Na Alert napisał pasażer IC Warszawa - Wrocław, który jedzie przez Katowice i Opole - Pociąg ma dwie godziny opóźnienia. Lokomotywa zerwała pantograf, prawdopodobnie przez zalegający na trakcji lód. Czekamy na lokomotywę zastępczą. Tymczasem nie ma prądu i ogrzewania, niedługo rozładują się laptopy i w przedziałach zacznie być zimno. Na dworze pełnia zimy, mróz, stoimy w środku lasu. Nie wiemy, czy PKP zapewni transport zastępczy - pisze Alertowicz z zimnego wagonu.
Rano doszło do awarii na centralnej magistrali kolejowej, opóźnione są pociągi na linii Warszawa - Katowice. Krzysztof Łańcucki, rzecznik PKP PLK poinformował, że pociąg z Warszawy do Wrocławia zerwał sieć trakcyjną, w wyniku czego nastąpiło około 30-minutowa przerwa w ruchu. Trasa jest już udrożniona, choć na krótkim odcinku ruch odbywa się na jednym torze. Może to powodować nieduże opóźnienia.
PKP zastrzega, że może być gorzej, bo cały czas jest mroźna zima.
Historii jest o wiele więcej od 12 grudnia, kiedy wprowadzono nowy rozkład jazdy, który wywołał chaos na kolei.
Pomerenke zrelacjonował powrót do domu w środę: Jadę z Łodzi Żabieniec do Zduńskiej Woli. O godz. 15.52 powinien być pociąg na dworzec Łódź Kaliska. Nie było - ani pociągu, ani zapowiedzi. Uciekł mi skorelowany z pociągiem-widmo pociąg z Łodzi Kaliska do Zduńskiej Woli. MPK Łódź dostałem się na dworzec Łódź Kaliska. Tam, o godz. 17.37 miałem mieć pociąg do domu. Był spóźniony 15 minut, ale to i tak pikuś, bo w Pabianicach się zepsuł. Następny miał być za godzinę, był za półtorej. W efekcie na dworcu w domu byłem po godz. 20. Pięć godzin blisko wracałem do domu - na bilecie PKP PR to 43 km. Horror - pisze Alertowicz.
Kro55 utyskuje na Koleje Mazowieckie: Podróże pomiędzy Warszawa Ursus a Warszawa zachodnia w godzinach 8-9 to jakieś kpiny. Pociągi przyjeżdżają nieregularnie, jakby nie było żadnego rozkładu. Jeździ nimi bardzo dużo ludzi o tej porze, a PKP łaskawie podstawia najczęściej jeden skład. Ludzie są ubici w wagonach, połowa nie wsiada. Dodatkowo drzwi się albo nie otwierają albo nie zamykają, tylko czekać aż ktoś wypadnie - pisze Alertowicz.
Kolejny internauta, który napisał swoją historię Alertowi zrelacjonował swoją podróż Warszawa-Kraków-Warszawa.
Love PKP pisze, że wczoraj poranny pociąg z dworca Warszawa Centralna wyjechał z półgodzinnym opóźnieniem, którego w trasie nie nadrobił. Opóźnił się też powrót do stolicy. Pociąg spóźnił się 30 minut. W ostatniej chwili nadano komunikat o odjeździe "wyjątkowo" z innego peronu, co sprawiło, że przez peron przetoczył się tłum. Lepiej było w podróży? Niekoniecznie. - Początkowo ogrzewanie ustawione na maksimum (gorąco), potem awaria prądu. Pociąg staje w polu, gasną światła, po dłuższym czasie rusza, ale ogrzewanie przestaje działać na 2h, a na dworze -10 stopni. Kolejna awaria prądu powtarza się pod Warszawą - pociąg staje, gasną światła, po krótkim czasie rusza. Pociąg jedzie godzinę dłużej niż powinien -relacjonuje Love PKP.
Alertowicz jechał TLK. Za bilety w obie strony zapłacił 130 zł. - Podróżowanie można drogo przypłacić - spóźnieniami i przeziębieniem - pisze internauta.
Od 12 grudnia, kiedy wprowadzono nowy rozkład jazdy, trwa paraliż PKP. Prezesi spółek w ogłoszeniach prasowych dopiero wczoraj przeprosili - pierwszy raz w historii - za kłopoty i obiecali poprawę. Również dziś Cezary Grabarczyk, minister infrastruktury przeprosił za chaos na kolei.