Holenderska policja o atakach na sklepy: Nie sądzimy, żeby ataki były wymierzone w Polaków

W ostatnim czasie mnożyły się doniesienia o atakach na polskie sklepy w Niderlandach. - Polska społeczność jest zaniepokojona i doskonale to rozumiemy; mogę jedynie uspokoić, że nie sądzimy, żeby ataki na sklepy były wymierzone w Polaków - powiedziała w rozmowie z "Deutsche Welle" rzeczniczka policji.

- Uważamy, że ostatnie ataki na sklepy z polskimi produktami nie były wymierzone ani przeciwko Polakom, ani przeciwko polskiej społeczności w Niderlandach - powiedziała DW Wendy Boudewijn, rzeczniczka departamentu Policji Holandii Północnej.

Holandia. Policja uważa, że ostatnie ataki na sklepy nie były wymierzone w Polaków

- Polska społeczność jest zaniepokojona i doskonale to rozumiemy; mogę jedynie uspokoić, że nie sądzimy, żeby ataki na sklepy były wymierzone w Polaków. Oczywiście dochodzenie nadal trwa, mamy kilkoro świadków, poszukujemy kolejnych, sprawdzamy również nagrania z kamer monitoringu - powiedziała Boudewijn.

Rzeczniczka dodała też, że policja zwiększyła patrole w okolicy polskich marketów. - Nie jesteśmy oczywiście w stanie monitorować ich przez 24 godziny na dobę i siedem dni w tygodniu, ale zwracamy większą uwagę na wszystkie podejrzane zachowania, apelujemy również do mieszkańców, żeby dzwonili na 112 natychmiast, jeśli zauważą coś nietypowego - dodała rzeczniczka.

Wybuch w AalsmeerHolandia. Doszło do wybuchów w dwóch polskich supermarketach

Właściciele sklepów, w których doszło do eksplozji, mówią, że się nie znają

W ostatnich dniach w Niderlandach doszło do trzech eksplozji w sklepach o nazwie "Biedronka", handlujących polskim towarem. Właścicielami wszystkich są iraccy Kurdowie. Pierwszy wybuch miał miejsce w nocy z poniedziałku, 7 grudnia, na wtorek w miejscowości Aalsmeer, 13 km od Amsterdamu.

Drugi - tej samej nocy 100 km dalej, w mieście Heeswijk-Dinther w Południowej Holandii. Z ustaleń policji wynika, że w Biedronce w Heeswij-Dinther materiały wybuchowe zostały przyklejone do szklanej witryny sklepy. Eksplozja miała dużą siłę, zniszczyła nie tylko fasadę budynku, ale uszkodziła także okoliczne sklepy, pizzerię i aptekę, znajdujące się po drugiej stronie ulicy. Oferowane w sklepie towary, szkło i gruz siła wybuchu wyrzuciła na ulicę. Ewakuowanych zostało także 20 lokatorów z mieszkań znajdujących się nad sklepem, którzy kilka następnych godzin spędzili w siedzibie lokalnej straży pożarnej, czekając, aż policja oszacuje, czy wybuch naruszył konstrukcję budynku i czy da im zielone światło dla powrotu do domu.

Wybuch w polskim sklepie w Holandii, 8 grudnia.Holandia. Wybuch w polskim sklepie. Trzeci taki przypadek w ciągu dwóch dni

- Mój sklep jest całkowicie zniszczony. Jestem w szoku. Nie wiem, kto to zrobił i dlaczego - powiedział w rozmowie z lokalnym radiem Omroep Brabant Shwana Rabati, właściciel marketu. Sklep w Heeswijk-Dinther prowadził dopiero od stycznia, ale przyznał, że razem z rodziną i przyjaciółmi prowadzi markety z polskimi produktami także w innych miejscowościach, w tym w Uden, Oss, Almere, Weert i Nistelrode. 

Tymczasem wysadzona 100 km dalej Biedronka z Aalsmeer należy do kogoś innego. Jej właściciele to także Kurdowie: 25-letni piłkarz trzecioligowego klubu Quick Boys Mohamad Mahmoed i jego brat Moshkhal. W wywiadzie dla dziennika Trouw powiedzieli, że nie znają Rabatiego, nigdy go nie spotkali i nie mają też z nim żadnych powiązań.

Właścicielami sklepów są Kurdowie

Sklep w Aalsmeer prowadzili od 14 miesięcy. W nocy z poniedziałku na wtorek o godz. 3 rano doszło tam do pożaru; policja wciąż nie wie, co było jego bezpośrednią przyczyną. Sąsiedzi mówią, że wydarzenie poprzedził głośny huk. Eksplozja rozsadziła fasadę sklepu. Według świadków po ulicy toczyły się setki puszek z żywnością.  Zniszczone zostało również znajdujące się nad sklepem mieszkanie i zaparkowany po drugiej stronie ulicy samochód na polskich rejestracjach, należący do jednego z lokatorów domu. Im się nic nie stało, ale musieli zostać ewakuowani; eksplozji nie przeżył ich kot. Pozostałe budynki w okolicy nie były zamieszkałe.

Tymczasem w środę (9.12.2020) o godz. 5.15 rano doszło do eksplozji w kolejnym sklepie należącym do Mahmoedów. Tym razem w położonym 30 km od Aalsmeer mieście Beverwijk w Holandii Północnej. Tutejsza Biedronka to nowość, została otwarta raptem kilka godzin wcześniej w lokalnym centrum handlowym w dzielnicy Beverhof. W wyniku wybuchu fasada budynku także została poważnie uszkodzona, nikomu nic się nie stało, chociaż prezydent miasta Martijn Smit przyznał, że na pobliskich ulicach już zaczęli się pojawiać pierwsi przechodnie.

- To nie do wiary. Nie mam żadnych wrogów, nigdy nie czułem się też zagrożony. Może ktoś jest zazdrosny, bo widzi, że mamy coraz więcej klientów i coraz lepiej nam się powodzi? - powiedział mediom Mohamad Mahmoed.

Zobacz wideo Brawurowy pościg za kierowcą, który myślał, że ucieknie czeskim policjantom

Śledztwo w toku

Policja mówi, że nadal prowadzi śledztwo w sprawie wybuchu i bada wszystkie wątki. Dziennik "Trouw" donosi, że niektórzy właściciele polskich sklepów poprosili policję o dodatkowe patrole.

Holenderskie Biedronki, oprócz nazwy, nie mają nic wspólnego z należącą do portugalskiego koncernu Jeronimo Martins popularną siecią marketów w Polsce. W Holandii jest ponad 100 sklepów handlujących polskimi towarami, większość z nich jednak należy do cudzoziemców. - To bardzo ciężka praca, mało kto chce pracować 7 dni w tygodniu - powiedział "DW" właściciel takiego sklepu w Hillegom, także obcokrajowiec. Prosił jednak, żeby nie podawać ani nazwy marketu, ani jego danych. - Nie chcę mieć problemów - tłumaczył. Z oferty sklepów korzysta głównie licząca ok. 195 tys. osób holenderska Polonia, a także mieszkający w Niderlandach Rosjanie, Bułgarzy i Łotysze.

Więcej o: