Jak pisze niemiecki dziennik "Die Welt" w piątkowym komentarzu, "czasem odnosi się wrażenie, że Unia Europejska jest całkowicie niezdolna do działania". Przykładem jest sabotowanie przez premiera Węgier Viktora Orbana kompromisu w sprawie sankcji na rosyjską ropę. "To, że Orban, uzbrojony w zasadę jednomyślności, może wodzić za nos Komisję Europejską, Parlament Europejski i pozostałych 26 unijnych szefów rządów, dowodzi, iż retoryka Orbana, w której UE jawi się jako potężny potwór, nie odpowiada rzeczywistości" – pisze autor komentarza w "Die Welt" "Alan Posener.
Więcej aktualnych informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
Jednak – dodaje – Komisji ostatnio udało się "wysadzić ukuty przez Orbana blok państw wschodnioeuropejskich przeciwko Brukseli". "Z inicjatywy prezydenta Andrzeja Dudy polski parlament postanowił zlikwidować 'Izbę Dyscyplinarną', stworzoną w celu podporządkowania sędziów łasce rządzącej partii PiS. Jeszcze okaże się, czy utworzona w zamian 'Izba Odpowiedzialności Zawodowej' w sumie nie będzie spełniać tej samej funkcji, czego obawia się opozycja. Na razie jednak trzeba cieszyć się z wycofania otwartego ataku na praworządność" – ocenia publicysta.
"To sukces przewodniczącej Komisji Ursuli von der Leyen, która odmawiała wypłacenia przysługujących Polsce 35 miliardów euro z Funduszu Odbudowy po pandemii koronawirusa tak długo, aż PiS nie drgnie w sprawach praworządności" – podkreśla komentator.
Zauważa też, że w normalnych okolicznościach zarówno postępowanie KE, jak i kary nałożone przez Trybunał Sprawiedliwości UE mogłyby jeszcze mocniej popchnąć Polskę w ramiona Orbana. "Ale Władimir Putin przyszedł Brukseli z pomocą" – dodaje Posener, cytując słowa Andrzeja Dudy, że Polska nie potrzebuje obecnie konfliktu z KE. Pisze także, że polskiej partii rządzącej może nadal podobać się populistyczna retoryka Orbana o „międzynarodowym spisku gejowskich klik", uległych wobec islamu zwolenników migracji czy feministycznych wrogach narodu, męskości i rodziny".
"Ale nikomu nie może umknąć to, że jest ona rozpowszechniana przede wszystkim przez Moskwę i wykorzystywana dla osłabienia Zachodu. Tak jak w czasie zimnej wojny, rządzący katolicy muszą zdecydować się na mniejsze zło w obliczu konfliktu między autorytaryzmem a wolnością. W Polsce ta decyzja zapadła. Na, w większości katolickich, Węgrzech - jeszcze nie" – konkluduje Posener.
Z kolei dziennik „Sueddeutsche Zeitung" krytykuje KE za zatwierdzenie polskiego Krajowego Planu Odbudowy, co jest pierwszym krokiem do odblokowania pieniędzy z Funduszu Odbudowy. Autorka komentarza Viktoria Grossmann pisze, że Bruksela postanowiła uznać powierzchowną operację na Izbie Dyscyplinarnej za "konstruktywne ustępstwo". Zwraca uwagę, że niektórzy komisarze, w tym wiceprzewodnicząca KE Vera Jourova i komisarz ds. sprawiedliwości Didier Reynders, nie chcieli zaakceptować polskiego KPO. "Przewodnicząca Komisji Ursula von der Leyen chciała jednak koniecznie wysłać sygnał jedności krajów UE" – pisze Grossman.
"Taka jej postawa daje partii PiS zwycięstwo, które wykorzysta. Wzrost notowań jest do przewidzenia. Tymczasem w ciągu prawie siedmiu lat rządów partia ta pokazała, jakie interesy realizuje: konsekwentne wywieranie wpływu na sądy i media. Nie należy oczekiwać od tego rządu poważnego wycofania się ze wszystkich kroków, mających na celu demontaż trójpodziału władzy" – ocenia Grossman.
Zarzuca KE, że postępuje "nielojalnie wobec wszystkich obrońców i bojowników o praworządność i demokrację w Polsce" i "zawodzi ich zaufanie". Zdaniem Grossmann mało prawdopodobne wydaje się, że polski rząd wypełni warunki wypłaty pieniędzy z Funduszu Odbudowy.
Także lewicowy berliński dziennik "Die Tageszeitung" (TAZ) pisze o "zbyt wczesnych ustępstwach" Brukseli wobec Polski. Jak pisze autorka artykułu Barbara Oertel, "radosna wiadomość", którą w czwartek w Warszawie ogłosiła von der Leyen to "nagradzenie Polski z wyprzedzeniem". Dziennikarka "TAZ" tłumaczy, że jak dotąd nie jest jasne, co powstanie w miejsce likwidowanej Izby Dyscyplinarnej SN – skutecznego środka karania i usuwania nielubianych sędziów".
"Na końcu może się okazać, że to ustępstwo PiS było tylko kosmetyką" – ocenia Oertel. I dodaje, że mimo to von der Leyen, nie zważając na krytykę ze strony własnej instytucji, pozwoliła "odebrać sobie środek nacisku".
"Teraz, gdy chodzi o stworzenie wspólnego frontu przeciwko Rosji, Warszawa i Bruksela nagle dążą do mniej więcej tego samego celu. Nie jest to czymś błahym, biorąc pod uwagę wojnę w Ukrainie i potrzebę jedności Europy. Ale wyciąganie z tego wniosku, że za wszelką cenę trzeba wyjść naprzeciw Warszawie, jest błędem" – ocenia "TAZ".