Petr Pavel: Na swój sposób tak, bo skończyła się kampania, która zawsze jest trochę przeinaczoną rzeczywistością. Wraca normalność, można się zajmować konkretnymi problemami. A to zawsze było mi najbliższe.
Zgadzam się, że innego wyjścia niż zwycięstwo wojskowe raczej być nie może, bo Kreml nie zamierza ukończyć agresji przeciw Ukrainie. Rosja musi przegrać, by zrozumieć swój błąd.
Ukraina już nie raz zademonstrowała wielką determinację i wolę zwycięstwa. Nie może więc zostać osamotniona. Musimy wytrwać i doprowadzić do tego, żeby Rosja wycofała swoje siły i zaczęły się negocjacje pokojowe.
Jestem dumny z tego, że Republika Czeska od samego początku wspiera Ukrainę i że była jednym z pierwszych państw, które zdecydowały się dostarczać jej broń, także ciężką. I że przyjęła prawie pół miliona ukraińskich uchodźców. Dzięki temu nasz kraj wie dziś, z jakimi wartościami się utożsamia, a tę wojnę chce doprowadzić do pomyślnego końca nie tylko dla jakichś materialnych korzyści, ale z pryncypialnych powodów.
Sądzę, że mamy udzielać Ukrainie wszelkiej pomocy, która zapewni jej wygraną oraz przywrócenie suwerenności i integralności terytorialnej. Czy mają to być myśliwce? Powinniśmy bardzo poważnie się nad tym zastanowić. Ale z drugiej strony są pewne ograniczenia. Łatwiej jest dostarczać czołgi, czy bojowe wozy piechoty niż samoloty, które wymagają dużego wsparcia logistycznego i treningu. Gdyby więc nawet była taka wola polityczna, wprowadzenie myśliwców do Ukrainy zajęłoby przynajmniej pół roku. Te wszystkie aspekty powinniśmy brać pod uwagę, żeby pogodzić skuteczność z praktycznością, kiedy myślimy o różnym uzbrojeniu dla Ukrainy.
Absolutnie. Moje poglądy na Ukrainę są stabilne. Jako wojskowy, a potem szczęśliwy emeryt twierdziłem, teraz zaś jako prezydent-elekt nadal twierdzę, że musimy pomagać Ukrainie, bo to leży w naszym żywotnym interesie. Jeśli odetniemy wsparcie wojskowe dla Ukrainy, wtedy najprawdopodobniej zwycięży Rosja – a to będzie także nasza porażka.
Wszyscy sąsiedzi są dla mnie ważni. Słowacja jest krajem najbliższym nam kulturowo, językowo i poprzez wspólną historię. Podróż do Polski to odpowiedź na dość niefortunne sformułowania mojego rywala w odniesieniu do zastosowania artykułu 5. [Andrej Babisz zapytany, czy jako prezydent posłałby żołnierzy, gdyby Rosja zaatakowała kraje bałtyckie lub Polskę, powiedział: "Nie, zdecydowanie nie. Chcę pokoju, nie chcę wojny" – red.]. Chciałbym zapewnić naszych sojuszników nie tylko w Polsce, ale i w państwach bałtyckich, że moc zobowiązań, które Republika Czeska podjęła w ramach obrony zbiorowej, nie zmieniła się i że z pewnością się z nich wywiążemy.
Konflikt na terytorium Ukrainy dotyka dziś nas wszystkich i to dość dotkliwie, bo nie tylko znacząco naruszył bezpieczeństwo w całej Europie, ale także sytuację gospodarczą i energetyczną w skali globalnej. W naszym interesie leży więc, by postrzegać wojnę przeciw Ukrainie jako priorytet. Dlatego uważam za istotne, by absolutnie jednoznacznie wyrażać Ukrainie naszą chęć wspierania jej nadal, także w zakresie powojennej odbudowy, jak i jej członkostwa w NATO i w UE.
W przeszłości kilka razy wyraziłem pewien sceptycyzm wobec V4. Gdy w jakimś ugrupowaniu występują dość zasadnicze różnice w kwestiach pryncypiów, wtedy ciężko szukać wspólnych stanowisk.
Z drugiej strony, zawsze łatwiej jest burzyć niż budować, więc z ostrożnością podchodziłbym do pomysłu, by być rzecznikiem likwidacji V4 i starałbym się raczej ponownie znaleźć konsensus w kwestii pryncypiów.
Być może udałoby się też prowadzić rozmowy w szerszym gronie państw Europy Środkowo-Wschodniej, które zajmowały podobne stanowiska wobec Ukrainy, i wykorzystać ich potencjał do forsowania wspólnych stanowisk w Unii.
To prawda, ale jej pierwotnym celem było wejście do struktur europejskich, zwłaszcza NATO i UE – i cel ten został zrealizowany. W deklaracji inicjującej współpracę wyszehradzką znajduje się piękne, uniwersalne i trudne do podważenia nawet dzisiaj sformułowanie, które mówi o współpracy i poszukiwaniu wspólnych stanowisk. Ale każda grupa, każda organizacja powinna mieć też coś, wokół czego może się zjednoczyć. A tym powinna być przede wszystkim zgoda w kwestiach zasadniczych. Ale, jak mówię, nie chcę skreślać V4. Myślę, że zawsze można szukać sposobów, by ją odświeżyć i nadać jej nowy impuls.
To jedna z tych podstawowych rzeczy. Ale też na przykład stosunek do Rosji.
Niemcy uważam za jednego z naszych absolutnie kluczowych partnerów, ponieważ nasza gospodarka, energetyka i handel są silnie z nimi powiązane. W naszym interesie leży nie tylko, żeby te relacje były dobre, ale i by nie były obciążone przeszłością. Pod tym względem już długo jesteśmy na dobrej drodze, bo stosunki między naszymi krajami są zbudowane na nowych fundamentach. Będzie mnie cieszyć, jeśli będę mógł wnieść swój wkład do tego trendu.
Mnie naprawdę cieszy, że nam się to udało w tak rozsądny i pozbawiony niepotrzebnych emocji sposób. Dobrze, że nie tylko w naszym dyskursie historycznym, ale i politycznym przyznaje się, że wysiedlanie (Niemców sudeckich) nie zawsze przebiegało właściwie, że doszło przy tym do zbrodni i naruszeń praw człowieka i norm prawa międzynarodowego. I dobrze, że o tym mówi się już publicznie. To także jest pewna forma godzenia się z faktem, że po obu stronach były uzasadnione powody, by odczuwać gorycz. Bardzo się cieszę, że znaleźliśmy sposób na uporanie się także z tym newralgicznym punktem naszych stosunków, i wierzę, że będziemy mogli uznać ten rozdział za zamknięty i działać dalej dzięki temu uporaniu się z przeszłością.
W przeszłości było to uważane za część czeskiej polityki zagranicznej opartej na takich wartościach jak prawa człowieka. Będę niezwykle dumny, jeśli będzie mi dane kontynuować tę linię, którą swego czasu wyznaczył prezydent Havel.
Linie podziału pojawiają się nie tylko u nas. Mieliśmy okazję zobaczyć, co na przykład prezydentura Donalda Trumpa uczyniła ze społeczeństwem amerykańskim, czy debata o brexicie z brytyjskim. Z pewnością nie jesteśmy pod tym względem wyjątkowi.
Wynik tych wyborów odbieram też jako dość mocną opinię głosujących, że konfrontacyjny styl polityki, który polega na dzieleniu i straszeniu, po prostu im nie odpowiada. Że chcą zmian. Postaram się, żeby także ci, którzy nie głosowali na mnie, a odnoszą wrażenie, że stoją po drugiej stronie barykady, zrozumieli, że w żaden sposób nie są spychani na margines, odrzucani. Jestem gotów ich wysłuchiwać i uwzględniać ich argumenty. Jeśli będą zmierzały ku rozwiązywaniu naszych realnych problemów, gotów jestem je wspierać także w rozmowach z rządem i zrobić wszystko, co w jakiś sposób posunie nas do przodu. Każdy, kto jest zdolny do cywilizowanej dyskusji, otrzyma tę przestrzeń.
Ale jednocześnie będę wyraźnie podkreślać, że jeżeli ktoś chce prezentować poglądy czy głosić argumenty przeciwne naszym narodowym interesom, naszemu bezpieczeństwu i zakotwiczeniu w demokratycznym świecie, to żadna dyskusja nie będzie możliwa. Nie możemy pozwalać na podkopywanie własnych fundamentów czy też podcinanie gałęzi, na której siedzimy. Działalibyśmy bowiem sami przeciw sobie.
Trzeba skupiać się na faktach, realnych rozwiązaniach. Być konsekwentnym. Mówić ludziom nie tylko o miłych sprawach, ale także o tym, co nie jest dla nich aż tak przyjemne. Być uczciwym we wszystkim, co się robi, i próbować używać prawdziwych kolorów malując obraz. Nie patrzeć na rzeczywistość przez różowe okulary. Takich opowieści się słucha miło, ale nie przynoszą tego, czego potrzebujemy. Takie jest moje podejście i wydaje się, że tego oczekuje większość naszego społeczeństwa.
W pierwszej kolejności uporanie się z ekonomicznymi i społecznymi skutkami wojny na Ukrainie, które mogą podzielić społeczeństwo. To znaczy zapewnienie ukierunkowanej pomocy dla tych, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji społeczno-gospodarczej, tak żeby umożliwić im przetrwanie.
A potem trzeba skupić uwagę na sprawach, które nie będą przyjemne, będą bolały, ale są absolutnie konieczne, jak głęboka reforma systemu podatkowego i systemu emerytalnego. Bo dalsze zwlekanie zemści się na nas w przyszłości, a szukanie nowych rozwiązań będzie jeszcze bardziej bolesne. Tak więc moje główne zadanie będzie polegało na wspieraniu rządu w komunikowaniu tych kroków, które z pewnością będą przynosić nam punkty ujemne. Ale trzeba wyjaśniać społeczeństwu, że po prostu innej alternatywy nie mamy.
Urodzony w 1961 roku generał armii Petr Pavel został wybrany w wyborach z 27 i 28 stycznia na prezydenta Republiki Czeskiej. W latach 2015-18 był przewodniczącym Komitetu Wojskowego NATO, w latach 2012-15 szefem Sztabu Generalnego Armii Republiki Czeskiej.
Tekst pochodzi z serwisu Deutsche Welle >>>