: od gastronomicznych przez handel po instytucje finansowe, z tym że w znacznie mniejszym zakresie - dodaje Sadowski.

Co na to kandydaci na prezydenta stolicy?

Warszawski ratusz mieści się przy... pl. Bankowym. Czy osoba, która zasiądzie w gabinecie prezydenta stolicy po najbliższych wyborach, zamierza podjąć jakiekolwiek działania na rzecz kształtowania przestrzeni publicznej tak, by banki nie zajmowały aż tak eksponowanego miejsca w Warszawie? Gazeta.pl zadała to pytanie czworgu kandydatów na prezydenta stolicy. Odpowiadają Hanna Gronkiewicz-Waltz, Sebastian Wierzbicki, Joanna Erbel i Jacek Sasin.

Gronkiewicz-Waltz: Nie zgadzam się z tezą o wymieraniu ulic

Hanna Gronkiewicz-Waltz- miniaturkaHanna Gronkiewicz-Waltz- miniaturka Fot. AG Hanna Gronkiewicz-Waltz, PO:

 

Trudno mi się zgodzić z tezą o wymieraniu ulic w Warszawie, bo przecież to w ciągu ostatnich ośmiu lat doszło do dynamicznego rozwoju nowej miejskiej przestrzeni publicznej. W przypadku każdego z uchwalanych w ostatnich latach planów szczególną troską obejmowaliśmy funkcje miastotwórcze.

Pamiętajmy jednak, że samym planem nie można regulować tego, czy w danym lokalu użytkowym jest bank, czy kawiarnia. Możemy natomiast doprecyzować sposób wykorzystania miejskiej przestrzeni w ważnych dla miasta miejscach. I to właśnie za mojej kadencji zbudowaliśmy po raz pierwszy w historii Warszawy cały mechanizm kontrolno-zarządczy w zakresie Traktu Królewskiego. Został on już dzisiaj rozszerzony na kilka innych reprezentacyjnych miejsc w Warszawie (...), co pozwoliło nam na zbudowanie mechanizmów współpracy z właścicielami lokali.

Miasto odgrywa też swoją rolę jako właściciel wielu nieruchomości miejskich. To dzięki nim w przestrzeni Warszawy mogą na preferencyjnych warunkach funkcjonować organizacje społeczne, ale również rzemieślnicy, do których skierowany jest specjalny program wsparcia. Łącznie na preferencyjnych zasadach miasto wynajmuje ponad 1600 lokali. To właśnie na mój wniosek Rada Miasta zatwierdziła nowe zasady wynajmowania lokali użytkowych, które dają władzom dzielnic (...) możliwość definiowania funkcji, jakie powinny się znaleźć w określonych strefach dzielnic czy na ulicach.

Na ich podstawie władze lokalne mogą profilować działalność w miejskich lokalach, których wciąż jest sporo w centralnej części miasta. Na podstawie multidyscyplinarnych warsztatów urbanistycznych, w których brali udział sami mieszkańcy, jest obecnie formułowany cały zestaw zaleceń dotyczących kierunkowych inwestycji oraz wskazówek w zakresie definiowania funkcji poszczególnych ulic na Pradze. W ślad za tym będziemy definiowali odpowiedni dobór najemców i funkcji.

Wierzbicki: Urzędnicy kierują się tylko ekonomią

Sebastian Wierzbicki - miniaturkaSebastian Wierzbicki - miniaturka Fot. AG Sebastian Wierzbicki, SLD:

 

Władze miasta są odpowiedzialne za kształtowanie przestrzeni publicznej w mieście i mają ku temu różne narzędzia. Szkoda, że nie są one wykorzystywane w Warszawie, gdzie urzędnicy kierują się tylko rachunkiem ekonomicznym. Podstawowym narzędziem jest odpowiednia polityka gospodarowania lokalami użytkowymi należącymi do miasta.

Władze mogą decydować o ich przeznaczeniu m.in. poprzez profilowane konkursy na wynajem lokali. W ich regulaminach można jednoznacznie zapisać, że dany lokal przeznaczony ma być na kawiarnię, warsztat szewski czy bar mleczny. Kolejna sprawa to preferencyjne stawki czynszów dla rzemieślników reprezentujących zawody zagrożone wyginięciem. Wreszcie też powołanie naczelnego plastyka miasta, który zadba o przestrzeń publiczną nie tylko pod kątem estetyki, ale i funkcjonalności przestrzeni publicznej.

Erbel: Każdy kolejny bank to zmarnowany potencjał

Joanna Erbel - miniaturkaJoanna Erbel - miniaturka Fot. AG Joanna Erbel, Zieloni:

 

Małe sklepy, lokalne usługi i położone w ich pobliżu instytucje kultury to warunek trwałego rozwijania lokalnych więzi sąsiedzkich. Dlatego tak ważne jest, żeby je wspierać. W moim programie proponujemy szereg narzędzi, jak można to robić. Miasto może tu działać na wielu poziomach, np. prowadząc świadomą politykę lokalową czy tworząc konkursy.

Na przykład na Pradze-Północ 22 proc. miejskich lokali użytkowych stoi pustych. Formą ożywiania przestrzeni jest także rozwijanie targowisk, tak aby poza funkcją zakupową pełniły również - po godzinach zamknięcia straganów - funkcję gastronomiczną oraz działały jak przestrzeń publiczna. Taki projekt przygotowuje dla Bazaru Różyckiego architektka Aleksandra Wasilkowska.

Jeśli chodzi o lokale prywatne, miasto ma ograniczone możliwości, ale nie jest bezsilne - jak zresztą pokazała wymuszona przez społeczne protesty interwencja ws. Biedronki w kinie Femina. Poza tym dobrym narzędziem jest wspieranie lokalnych partnerstw, które zrzeszają lokalne instytucje kultury (i inne), organizacje pozarządowe, lokalny biznes, wspólnoty mieszkaniowe (to często one wynajmują bankom lokale). Te partnerstwa byłyby ciałami, które dbają o rozwój dzielnicy. W końcu każdy kolejny bank czy salon sieci komórkowej to zysk dla wspólnoty, ale i zmarnowany potencjał na lokalną kawiarnię, sklep spożywczy czy inne usługi potrzebne na co dzień.

Sasin: Wskażę drogę burmistrzom dzielnic

Jacek Sasin - miniaturkaJacek Sasin - miniaturka Fot. AG Jacek Sasin, PiS:

 

Miasto powinno gwarantować szeroką ofertę usług. Monokultury są niewskazane, ponieważ podnoszą poziom uciążliwości. Placówki banków są potrzebne, ale ich nadmiar wydaje się szkodliwy. Podobnie jest też jednak z knajpkami. Dobrze, jeśli są, ale wypieranie przez nie innych usług może być niepożądane. Dobry gospodarz miasta powinien czuwać nad tym, aby oferta usług była szeroka, zróżnicowana i łatwo dostępna. Przede wszystkim należy zacząć od zapewnienia usług podstawowych na lokalnym poziomie.

W jaki sposób wyobrażam sobie wsparcie miasta w kształtowaniu zróżnicowanej oferty handlowo-usługowej? Poprzez prowadzenie świadomej polityki czynszowej i przetargowej w odniesieniu do branż czy usług. Taką politykę (np. ustalającą preferencje w przetargu dla księgarni, sklepu z warzywami lub szewca) można stosować w lokalach komunalnych. Wymaga to od władz dodatkowego wysiłku i odejścia od rutyny. I choć w Warszawie za te sprawy nie odpowiada prezydent, ale burmistrzowie dzielnic, to obiecuję, że będę wskazywał im priorytety działania.

Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE! Lubisz aplikację Gazeta.pl LIVE? Zagłosuj na nas!

Więcej o: