Francja. Trwają wybory prezydenckie. Przewaga Macrona nad Le Pen topnieje. Ekspert: Beczka prochu grożąca eksplozją

Wybory prezydenckie we Francji właśnie się rozpoczęły. W niedzielę 10 kwietnia odbędzie się pierwsza tura. Zdecydowana przewaga, jaką miał Emmanuel Macron nad goniącą go w sondażach liderką nacjonalistycznej, skrajnej prawicy Marine Le Pen, zaczęła gwałtownie topnieć krótko przed wyborami prezydenckimi. W sobotę, w ostatnim dniu kampanii, według Francuskiego Instytutu Opinii Publicznej (Ifop) przewaga ta zmalała do 2 proc. Czy Macron ma szansę na reelekcję?
Zobacz wideo Andrzej Rozenek: "Macron ma rację. Jesteśmy skansenem na skalę światową"

Politolodzy we Francji niepokoili się, aby nie powtórzyła się sytuacja z kwietnia 2002 roku. Wtedy notowano rekordowo niską frekwencję. Do urn poszło nieco ponad 28 proc. uprawnionych. Przyczyną tego było powszechne przekonanie, iż w drugiej turze staną naprzeciwko siebie gaullista Jacques Chirac i socjalista Lionel Jospin. Gdy okazało się, że do drugiej tury przeszła przywódczyni skrajnej prawicy Jean-Marie Le Pen, udział w wyborach był masowy. Na Jacquesa Chiraca głosowało ponad 82 proc. uprawnionych.

Według instytutu Odoxa teraz do urn może nie pójść jedna trzecia uprawnionych. Więcej niepewności co do frekwencji związanych jest z postawą elektoratu lewicy - partii Jean-Luc Melenchona i Ekologów Yannicka Jadot. Większej absencji można się spodziewać według Odoxa w przedziale wieku 25 - 34 lata oraz wśród gorzej sytuowanych rodzin, mniejszej - w elektoracie powyżej 65. roku życia. Według sondażu 39 proc. ankietowanych zwolenników Emmanuela Macrona zapewnia, że weźmie udział w głosowaniu, w przypadku Marine Le Pen jest to 38 proc.

Więcej aktualnych informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl

Francja. Wybory prezydenckie. Przewaga Macrona nad Le Pen topnieje

- Gdy byłem młody, przekonałem się, że decyzje, na kogo głosować, były wykrystalizowane już w styczniu, lutym. Teraz dzieje się to w ostatniej chwili, często w dniu wyborów, już w drodze do urn - mówi w rozmowie z Deutsche Welle Gilles Finchelstein, polityk, intelektualista, a od 2000 roku dyrektor generalny Fundacji Jean-Jures. To instytucja polityczna, pierwsza tego rodzaju założona we Francji, niezależna, proeuropejska, o orientacji socjaldemokratycznej. Jej zadaniem jest analiza polityczna oraz stawianie prognoz krótko i długoterminowych.

Gilles Finchelstein od 2002 roku jest dyrektorem studiów w działającej na całym świecie grupie Euro RSCG Havas, z siedzibą w Nowym Jorku. Zajmuje się ona sprawami związanymi z reklamą, marketingiem, komunikacją w biznesie oraz rozwiązaniami interaktywnymi. Rozmówca DW jest zdania, że "istnieje ryzyko" wysokiej absencji w pierwszej turze i że jest to "zupełnie realne".

Według niego wpływ na to ma fakt, że aż 62 proc. ankietowanych deklarowała, iż jeszcze nie wie, na kogo zagłosuje. - Jest to znak nowego etapu, na jakim znalazła się demokracja - mówi ekspert.

Gilles Finchelstein przyznał, że wybory mają dla niego "coś z chemii". - W latach osiemdziesiątych była to demokracja przeze mnie nazywana solidną - tak jak ciała stałe. Dlatego tak wcześnie było wiadomo, kto będzie na kogo głosował. Ludzie już na początku roku podejmowali decyzje. W latach dziewięćdziesiątych demokracja przybrała formę stanu płynnego. Pojawiły się kontestacje istniejącego porządku i układu sił politycznych. Teraz, od wyborów 2017, można mówić o stanie gazowym. To beczka prochu grożąca eksplozją i dlatego decyzje zapadają w ostatniej chwili.

Dyrektorka do spraw badań w prestiżowej wyższej szkole nauk politycznych Sciences Po, Anne Muxel, stwierdza, że w tej chwili Francuzi zajmują pozycje "tymczasowe, niezdecydowane" wobec wyborów. - Czasami głosują, czasami nie. Mobilizacja elektoratu zależy od stawki, jaka jest w grze - wyjaśnia.

