Zobacz: Chmura pyłu paraliżuje Europę [RELACJA NA ŻYWO]
Zobacz także: Sprawdź, na którymi państwami można latać [TABELA]
Pył wulkaniczny z islandzkiego Eyjafjöll spowodował odwołanie tysięcy lotów i paraliż komunikacyjny w całej Europie. Dostajemy informacje od Polaków, którzy utkwili za granicą. Takie jak ta otrzymana w nocy od Marco, o grupie Polaków wracających ze zjazdu Europejskiego Towarzystwa Chirurgii Sercowo-Naczyniowej w Istambule. Lekarze tkwią całą noc na lotnisku. -Niestety Turkish Airlines nie zapewniają niczego - mówi rozżalony Alertowicz. Zachowuje jednak optymizm, bo dzisiejszy lot do Polski ma się odbyć.
Alertowiczka Olka pisze: - Od 4 dni siedzę z matką na lotnisku w Oslo i po prostu chce mi się płakać. Skończyły nam się pieniądze i cierpliwość. Mówi, że ze strony Norwegian Airlines nie idzie żadna pomoc, można tylko poprosić o zwrot pieniędzy lub przebukować bilety.
Czarny humor udziela się Alertowiczowi, który pozostaje uwięziony w Chinach. - ok 30000 ludzi powracających z targów Import Export Fair w Kantonie zostało zaskoczonych nieporadnością linii lotniczych w związku z erupcja wulkanu w Islandii. Większość przedstawicieli chińskich linii lotniczych (wykluczając Air China) po nocnych potyczkach z pasażerami po przedstawieniu propozycji przełożenia wylotów z 19 kwietnia na 3 maja opuściła z góry upatrzone pozycje w swoich biurach. Air China starała się doradzić podróżnym w rozwiązaniu problemu cała reszta zrzuciła na własną inwencję klientów załatwienie sprawy - pisze pozostający na pekińskim lotnisku podróżny.
Dostajemy także informacje o tym, że niektóre Biura Podróży informują klientów o lotach, które się nie odbędą. Wczoraj o godz. 21.00, donosi pan Marcin, dostał on smsa od jednego z biur podróży, że jego wyjazd na wycieczkę na Fuertavanetura - jedną z Wysp Kanaryjskich, dojdzie do skutku. Wylot miał mieć miejsce o 7.00 rano. Niestety, lot został odwołany, a ludzie czekają na kolejne informacje. Jednak w wypadku grup pozostających poza granicami kraju Biura Podróży stwierdzają, że sytuację mają pod kontrolą. Zwłaszcza, że zazwyczaj są to pojedyncze grupy.
- Tylko jedna grupa turystów jest w tej chwili pozbawiona możliwości powrotu do domu - mówi pani Kinga Fromlewicz, przedstawicielka biura podróży Rainbow Tours. Grupa pozostaje pod opieką rezydenta. Ma zapewnione zakwaterowanie i wyżywienie. Podobnie wygląda sytuacja w biurze podróży Neckermann Polska. Krzysztof Piątek, prezes biura, mówi, że poza Polską pozostaje tylko jedna grupa podróżnych, zostająca w Hurghadzie. Klienci biura mieli wrócić wczoraj. - Sytuacja jest pod kontrolą - zapewnia prezes biura.
Jak donosi serwis katowice gazeta.pl. o sytuacji turystów, którzy wyjechali z chorzowskim biurem podróży Viva Club zawiadomiła gazetę redakcyjna koleżanka, Dorota Pastewka. - Zgodnie z planem mieliśmy wracać w niedzielę rano, ale usłyszeliśmy, że mamy zostać w hotelu. Na szczęście mamy dobre warunki, ale nie wiemy, ile tu zostaniemy. Turyści z innych biur podróży czekają na wylot od czwartku. Niektórzy codziennie są przenoszeni z hotelu do hotelu, bo skończyły się im rezerwacje i rezydenci naprędce szukają wolnych pokoi - relacjonuje dziennikarka.
Wygląda na to, że biura podróży starają się zapewnić opiekę swoim klientom w trudnej sytuacji. Tymczasem biura prasowe linii lotniczych nie odpowiadają od rana na telefony.
- Naszą grupę przegoniono wręcz z lotniska w Tel Avivie, mimo że mieli już karty pokładowe - pisze przedstawiciel biura podróży z Warszawy. - Na pytanie o jakąś formę rekompensaty od linii lotniczej wyśmiano ich - relacjonuje. Grupa na koszt biura udała się do hotelu, a próby kontaktu z działem linii El-Al na lotnisku przez skończyły się odsyłaniem do call center. Biuro podróży zdecydowało się zarezerwować dla grupy bilety do Rzymu w innej linii lotniczej, a tam podstawiło grupie autokar. Uczestnicy pechowej wycieczki powinni być w domu dziś wieczorem.
Pan Piotr, inny pracownik biura podróży opowiada nam o problemie, jaki mieli z portugalskimi liniami lotniczymi TAP. Biuro linii w Warszawie, wiedząc w piątek jak wygląda sytuacja, kazało kontaktować się z infolinią w Lizbonie lub załatwiać ewentualne problemy bezpośrednio na lotnisku. Pracownicy linii twierdzili, że są odpowiedzialni tylko za podróż z Polski, a nie - za trasę powrotną. Przedstawicielstwo na lotnisku w Lizbonie również odsyłało do call center, które przez cały weekend nie odbierało telefonów. -W tym samym czasie podstawiane przez Lufthansę i Air France autokary zabierały z lotniska pasażerów tych linii - pisze Piotr.
-Mój chłopak, pracujący dla jednej z linii lotniczych w Wielkiej Brytanii, wyszedł jak zawsze wczesnym rankiem w czwartek do pracy i do dziś nie wrócił - pisze "Quatia". Pracownik linii lotniczych utknął na wiele dni we Włoszech bez żadnych praktycznie rzeczy osobistych. Do dziś, jak mówi Alertowiczka, nie ma żadnych informacji o tym, kiedy będzie mógł wrócić do Anglii. W podobnej sytuacji jest mnóstwo jego kolegów z pracy - pilotów i personelu pokładowego, którzy zostali uziemieni w różnych miejscach świata.
Piotr Paszkowski z Ministerstwa Spraw Zagranicznych mówi, że udzielana jest zwyczajowa pomoc konsularna, i żeby w wypadku problemów należy skontaktować się z najbliższym konsulatem RP, ale nie jest jeszcze w stanie udzielić informacji o skali problemu.
Utkwiliście na lotnisku? Wyślijcie swoje historie i zdjęcia na Alert24