Ale nie wszyscy zdecydowali się na to: - Nie głosowaliśmy! - napisała z żalem inna rodaczka. - Niestety kolejka do ambasady w Dublinie była przeolbrzymia. I nie zdążyliśmy. Przecież rano trzeba iść do pracy. Ambasada się nie przygotowała organizacyjnie na taka liczbę głosujących.
- Około godziny 18 tłum głosujących przed wejściem do Ambasady RP przy Ailesbury Road - pisze Łukasz Szmit. - To tylko część jednej z dwóch, długich na kilkaset metrów, kolejek. Irlandzka policja (Garda) zablokowała w jednym kierunku ulicę, przy której znajduje się budynek ambasady. Na pobliskim skrzyżowaniu funkcjonariusze kierują również ruchem. Na głosowanie czekało się 5-6 godzin. Na szczęście pogoda dopisała, jak rzadko.
"Około 3 godziny czekają Polacy na dojście do urny wyborczej w Dublinie w niedzielne popołudnie - pisze Marcin Lisak. - Głosowanie odbywa się w jedynej komisji wyborczej - w polskiej ambasadzie przy Ailesbury Road w dzielnicy Ballsbridge. Obecnie Garda, irlandzka policja, zablokowała ruch na tej ulicy, gdyż stojący tłum Polaków nie mieści się na chodnikach.
- Stoimy od 14, ale kiedy przyszliśmy, kolejka była mniejsza. Dochodziła tylko do zakrętu - mówią szczęśliwcy, którzy dotarli już do bramy ambasady. Cała Ailesbury Road jest zajęta przez 2 gigantyczne kolejki. W jednym punkcie głosują Polacy o nazwiskach od A do Ł, w drugiej pozostali.
W Dublinie zarejestrowało się, głównie przez Internet, ponad 14 tys. osób. Jest to najprawdopodobniej najliczniejsza obwodowa komisja wyborcza.
Na terenie Republiki Irlandii, oprócz Dublina, w polskich wyborach można uczestniczyć w Cork i Limerick. Na listach wyborczych zarejestrowało się ponad 22 tys. Polaków.
"W punkcie wyborczym Limerick do głosowania ustawiła się kolejka chętnych, która ciągnie się wzdłuż całej ulicy, przy której znajduje się Komisja Wyborcza - pisze Jarosław. - Również Polscy pracownicy największej firmy w mieście (Dell) mają możliwość głosowania w trakcie pracy - firma dowiozła pracowników do miejsca głosowania własnymi autobusami."
"Okres oczekiwania na wejście do ambasady wynosił od 2 do 5 godzin. Polacy chcący oddać głos czekali w dwóch kilkusetmetrowych kolejkach wzdłuż Ailesbury Road. Mimo długiego czekania i wieczornego chłodu, nastroje w kolejce były relatywnie niezłe. Przed schodami do ambasady słychać było żarty, a na kartce z informacją o wyborach wiszącą na drzewie - mniej więcej w połowie kolejki ktoś markerem napisał "Nie poddawaj się. Jeszcze 2h".
Godziny pracy punktu wyborczego zostały przedłużone tak aby wszyscy, którzy przyszli przed godziną 20:00 mogli zagłosować.
Dzięki pięknej pogodzie czekanie w kolejce do głosowania w Dublinie było do zaakceptowania, ale graniczyło z absurdem lat komunizmu. Przyszedłem o 12. Stałem 2 godziny 45 minut, by dostać się do lokalu, który był malutki i bardzo zatłoczony. Nie było miejsca na wypełnienie formularzy. By wypełnić kartę do głosowania, musiałem oprzeć się o urnę, lekko przepychając się z innymi. W kolejce stało około 3500 osób i miała długość około 300 m. Po drugiej stronie ulicy była dłuższa (dla osób o nazwiskach od M do Z). Droga była prawie zablokowana ale na szczęście oficer policji pomagał w tym - jak na to miejsce - niezwykłym bałaganie. Towarzyszył mi mój partner, Irlandczyk, który nie bardzo wierzył oczom, ale wyraźnie był zadowolony widząc tylu głównie młodych Polaków wierzących w demokrację.
W Dublinie trzeba stać trzy godziny do lokalu wyborczego w Ambasadzie. To skandal - rejestracja do głosowania zakończyła się we wtorek - czyli Ambasada wiedziała, ilu głosujących się spodziewać. Wielu ludzi zrezygnowanych odchodzi. Ja postanowiłam wrócić później. Co się jednak stanie, jeśli do godziny 20.00 tutejszego czasu nie zdołają wszyscy zagłosować? Dodam, że o godz.13 kolejka była na 40 minut stania, w okolicach godz. 15 wzrosła już do około 3 godzin.
Czekałem w kolejce do komisji wyborczej prawie dwie godziny. Gdy wychodziłem, kolejka była mniej więcej dwa razy dłuższa, czyli na około cztery godziny czekania. Biorąc pod uwagę że była godzina 14, a lokal zamykają o 18, część ludzi może nie zdążyć zagłosować. Dlaczego dla tak wielu ludzi zorganizowano tak mały lokal wyborczy? O zaskoczeniu nie może być mowy, bo każdy wyborca za granica musi zarejestrować się co najmniej 3 dni przed wyborami. Czy to może być celowe działanie władz? Motywacja jest oczywista - Polacy w Irlandii nie sympatyzują z obecnym rządem i prezydentem, co potwierdzają sondarze przedwyborcze.
Mieszkam w Irlandii od roku 2000 i takich tłumów w ambasadzie jeszcze tu nie widziałem. W czasie wyborów do Parlamentu Europejskiego w komisji było zupełnie pusto, a dwa lata temu trzeba było stać w kolejce nie dłużej niż 10 minut. Prawie wszyscy w kolejce mają nie więcej niż 20-30 lat i mimo długiego czekania, nastroje dopisują.