Drgawki Angeli Merkel mają podłoże psychiczne. "Przez jakiś czas muszę teraz z tym żyć"

Angela Merkel w ostatnim czasie trzykrotnie dostawała ataku drgawek. Zaczęło się od wojskowych honorów z prezydentem Ukrainy i powtórzyło w analogicznej sytuacji z premierem Finlandii. Tym razem kanclerz zdecydowała, by podczas oficjalnego powitania duńskiej premier siedzieć i przyznała, że jej drgawki mają podłoże psychiczne.
Zobacz wideo

Podczas uroczystości powitania nowej duńskiej premier w Berlinie kanclerz Angela Merkel usiadła na krześle. Zrobiła to też duńska premier Mette Frederiksen.

64-letnia kanclerz miała w ciągu kilku tygodni trzy ataki drgawek. Ostatni, w środę, miał miejsce na dziedzińcu Urzędu Kanclerskiego. Następnie Merkel wystąpiła przed kamerami taka, jaką ludzie znają od lat. Spokojna, rzeczowa, bez większych emocji, z lekkim uśmiechem i przyznała, że drżenia mają podłoże psychiczne. - Wciąż przerabiam sytuację podczas ostatnich honorów wojskowych z prezydentem Zełenskim. Ten proces najwyraźniej jeszcze się nie skończył, ale są postępy. I przez jakiś czas muszę teraz z tym żyć. Mam się dobrze. Nie trzeba się martwić - powiedziała. I to wszystko zaledwie godzinę po silnych drżeniach.

Za mało wody czy reakcja psychiczna?

Gdy w połowie czerwca Angela Merkel witała nowego ukraińskiego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, jej ciało mocno drżało. Dziewięć dni później podobna sytuacja wydarzyła się podczas zaprzysiężenia nowej minister sprawiedliwości. Wkrótce po ustąpieniu ataku pani kanclerz znów była zupełnie opanowana.

Po pierwszym ataku w kręgach rządowych można było usłyszeć, że panował tego dnia wielki upał, a szefowa rządu za mało piła. Za drugim razem mówiono o tym, że drżączka może być rodzajem psychicznej reakcji. Teraz potwierdziła to sama kanclerz.

Chorzy politycy? Nowość w Niemczech

Fakt, że w Niemczech dużo mówi się o stanie zdrowia czołowego polityka, jest nowością. Meldunki o chorobach kanclerzy należały w przeszłości do wyjątków.

Willi Brandt (SPD), kanclerz z początku lat 70., cierpiał na długotrwałe stany depresyjne, o czym Niemcy mieli nie wiedzieć. Nikt nie wiedział o tym, że gdy Helmut Kohl w 1989 roku bronił swego stanowiska przed wewnątrzpartyjnymi krytykami, cierpiał piekielne bóle z powodu choroby prostaty. Politycy najwyraźniej wiedzieli, co robią. Niemcy nie lubią, gdy ich przywódcy słabną. Poza tym w Niemczech sfera prywatna jest bardziej chroniona niż w wielu innych demokracjach.

W USA otwarcie mówi się o wynikach badania krwi prezydenta, także we Francji stan zdrowia polityków nie jest tematem tabu. Nie zawsze tak było. Prezydenci Franklin D. Roosvelt i John F. Kennedy byli podczas swoich kadencji ciężko chorzy, o czym opinia publiczna prawie nie wiedziała.

Praca na pełen etat z chorobą

Do zmiany sytuacji w Niemczech przyczyniła się między innymi popularna premier Nadrenii-Palatynatu Malu Dreyer (SPD), mówiąc otwarcie o swoim stwardnieniu rozsianym. Dyktatury i sterowane demokracje mają z tym problem. W Europie Wschodniej, Azji czy Afryce politycy nie chorują. Aby dać temu wyraz, półnagi Władimir Putin kłusuje konno przez step. Angela Merkel jako pierwsza odziera temat z dramatyzmu. Mówi: "Teraz muszę żyć z drżączką". Właśnie rozpoczęła ten etap.

Artykuł pochodzi z serwisu Deutsche Welle.

Więcej o: