"W ciągu kilku dni skandal ekologiczny na zatrutej Odrze przekształcił się w spór obozów politycznych w Polsce" - pisze dziennik "Sueddeutsche Zeitung" we wtorkowym (16.08.2022) komentarzu. Jak ocenia, "najwyższy priorytet" powinny mieć pytania o to, co spowodowało masowe wymieranie ryb w polsko-niemieckiej rzece granicznej. "Ale poszukiwanie źródła i sprawców jest zagłuszane przez polityczne okrzyki wojenne" - zauważa autorka komentarza Viktoria Grossmann.
Więcej aktualnych informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
"Nastroje pomiędzy politycznymi obozami w Polsce od dawna są tak samo zatrute, jak woda w Odrze. Premier Mateusz Morawiecki od piątku wykazuje nerwową aktywność, najwyraźniej dostrzegł, że skandal ekologiczny może bardzo zaszkodzić partii PiS" - ocenia Grossmann. "Oczywiście nieprawidłowe reakcje kilku urzędów, które podlegają PiS, są na rękę PO" - dodaje.
Jak pisze, "Morawiecki i jego PiS reagują tak, jak zawsze: zarzutami i oskarżeniami". Polski premier obiecał wprawdzie wyjaśnienie i ściganie winnych oraz zdymisjonował szefów dwóch urzędów. "Ale samokrytyka nie należy do programu partii rządzącej. Morawiecki nie uczynił ani kroku w kierunku strony niemieckiej, która nie otrzymała żadnej informacji z Polski o zatruciu wody. Zamiast tego Morawiecki zarzucił Niemcom, że zbyt wolno i w źle zorganizowany sposób wydobywają martwe ryby z wody" - pisze niemiecka dziennikarka.
"To nie wygląda na poprawę współpracy polsko-niemieckiej" - dodaje.
Jak pisze, także polska opozycja "pochłonięta jest stawianiem zarzutów" i również wypowiedzi opozycji "mogą budzić wątpliwości, czy przeważa tu zainteresowanie wykryciem prawdy, czy też chęć zaszkodzenia przeciwnikowi".
"Można stwierdzić, że w Odrze upłynęło o wiele za dużo wody, zanim podjęto działania, aby powstrzymać wymieranie ryb. To związane jest ze strukturami, jakie stworzył PiS i jego sposobem rządzenia. PiS dąży do władzy absolutnej i nie reaguje na błędy transparentnie, ale w sposób charakterystyczny dla reżimów autorytarnych: tuszowaniem i pogarszaniem" - pisze Viktoria Grossmann. I ocenia, że "dopóki rządzi PiS, trudno mieć nadzieję na wyjaśnienie" sprawy katastrofy ekologicznej.
Berliński lewicowy dziennik "Die Tagezeitung" ocenia, że w sprawie katastrofy na Odrze PiS "całkowicie zawiódł". "Ryba psuje się od głowy. To znane także w Polsce powiedzenie stale słyszą teraz rządzący w Warszawie narodowi populiści z partii PiS" - pisze korespondentka gazety Gabriele Lesser. "Złość Polaków i ich rozczarowanie 'tymi na górze' jest zrozumiała. Bo jak to możliwe, że politycy rządu po prostu ignorowali ostrzeżenia o katastrofie ekologicznej? Przez prawie trzy tygodnie?" - czytamy.
Jak pisze Lesser, dopiero gdy zdjęcia tysięcy martwych ryb w drugiej największej rzece Polski pojawiły się w mediach na cały świecie, "niektórzy politycy PiS wsiedli do swoich limuzyn służbowych i pojechali na zachód. Jednak zamiast na brzegu polsko-niemieckiej rzeki granicznej posypać głowy popiołem i przyznać, że rząd PiS oraz zależne od niego urzędy ochrony środowiska zawiodły, tryumfowali z tego powodu, że w rzece 'nie ma rtęci'" - komentuje Lesser.
Jak zauważa, tylko premier Morawiecki odniósł się do zarzutów z Berlina i Brandenburgii, że polscy sąsiedzi nie dotrzymali umów w sprawie wymiany informacji w sytuacji katastrofy. "Bowiem i on nie został poinformowany - ani przez swoją minister środowiska, ani przez ministra infrastruktury, ani też przez liczne państwowe urzędy ochrony środowiska, które bezpośrednio podlegają rządowi" - dodaje autorka.
"Ale co zmienią dwa kozły ofiarne, które mogą jeszcze liczyć na to, że wkrótce dostaną od partii inne lukratywne posady? Cały system PiS śmierdzi na kilometr. Pozostaje mieć nadzieję, że wyborcy to zrozumieją w obliczu setek tysięcy martwych ryb i niepojętej lekkomyślności polityków PiS wobec zagrożenia dla zdrowia i życia Polaków. I że jesienią 2023 roku pozbawią władzy PiS, aby państwo rządów jednej partii znów stało się funkcjonująca demokracją. Najpierw jednak trzeba wyjaśnić przyczynę śmierci ryb" - komentuje Gabriele Lesser.
Dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung" zamieszcza krótką sylwetkę minister klimatu i środowiska Anny Moskwy. Jak pisze, do ostatniego weekendu w codziennej pracy 43-polityk chodziło głównie o to, by tak rozmiękczyć żądania UE w sferze polityki klimatycznej, aby nie obciążały zbyt mocno Polski, której zaopatrzenie w energię opiera się w dużej mierze na węglu. "Teraz w obliczu wymierania ryb w polsko-niemieckiej rzece granicznej jej porządek dnia bardzo się zmienił" - dodaje "FAZ". Ocenia, że złożona na niedzielnym spotkaniu z niemiecką minister środowiska Steffi Lemke obietnica intensywnego poszukiwania przyczyn katastrofy ekologicznej i współpracy z Niemcami "to również samoobrona - nie tylko przed krytyką z Niemiec dotyczącą dotychczas złej wymiany informacji ponadgranicznej ze strony Polski, ale też przed rosnącą wewnątrzpolityczną krytyką powolnej reakcji rządu w Warszawie".
Autor: Anna Widzyk
***
Artykuł pochodzi z serwisu Deutsche Welle
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina >>>