Pierwszego września 1992 Jarosław Ziętara - dziennikarz śledczy "Gazety Poznańskiej" - wychodzi z domu do redakcji i ginie bez śladu. Po kilku dniach w mediach pojawiają się pierwsze informacje o jego zaginięciu. Redakcja wyznacza nagrodę w wysokości 20 mln zł (dzisiaj 2 tys. zł) za pomoc w odnalezieniu swojego pracownika. W tym momencie poznańscy dziennikarze rozpoczynają walkę o to, by policja i prokuratura zaczęły wreszcie szukać ich kolegi.
Ostatecznie śledztwo zostaje wszczęte dopiero rok po zaginięciu, dzięki interwencji Rzecznika Praw Obywatelskich. - Zmarnowano okazję do wykonania czynności, które przeprowadza się zaraz po uprowadzeniu człowieka - mówi kolega zaginionego, obecnie dziennikarz gazety "Polska-Głos Wielkopolski" Krzysztof Kaźmierczak. Jak dodaje, organy ścigania długo trzymały się wersji, że Jarosław Ziętara postanowił zmienić swoje życie i wyjechał za granicę. - On zajmował się tematami które mogły zagrozić jego życiu, stykał się ze środowiskiem przestępczym. Dlaczego to zlekceważono? - pyta Kaźmierczak.
Dopiero po kliku latach śledczy zmienili podejście do sprawy. - Dysponujemy zeznaniami świadków oraz innymi dowodami, dzięki którym udało się przyjąć najnowszą konkretną wersję śledczą. Według niej grupa kilku osób dokonała zabójstwa Jarosława Ziętary na zlecenie - mówił w 1999 roku "Gazecie Wyborczej" prowadzący śledztwo prokurator Andrzej Laskowski. Mimo tych zeznań sprawców ani ciała dziennikarza do tej pory nie udało się odnaleźć.
Do wersji śledczych dużo wcześniej na własną rękę doszli dziennikarze, którzy próbowali dowiedzieć się, co stało z Zientarą. Z ich ustaleń wynika, że dziennikarz wszedł w posiadanie pewnych informacji i stał się dla kogoś niewygodny. Wytypowali kilka tematów, nad którymi dziennikarz pracował w ostatnich tygodniach przed zniknięciem. - Jarek zajmował się wtedy sprawami związanymi z biznesem, prywatyzacją. A wtedy nie było prywatyzacji bez afer, bez przekrętów, bez załatwiania jakiś spraw pod stołem - mówi Krzysztof Kaźmierczak. Najprawdopodobniej to właśnie próba ujawnienia którejś z tych spraw kosztowała dziennikarza życie.
Znajomi i rodzina przez lata wytykali policji i prokuraturze błędy, które ich zdaniem popełniono podczas śledztwa. Po 17 latach uporczywej walki ich starania mogą wreszcie przynieść efekt. Sprawą zaginionego dziennikarza zajęło się Biuro Wywiadu Kryminalnego Komendy Głównej Policji.
Policja sporządziła analizę sprawy Ziętary
Funkcjonariusze przez rok czytali akta, zarówno prokuratorskie jak i operacyjne. - Materiały były analizowane po to, żeby ustalić, jakie czynności zostały wykonane, czy te czynności były zrealizowane prawidłowo i ewentualnie, co jeszcze można w tej sprawie zrobić. - tłumaczy Grażyna Puchalska z Komendy Głównej Policji. W rezultacie powstał kilkudziesięciostronicowy dokument. Na jego podstawie prokuratura ma podjąć decyzję o tym co zrobić ze sprawą. Na razie treść raportu jest niejawna.
Więcej o sprawie można przeczytać na stronie założonej przez znajomych dziennikarza - jarek.sledczy.pl
W serwisie policyjni.pl także: Z łyżeczką w ręku napadł na bank [ZDJĘCIA]