Centrum Badań Jądrowych powstało w zeszłym roku na mocy rozporządzenia Rady Ministrów, z połączenia Instytutu Energii Atomowej i Instytutu Problemów Jądrowych. W należącym do Centrum ośrodku w Świerku jest jedyny w Polsce reaktor jądrowy - "Maria". Prowadzi dziesiątki projektów badawczych, w tym międzynarodowych (np. projektuje część XEFL - największego lasera świata powstającego w Hamburgu ), współpracuje z CERN przy projekcie Wielkiego Zderzacza Hadronów. Jednak dostaliśmy od pracowników Centrum informacje, że ośrodkowi grozi upadłość. Spotkaliśmy się w tej sprawie z dyrektorem Centrum.
- Dostaliśmy dwie istotne decyzje Ministerstwa Nauki. Jedna przyznaje nam 12 mln zł na "specjalne urządzenie badawcze" - reaktor "Maria" wraz z infrastrukturą. Druga decyzja to odmowa zwiększenia dotacji "statutowej" - na 2012 rok dostaliśmy 13,6 mln zł, czyli na głowę badacza dwukrotnie mniej niż w innych instytutach badawczych i trzykrotnie mniej niż w instytutach PAN. To stawia NCBJ w kuriozalnej sytuacji: Po raz pierwszy od wielu lat mamy duże środki na infrastrukturę, na urządzenie badawcze, ale nie dostaliśmy pieniędzy na obsługujących je pracowników - mówi prof. Grzegorz Wrochna, dyrektor Narodowego Centrum Badań Jądrowych. - Mamy dużą sumę, której nie możemy wykorzystać na pensje. Na wynagrodzenia co miesiąc brakuje. Idziemy coraz głębiej pod wodę. A ustawa mówi, że jednostka, która nie wykonuje swoich zobowiązań pieniężnych (np. wypłaty wynagrodzeń), powinna ogłosić upadłość.
Prof. Grzegorz Wrochna, szef Centrum, wylicza, skąd jego placówka ma pieniądze: - Środków mamy dużo. Dotację z Ministerstwa Nauki na "specjalne urządzenie badawcze", dotację na restrukturyzację, pieniądze z projektów unijnych, które zdobyliśmy, a także z międzynarodowych projektów badawczych, gdzie budujemy istotne elementy aparatury.
- Kontrakt na budowę elementów akceleratora w CERN, wstrzykującego protony do akceleratora LHC, to milion euro. Takich kontraktów mamy więcej, a więc środków finansowych nie brakuje - wyjaśnia dyrektor.
Kolejne źródło dochodu Centrum to radiofarmaceutyki. Reaktor jądrowy i ośrodek radioizotopów produkują radiofarmaceutyki ratujące życie setkom tysięcy pacjentów.
- Jakieś trzy-cztery lata temu zdarzyło się tak, że reaktor w Petten w Holandii był w remoncie, a reaktor w Kanadzie po prostu się zepsuł. Zrobił się gigantyczny kryzys. Reaktorów produkujących radiofarmaceutyki jest na świecie tylko kilka. Organizacje międzynarodowe typu OECD, Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej czy Komisja Europejska tworzyły specjalne grupy antykryzysowe debatujące, jak temu problemowi zaradzić. Wtedy właśnie w ten rynek wszedł nasz reaktor "Maria". Uratowaliśmy sytuację nie tylko w skali polskiej czy europejskiej, ale naprawdę globalnej - podkreśla dyrektor Wrochna.
- Produkujemy też akceleratory do radioterapii nowotworów i diagnostyki przemysłowej oraz urządzenia do wykrywania materiałów niebezpiecznych. Rozwijamy nowe modele tych urządzeń - mówi.
Centrum zatrudnia prawie 1100 osób. - Rada, którą często słyszę - mówi dyr. Wrochna - to redukcja personelu. Ale gdzie są te nadwyżki kadrowe? Ok. 300 osób pracuje nad przynoszącymi zyski projektami komercyjnymi. Redukcja w tym obszarze zmniejszyłaby przychody, a więc jeszcze pogorszyła sytuację. Kolejne 400 etatów to pracownicy administracyjni, techniczni i służb bezpieczeństwa. Ośrodek z reaktorem jądrowym wymaga całodobowych dyżurów służb ochrony fizycznej, bezpieczeństwa jądrowego i ochrony radiologicznej, służb ewakuacyjnych, przeciwpożarowych, technicznych itp. Jak dotąd, wszystkie kontrole wykazywały, że obsada służb jest na minimalnym poziomie gwarantującym bezpieczeństwo i sugerowały jej zwiększenie w dalszej perspektywie. Pozostaje wreszcie ok. 400 pracowników bezpośrednio zaangażowanych w badania. Spośród nich mniej więcej 150 osób zajmuje się projektami finansowanymi z funduszy unijnych. Pozostaje ok. 250 osób, które teoretycznie można by zwolnić. Tyle że to najważniejsi dla Centrum pracownicy naukowi.
- Ich prace to jest to, co daje nam bardzo wysoką pozycję na świecie i w kraju. Wśród nich są ci, którzy przyczynili się do największego odkrycia ostatnich lat ogłoszonego właśnie w tych dniach: znalezienia cząstki Higgsa - mówi prof. Wrochna.
Problem polega na tym, że pensje tych właśnie naukowców, realizujących cele statutowe i pracujących czysto badawczo, mogą zostać wypłacone jedynie z dotacji ministerstwa. Przepisy mówią, że dyrekcja nie ma swobody w korzystaniu ze swoich środków.
- Gdybyśmy musieli ich zwolnić, instytut przyjąłby osobliwy kształt - zarabialibyśmy pieniądze, mielibyśmy doskonały personel techniczny, ale zero naukowców. Nie realizowalibyśmy naszej podstawowej działalności - stwierdza szef NCBJ.
Rada Ministrów zadecydowała w sierpniu 2011 r. o utworzeniu NCBJ poprzez połączenie dwóch mniejszych instytutów m.in. po to, my mógł skutecznie współpracować i rywalizować z silnymi ośrodkami w innych krajach.
- Dlatego obcięcie dotacji przez Ministerstwo Nauki zaledwie w kilka miesięcy później było takim zaskoczeniem - wyjaśnia prof. Wrochna. Dodaje, że stawka dotacji została przez Ministerstwo Nauki formalnie obcięta o 20 procent w stosunku do sumy dotacji łączonych instytutów z zeszłego roku. - To zły punkt odniesienia, nie ma przepisu, który pozwalałby na taką operację.
Według NCBJ stawka dotacji powinna być liczona inaczej.
- Zgodnie z rozporządzeniem ministra w przypadku utworzenia nowego instytutu należy liczbę pracowników zaangażowanych w badania pomnożyć przez średnią dotację per capita w podobnych instytutach. Dałoby to wynik dwukrotnie większy od przyznanej nam kwoty. Problem w tym, że prawnicy ministerstwa widzą to inaczej - stwierdza prof. Wrochna.
- Nie mamy do czynienia ze złą wolą, to nie jest tak, że Ministerstwo Nauki chce nam zrobić krzywdę. Przyznało nam przecież inne dotacje, co - mając świadomość ograniczonych środków - należy szczególnie docenić. Nie daje nam dotacji na działalność statutową w takiej wysokości, w jakiej oczekujemy, bo prawnicy uważają, że nie może. To spór o interpretację niejasnych przepisów prawa - mówi dyrektor NCBJ.
Jednak konsekwencje tego sporu mogą być dramatyczne. - Ustawa o instytutach badawczych odsyła do prawa upadłościowego i naprawczego. A to jednoznacznie stwierdza, że niewykonywanie zobowiązań pieniężnych skutkuje ogłoszeniem upadłości - tłumaczy swoje stanowisko dyrektor Wrochna. - Nikt jednak nie wierzy, że taki duży instytut może upaść. To tak jak w Stanach Zjednoczonych długo nikt nie wierzył, że duży bank może upaść.
Dyrektor Centrum zwrócił się do Ministerstwa Gospodarki jako organu nadzorującego z prośbą o interwencję do ministra nauki bądź o znalezienie innego rozwiązania. Ma nadzieję, że do spotkania z ministrem gospodarki dojdzie w najbliższych dniach.
- Mamy zobowiązania międzynarodowe. W imieniu własnym i państwa polskiego realizujemy wiele projektów o skali miliardów euro. Nasze w nich zaangażowanie to kilka procent, ale wkład, który wnosimy - w postaci aparatury - jest kluczowy dla realizacji całości. Jeśli nie dostarczymy tej aparatury na czas, to całe urządzenie za miliard euro nie będzie na czas skończone i cała Europa będzie na tym cierpiała - stwierdza profesor. Jako przykład podaje projekt XFEL w Hamburgu. - To laser mający 3,5 kilometra długości, w którego tworzeniu mamy duży wkład. Jest realizowany na podstawie konwencji międzynarodowej, ratyfikowanej przez parlament. Jej zerwanie byłoby skandalem na skalę międzynarodową - mówi profesor.
Problemem byłoby też wygaszenie reaktora jądrowego "Maria". - Jądra atomowe nie podporządkują się żadnemu rozporządzeniu i będą się dalej rozpadały. Reaktor musi stygnąć kilkanaście do kilkudziesięciu lat - stwierdza. Równocześnie reaktor nie przynosiłby dochodów. - Paradoksalnie zamknięcie reaktora jest dużo bardziej kosztowne niż jego utrzymanie - wyjaśnia. Ważniejsze jest jednak to, że setki tysięcy pacjentów zostałyby pozbawione środków medycznych produkowanych przez NCBJ.
- Jestem przekonany, że rozwiązanie zostanie znalezione, bo przecież nie jest to kwestia braku pieniędzy o skali istotnej dla państwa. Problemem nie jest brak środków, tylko regulacje prawne, które nie pozwalają dostępnych środków optymalnie wykorzystać. Aby jednak wyjść z tych kleszczy prawnych, konieczne jest działanie na poziomie rządu - podsumowuje dyrektor NCBJ.
W sprawie sytuacji NCBJ skontaktowaliśmy się zarówno z Ministerstwem Nauki, jak i Ministerstwem Gospodarki.
- Pragniemy zwrócić uwagę, że organem nadzorującym Narodowe Centrum Badań Jądrowych jest Ministerstwo Gospodarki, które wraz z Państwową Agencją Atomistyki powinno mieć szerszą wiedzę dotyczącą funkcjonowania Centrum - informuje biuro prasowe Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. - Minister właściwy do spraw nauki przyznaje dotacje na utrzymanie potencjału badawczego i nie ma możliwości odpowiadać za kondycję finansową całej jednostki.
Z kolei Ministerstwo Gospodarki stwierdza, że "obecne trudności z zapewnieniem finansowania na wynagrodzenia w NCBJ wynikają z decyzji podjętych w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego w odniesieniu do finansowania podstawowej infrastruktury badawczej". Dodaje w przesłanej nam odpowiedzi, że finansowanie pozostające w kompetencji ministra gospodarki przeznaczane jest na poprawę stanu bezpieczeństwa i zadania edukacyjne w zakresie energetyki jądrowej. - Dodatkowe możliwości rozwoju współpracy NCBJ z Ministerstwem Gospodarki pojawią się po przyjęciu polskiego programu energetyki jądrowej przez Radę Ministrów, co planowane jest na IV kwartał tego roku - informuje Piotr Żbikowski, główny specjalista departamentu energii jądrowej w ministerstwie. I dodaje lakonicznie, że w sprawie problemów finansowych Centrum "prowadzone są prace" m.in. w porozumieniu z Państwową Agencją Atomistyki oraz Ministerstwem Nauki.
Alert24 jest dla Was. Piszcie o tym, co dla Was ważne. Jak się z nami skontaktować? Kliknijcie >>
Burze przechodzą nad Polską - błyskawice i gradobicia [GALERIA] >>