Całe zdarzenie zaczęło się przed północą. - Zgłosiliśmy się z naszym synem do szpitala, bo miał silne bóle brzucha. Okazało się, że trzeba wykonać badanie USG - mówi ojciec Wojtusia (rodzice chcą zachować anonimowość). Opowiada, że skierowano ich do pracowni radiologicznej, gdzie przyjął ich lekarz, który od razu wydał się im podejrzany. - Mówił bardzo niewyraźnie, po chwili wyczuliśmy alkohol - twierdzi ojciec.
Lekarz, specjalista radiologii, przystąpił do badania. - Mocno uciskał brzuszek synka, a on płakał wniebogłosy. Byłam przerażona - mówi matka chłopca. Ojciec dodaje, że lekarz kilkakrotnie powtarzał badanie, bo ciągle coś mu się nie udawało.
- To było straszne, w końcu zabrałam dziecko, a gdy wyszliśmy na korytarz, mąż zadzwonił po policję - mówi matka.
Ojciec zaś opowiada, że gdy lekarz zorientował się, że została wezwana policja, próbował wyjść ze szpitala, ale udało się go zatrzymać. - Gdyby policja przyjechała kilka minut później, pewnie by uciekł - twierdzi.
Oficer prasowy komendy wojewódzkiej we Wrocławiu Kamil Rynkiewicz potwierdza, że tuż po północy patrol policji dotarł do szpitala. - Badanie wykazało 0,58 promila alkoholu w organizmie lekarza, co oznacza stan nietrzeźwości - informuje rzecznik.
Ojciec Wojtusia, który był świadkiem badania, tak to opisuje: - Lekarz nie chciał się poddać badaniu alkomatem. Dmuchał chyba z 15 razy, ale za słabo, udawał, że nie może złapać oddechu. Dopiero na ostrą reakcję policjantów zrobił co należy. Gdy okazało się, że wynik jest pozytywny, zwierzył się, że ma kłopoty z alkoholem.
Jak mówi Kamil Rynkiewicz, ponieważ osób będących pod wpływem alkoholu nie można przesłuchiwać, funkcjonariusze po zbadaniu sprawy na miejscu wręczyli lekarzowi wezwanie na komisariat.
Policjanci ustalili m.in., że lekarz w nocy z czwartku na piątek pełnił tzw. dyżur domowy, z którego został wezwany do szpitala, by przeprowadzić badanie Wojtusia. Jak dowiedzieliśmy się w szpitalu, po wstępnym badaniu wykonanym przez lekarzy chirurgów to właśnie oni zdecydowali o wezwaniu specjalisty radiologii.
Dyrekcja szpitala nie czekała z konsekwencjami wobec lekarza. - To nie jest nasz pracownik etatowy, ale diagnosta zatrudniony na kontrakcie. Takie zachowanie jest niedopuszczalne. Kontrakt z lekarzem został natychmiast zawieszony - powiedział nam rzecznik szpitala Sebastian Lorenc. Dodał, że obecnie sprawa jest dokładnie badana, a po wyjaśnieniu wszystkich okoliczności kontrakt może zostać w ogóle rozwiązany.
- Jest nam bardzo przykro, do takiej sytuacji nie powinno dojść. Przepraszamy bardzo - powiedział rzecznik Lorenc.
- Nikomu nie życzymy, by przeżyli to co nasz syn i my sami - mówią rodzice Wojtusia. Pomocy dla syna poszukali w innym szpitalu.