- Czy to możliwe, że helikopter, który rozbił się na terenie siedziby Osamy ben Ladena, to supertajna maszyna, której nikt wcześniej nie widział? - to pytanie zadało czasopismo "Wired ". Internauci, na podstawie kilku dostępnych zdjęć fragmentów helikoptera tworzą jego cyfrowe modele i porównują z istniejącymi już śmigłowcami . Niektórzy stwierdzają, że jest to bardzo mocno zmodyfikowany UH-60 Blackhawk, a modyfikacje mają chronić go przed wykryciem przez radary.
- Na podstawie zdjęć fragmentów ogona trudno ocenić, jak mogła wyglądać cała maszyna - mówi Bartosz Głowacki ze "Skrzydlatej Polski". - Nie wiadomo, czy przypomina to śmigłowiec Blackhawk, czy może to jego modyfikacja - dodaje. Jak stwierdza, po zakończeniu w 2004 roku programu niewykrywalnego śmigłowca Comanche, amerykanie wycofali się z modyfikacji helikopterów tak, by były niewykrywalne dla radarów. - Przy operacji w takich warunkach, kiedy przeciwnik nie jest wyposażony w nowoczesne urządzenia radarowe, siły specjalne w nocnych operacjach użyłyby raczej zwykłego, pomalowanego na czarno śmigłowca.
- Poza tym Blackhawk jest za mały. Według informacji, jakie podają amerykanie, w budynku było 40 żołnierzy. Należy dodać jeszcze pozostałych na pokładzie i pilotów. Trzy helikoptery to w sumie 52 osoby - mówi Głowacki. Jak dodaje, nawet po stracie jednej maszyny komandosi opuścili teren dwoma pozostałymi helikopterami. - Sprzęt żołnierza jednostek specjalnych może ważyć nawet sto kilogramów. Dodatkowo komandosi musieli zabrać ciała, a zmieścili się w dwóch śmigłowcach. Według mnie, były to raczej dwa Chinooki - wyjaśnia.
- Nigdy wcześniej nie widziałem takich rozwiązań - mówi ekspert o pozostałych szczątkach. Jak mówi, zakryty wirnik występował we wcześniejszych konstrukcjach, jednak ciekawa jest półkolista osłona nad statecznikiem. - Rzeczywiście, ma raczej na celu zmniejszenie sygnatury radarowej. Tylko po co? - zastanawia się Głowacki. Jak twierdzi, w tej operacji i tak istotniejszy dla wykrycia śmigłowców byłby wydawany przez nie hałas. - W tej operacji użycie niewykrywalnego śmigłowca nie było konieczne - wyjaśnia. Jedyne radary, jakie byłyby w stanie wykryć helikoptery należały do Pakistańczyków. - Jasne, że można było się obawiać przecieku, jednak armia Pakistanu musiała być poinformowana o całej operacji - mówi redaktor "Skrzydlatej Polski". Świadczy o tym między innymi szybkość pojawienia się pakistańskich żołnierzy na miejscu.
Jak mówi Głowacki, nie można też wykluczyć podłożenia atrapy. - Może być tak, że zabudowano jakiś "goły" Blackhawk i podrzucono jego części. Żeby zataić informacje o ilości żołnierzy i użytych maszynach - spekuluje. Według niego, bezsensem byłoby wysłanie na taką akcję eksperymentalnego śmigłowca. - W obecnym świecie, gdzie prawie każdy ma dostęp do kamer, aparatów, internetu, za duże jest ryzyko przecieku - mówi. O tej teorii świadczy między innymi to, że uprzątnięciem wraku zajęli się Pakistańczycy. - Amerykanie nie powinni dopuścić, by wrak przejęła inna armia. Pakistańczycy wywieźli wrak bardzo szybko. To mogła być celowa próba dezinformacji - mówi.
Jak konkluduje "co to było dowiemy się za kilkadziesiąt lat, jeśli w ogóle".
Przy szpitalu, niedaleko kościoła. To tu mieszkał Osama. ZOBACZ >>