Sprawa zabójstwa taksówkarza w końcu wyjaśniona

Czterech mężczyzn zatrzymali łódzcy policjanci w związku z zabójstwem taksówkarza ze Zduńskiej Woli. Do morderstwa doszło w grudniu zeszłego roku. Trzej dorośli odpowiedzą za zabójstwo, 16-latek za niepowiadomienie o zbrodni.

Siódmego grudnia 2009 r. 69-letni taksówkarz odjechał polonezem atu około godziny 18:00 z postoju przed dworcem PKS w Zduńskiej Woli. Więcej go nie widziano. Nie odbierał telefonu co wzbudziło podejrzenia rodziny gdyż mężczyzna nie pracował w nocy.

Następnego dnia popołudniu dyżurny policji w Zduńskiej Woli został poinformowany o odnalezieniu zwłok mężczyzny. Leżały na terenie rozlewisk w okolicach miejscowości Rembieszów, w gminie Zapolice. Dziewiątego grudnia ciało okazano rodzinie zaginionego taksówkarza. Rozpoznała go.

Policjanci odnaleźli również samochód. Spalony pojazd został zlokalizowany w okolicach miejscowości Strońsko w gminie Zapolice w dorzeczu rzeki Warty.

Policyjna specgrupa

Komendant łódzkiej policji powołał specjalną grupę operacyjno -dochodzeniową. Wyznaczył także 5.000 złotych nagrody dla osób, które przekażą informacje mogące przyczynić się do ustalenia sprawców tej zbrodni. Niestety nic to nie dało, nikt nie przekazał istotnych informacji.

Policjanci przesłuchiwali typowane osoby. Również z użyciem wykrywacza kłamstw. Krok po kroku zawężali listę podejrzanych.

Kilka dni temu doszło do zatrzymań. W ręce kryminalnych wpadło czterech mieszkańców gminy Zapolice w wieku 16, 19, 20 i 22 lat. Byli kompletnie zaskoczeni. Trzej dorośli usłyszeli zarzuty zabójstwa taksówkarza natomiast nieletni odpowie za niezawiadomienie o popełnionym przestępstwie.

Jak doszło do zabójstwa?

Z dotychczasowych policjantów wynika, że po eskapadzie do Zduńskiej Woli i zakupieniu alkoholu postanowili wrócić do domu taksówka. Jeden z nich wsiadł do stojącego na postoju poloneza a następnie po drodze zabrał trzech kompanów. Zamówili kurs do Rembieszewa.

Gdy dojeżdżali kazali kierowcy zjechać w polną drogę i zatrzymać się. 16-latka posłali do domu na piechotę.

Pozostała trójka pobiła ofiarę do nieprzytomności. Potem porzucili mężczyznę na wyspie pomiędzy mokradłami.

Samochodu pozbyli się następnego dnia. Spalili go na mało uczęszczanych terenach w odległości kilku kilometrów od miejsca porzucenia zwłok. Po zbrodni wrócili do codziennych zajęć. Po pół roku wpadli w ręce policji. Trafili do aresztu. Żaden z nich nie był do tej pory notowany za przestępstwa kryminalne.

W serwisie policyjni.pl także: Zabili, bo chcieli zobaczyć jak umiera człowiek

Więcej o: