Na terenie niewielkiego kompleksu obiektów przemysłowych przy Broadfield Land w Bostonie, (na którego terenie znajdowały się m.in. warsztaty samochodowe i złomowisko) doszło wczoraj wieczorem do wybuchu, na skutek którego zginęło pięciu mężczyzn. Szósty z poważnymi oparzeniami ponad 75 proc. ciała trafił do szpitala.
Strażacy uczestniczący w akcji musieli wycinać wejście do budynku w którym doszło do eksplozji. Temperatura stopiła drzwi.
- To była jeden z najtrudniejszych akcji w jakich uczestniczyłem w ciągu 28 lat służby - powiedział " Guardianowi " Steve Moore ze straży pożarnej w Lincolnshire.
Jak donosi dziennik, świadkowie i okoliczni mieszkańcy twierdzą, że w budynku znajdowała się nielegalna wytwórnia alkoholu. - Są takie plotki. Sprawdzamy te informacje, ale w tej chwili na miejscu trwają dopiero oględziny i zbierane są ślady. Za wcześnie, żeby spekulować, jednak jest to możliwe - powiedziała rzecznik policji w Bostonie. Ofiary wybuchu nie zostały jeszcze zidentyfikowane.
- Po mieście krążą plotki, że w budynku Polacy pędzili swoją wódkę. Nielegalny alkohol to ostatnio poważny problem w mieście - powiedział Ian Nutall, mieszkający w pobliżu.
Jak poinformowała dziś policja hrabstwa Lincolnshire, w budynku rzeczywiście znaleziono materiały które wskazują na produkcję alkoholu.
W tym roku policja, służby celne i komisja handlowa przejęła sfałszowaną wódkę w sześciu sklepach na terenie Bostonu. Jak informowały służby celne przejęty w marcu alkohol zawierał niebezpieczne substancje chemiczne. Przynajmniej jeden ze sklepów stracił koncesję.