Niemieckie media o awanturze wokół "Zielonej granicy" Holland: Reakcja Ziobry "żałośnie błędna"

Na tegorocznym festiwalu w Wenecji realny świat pozostawał dotąd na uboczu. Do czasu pokazu filmu Agnieszki Holland "Zielona granica" - pisze "Die Tageszeitung".

Berliński dziennik "Die Tageszeitung" ("TAZ") opisując w czwartek, 7 września, konkursowe filmy pokazywane na Międzynarodowym Festiwalu w Wenecji, zwraca uwagę, że pierwsze pokazy nie miały wiele wspólnego z otaczającą rzeczywistością. Reżyserzy pokazywanych w tym roku filmów chętniej sięgali dotąd po tematy fikcyjne lub historyczne. Akcję swojego filmu "Zielona granica" we współczesności mocno osadziła dopiero polska reżyserka Agnieszka Holland – pisze "TAZ" o obrazie poświęconym sytuacji na polsko-białoruskiej granicy.

"Holland pokazuje łamanie praw człowieka na granicy w całej drastyczności, pokazuje kobiety w ciąży wyrzucane z furgonetek tak, że tracą swoje nienarodzone dziecko, pokazuje mężczyzn, którzy są bici, ponieważ protestują przeciwko traktowaniu przez straż graniczną. Holland łączy perspektywę migrantów z codziennym życiem polskiego strażnika granicznego, który ma w domu ciężarną żonę. W międzyczasie przełożony mówi mu, że ludzie uciekający przez granicę to nie ludzie, ale ‘żywe pociski używane przez Białoruś jako wojna hybrydowa" – czytamy w "TAZ". Dziennik pisze też, że obraz na granicy kontrastuje z pracą grupy pomocników, którzy dostarczają migrantom żywność, odzież i lekarstwa.

Zobacz wideo "Zielona granica". Nowa produkcja Agnieszki Holland [ZWIASTUN]

Historia nigdy nie jest czarno-biała

Gazeta zwraca uwagę, że film "Zielona granica" nakręcony został w formacie czarno-białym, choć "Holland stara się nie pozwolić, by (podział na) czerń i biel dominowały w oskarżeniu tej niesprawiedliwości, która trwa do dziś". O zacierających się granicach między tym, co dobre i złe, świadczy fakt, że w filmie w pewnym momencie strażnicy graniczni zaczynają odczuwać wyrzuty sumienia i przestają dokładnie kontrolować przewoźników i sprawdzać, czy za ładunkiem w luku bagażowym nie kryją się ludzie.

Ataki z Warszawy

O najnowszym filmie Agnieszki Holland pisze także "Sueddeutsche Zeitung" ("SZ"). W artykule "Wołanie w otchłań" autorka, Susanne Vahabzadeh, zwraca uwagę, że dramat o uchodźcach z granicy polsko-białoruskiej prowokuje ataki z Warszawy. "Polski polityk Zbigniew Ziobro, uważany za architekta reformy sądownictwa, napisał na X, dawniej zwanym Twitterem, że film przypomina dzieła propagandowe w 'Trzeciej Rzeszy', w których Polacy byli przedstawiani jako bandyci" – czytamy w "SZ".

Vahabzadeh pisze, że reakcja Ziobry jest "żałośnie błędna", ale być może nawet nie widział on tego filmu. Polską reżyserkę autorka artykułu chwali nie tylko za niezwykle złożony film o kryzysie uchodźczym, ale także za spokój, jaki zachowuje ona w obliczu ataków słownych na nią samą.

Zdaniem "SZ" "Zieloną granicę" można śmiało nazwać pretendentem do nagrody Złotego Lwa, ale reżyserka zasługuje jeszcze na drugą nagrodę "za stoicyzm, z jakim pozwala się nazywać zdrajczynią, a jednocześnie w historii, którą opowiada, nigdy nie traci z oczu szerszego obrazu. 'Zielona granica' pokazuje grę prowadzoną przez Rosję i Białoruś w celowym wysyłaniu uchodźców do demokracji, aby ją podkopać, a także podwójne standardy Unii Europejskiej. I tak, polska straż graniczna nie wygląda przy tym jak organizacja charytatywna" – podsumowuje "SZ".

Wyjątkowy wyczyn reżyserki

Zdaniem gazety nie dałoby się znieść tego filmu, gdyby nie pojawili się w nim Polacy, gotowi pójść do więzienia za wnoszenie termosów z zupą do lasu, a także niektórzy strażnicy graniczni, którzy – nie mogąc znieść tego, co robią, sami zaczynają ratować innych.

"Cały film jest trochę taki: to wołanie w otchłań. Holland wie, że sama nie będzie w stanie niczego zrobić, a mimo to mówi to, co ma do powiedzenia. Skondensowanie tego w filmie w taki sposób, że widzowi nieustannie łzawią oczy, a potem jego serce znów rośnie, jest wyjątkowym wyczynem kina. Ale jest to również forma najbardziej męcząca dla widza" – konkluduje Susanne Vahabzadeh w „SZ".

***

Autorka: Monika Stefanek (Dziennikarka Polskiej Redakcji Deutsche Welle w Berlinie)

Artykuł pochodzi z serwisu Deutsche Welle

 
Więcej o: