- Sytuacja jest dramatycznie poważna. Tak poważna, jak jeszcze nigdy w czasie tej pandemii - przestrzegał Jens Spahn na piątkowej (26.11) konferencji prasowej w Berlinie. Liczba zakażeń koronawirusem w Niemczech rośnie w zastraszającym tempie; w piątek odnotowano 76 414 nowych przypadków w ciągu doby, a siedmiodniowa zapadalność na 100 tys. mieszkańców wzrosła do 438,2. Coraz więcej szpitali jest na granicy wydolności, a lekarze alarmują, że niebawem mogą być zmuszeni stosować triaż, czyli selekcję pacjentów.
- W obliczu tej "narodowej sytuacji kryzysowej" robi się za mało i często zbyt późno - ocenił Spahn. - Musimy zatrzymać tę falę teraz - podkreślił. I dodał, że na krótką metę tylko jeden krok może przynieść zmianę: "liczba kontaktów musi zostać ograniczona, znacznie ograniczona".
Minister nie użył wprawdzie słowa "lockdown", ale konkretnie wspomniał o ograniczeniach dla niezaszczepionych (tzw. zasada 2G) oraz odwołaniu większych imprez. Jego zdaniem tradycyjne jarmarki świąteczne, które rozpoczęły się w wielu miastach Niemiec mimo pandemii, "nie pasują do dramatycznej sytuacji".
Jak mówił, nie można już powiedzieć, że jest "pięć, czy nawet dziesięć po 12:00". - W międzyczasie jest już wpół do pierwszej, ale nie wszędzie usłyszano dźwięk budzika - dodał Spahn. Jego zdaniem nowa koalicja SPD, Zielonych i FDP zbyt długo zwleka z podjęciem zdecydowanych kroków w walce z pandemią, ale minister wskazał, że odpowiedzialność spoczywa też na władzach landów i władzach lokalnych.
Także szef Instytutu Roberta Kocha (RKI) Lothar Wieler zażądał działań, które pomogą ograniczyć kontakty i zmniejszyć liczbę infekcji. Jak przekonywał, za każdym razem, gdy rezygnujemy ze spotkania albo postanowimy trzymać się z daleka od skupisk ludzi, "pomagamy spowolnić rozprzestrzenianie się wirusa". Zaapelował też o szczepienie się na COVID-19 oraz przestrzeganie restrykcji pandemicznych, obowiązujących w krajach związkowych
Przeczytaj więcej informacji ze świata na stronie głównej Gazeta.pl.
Według szefa RKI w niemieckich szpitalach przebywa aktualnie 4000 pacjentów z COVID-19, wymagających intensywnej terapii. Prawie połowa z nich wymaga też inwazyjnej wentylacji. Jak podkreślił Wieler, co piąte dostępne łóżko na oddziałach intensywnej terapii w Niemczech jest zajęte przez pacjenta z COVID-19, co wpływa także na sytuację innych pacjentów i zmusza do przesuwania pilnie potrzebnych operacji.
Najtrudniejsza sytuacja jest w regionach na południu Niemiec. Aby odciążyć tamtejsze szpitale, w piątek wojsko rozpoczęło ewakuację pacjentów wymagających intensywnej terapii do innych regionów Niemiec. Wczesnym popołudniem przystosowana do transportu ciężko chorych pacjentów maszyna Bundeswehry Airbus A310 MedEvac wyleciała do Memmingen w Bawarii, aby zabrać stamtąd pacjentów na lotnisko Muenster-Osnabrueck w Nadrenii-Północnej Westfalii. Według ministra zdrowia w najbliższym czasie Bundeswehra ma pomóc w przeniesieniu około setki pacjentów z COVID-19 z regionów najbardziej dotkniętych pandemią.
Lekarze coraz częściej ostrzegają, że niebawem mogą być zmuszeni stosować triaż, czyli selekcję pacjentów, którym udzielana jest pomoc. W piątek Niemieckie Międzydyscyplinarne Zrzeszenie Terapii Intensywnej i Medycyny Wypadkowej (DIVI) wydało zaktualizowane zalecenia w tej sprawie. Wynika z nich, że dokonując takiej selekcji, lekarz nie może kierować się tym, czy pacjent jest zaszczepiony na COVID-19. Wszyscy pacjenci muszą być traktowani na równi, także ci, którzy czekają na operację, a kolejne przesunięcie zabiegu zagrażałoby ich życiu. Decydującym kryterium w selekcji musi pozostać szansa powodzenia terapii - wynika z zaleceń, cytowanych przez media.
W czwartek (25.11) liczba zmarłych na COVID-19 w Niemczech od początku pandemii przekroczyła 100 tysięcy. - Ilu ludzi będzie musiało jeszcze umrzeć? Co musi się jeszcze wydarzyć, aby wszyscy zaczęli współdziałać, by zwalczyć wirusa - pytał Wieler.
Według najnowszego sondażu "Barometr polityczny" telewizji publicznej ZDF, 63 proc. mieszkańców Niemiec uważa, że w ich kraju nie robi się wystarczająco dużo dla ochrony przed koronawirusem. 31 proc. sądzi, że podejmowane działania są wystarczające. Jednocześnie 62 proc. respondentów ma poczucie, że ich zdrowie jest zagrożone przez koronawirusa - a to więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Zagrożenia nie odczuwa 36 proc. pytanych, zaś pozostali nie wiedzieli, jak odpowiedzieć na zadane pytanie.
DPA, RTR/ widz
Artykuł pochodzi z serwisu Deutsche Welle.