W przypadku wyborów 2022 wydaje się, że wynik rozgrywki w pierwszej turze jest tak oczywisty, że wiele osób zniechęca to do wzięcia udziału w wyborach. W drugiej turze z kolei może być gorąco i tłumy runą do urn wyborczych, jak prorokują komentatorzy we francuskich mediach. Tymczasem na krótko przed wyborami przewaga Macrona zaczęła szybko spadać. W sobotę, w ostatnim dniu kampanii, według Francuskiego Instytutu Opinii Publicznej (Ifop) zmalała do zaledwie 2 proc.

Wybory prezydenckie we Francji. Wyniki trudne do przewidzenia

Za pewnik przyjęto, że w drugiej, decydującej turze, przewidzianej na 24 kwietnia, spotkają się Emmanuel Macron i Marine Le Pen. Natomiast wszyscy głowią się nad tym, kogo poprą elektoraty przegranych w pierwszym starciu.

Kandydatka tradycyjnej prawicy neogaullistowskiej, Valerie Pecrese, której notowania spadły poniżej dziesięciu procent, deklaruje, iż odda swój głos na Macrona, czyli przedstawiciela obozu demokratycznego. Tylko czy za nią pójdzie jej elektorat?

Nie wiadomo, czy skrajna prawica Erica Zemoura poprze Marine Le Pen. Podobnie trudna do odgadnięcia jest postawa elektoratu lidera ekstremalnej lewicy Jean-Luca Melenchona. Część z jego zwolenników opowiada się za skrajnie prawicową nacjonalistką Marine Le Pen.

Ostatnie sondaże przed pierwszą turą wyborów przychylniejsze dla Marie Le Pen

- Wydaje mi się, że pozycja Macrona nie jest zagrożona. W 2017 byłem zdania, że zwycięstwo Le Pen jest nieprawdopodobne, teraz myślę, że jest ono praktycznie niemożliwe - mówi Gilles Finchelstein w rozmowie z DW.

Jego zdaniem pozycja Macrona jest mocna i stabilna. Na skrajną prawicę chce głosować mniejszość. Niemniej ostatnie sondaże przed pierwszą turą wskazywały na możliwość innego rozdania. Są one przychylniejsze dla Le Pen, kosztem obecnego prezydenta. Zwycięstwo Emmanuela Macrona oznacza stabilizację w realizowaniu dotychczasowej polityki zarówno w kontekście francuskim, jak i europejskim. Sukces Marine Le Pen to wielka niewiadoma na obydwu tych płaszczyznach, chociaż pojawienie się skrajnie prawicowego konkurenta Erica Zemoura pozwala nacjonalistycznej liderce na zajęcie bardziej umiarkowanych pozycji na przykład wobec wyjścia ze strefy euro.

Jej sukces na pewno ożywi ruchy nacjonalistyczne, antyeuropejskie, mogące liczyć na poparcie Putina – twierdzą komentatorzy w mediach francuskich. Według nich Macron prowadził bardzo skromną kampanię przedwyborczą, ze względu na jego zaangażowanie się w sprawy międzynarodowe związane z agresją Rosji na Ukrainę. Początkowo "element ukraiński" sprzyjał Macronowi, jego popularność wzrosła do 30 proc. Jednak w miarę przybliżania się terminu wyborów ten zagraniczny czynnik przestawał mieć znaczenie. Wykorzystała to Le Pen, która zaczęła rozgrywać kartę spraw wewnętrznych zgodnie z zasadą, że "koszula bliższa ciału".

Wybory we Francji i polski wątek. Starcie Macron - Morawiecki

We francuskiej kampanii nie zabrakło i polskiego akcentu. Stało się tak za sprawą krytyki Emmanuela Macrona przez premiera Mateusza Morawieckiego, który zarzucił prezydentowi V Republiki, że ten często rozmawia z Putinem, ale że "nic konkretnego to nie daje".

Emmanuel Macron odparował, że argumenty szefa polskiego rządu są "bezpodstawne i skandaliczne" oraz oskarżył Morawieckiego o "mieszanie się w wewnętrzne sprawy Francji poprzez zabierania głosu w trakcie kampanii przedwyborczej". Dodał, że rząd w Warszawie otwarcie popiera Le Pen, a Morawiecki chce, aby to ona wygrała w drugiej turze.

***

Artykuł pochodzi z serwisu Deutsche Welle

Więcej o: