Zatrzymanie "Belmondziaka" - zobacz
Gangster, który w ostatnim czasie trząsł Polską wychował się na warszawskim Czerniakowie. W zainteresowaniu policji znalazł się pierwszej połowie lat 90 ubiegłego wieku, zaraz jak uzyskał pełnoletniość. - Został szeregowym członkiem grupy mokotowskiej. Zaczynał od kradzieży samochodów - mówi serwisowi Policyjni.pl szef warszawskiego CBŚ, młodszy inspektor Sebastian Michalkiewicz.
Przez lata był drobnym gangsterem. Poważną karierę zaczął około dwóch lat temu. Stanął na czele grupy mokotowskiej, która przekształciła się potem w grupę zwaną przez policjantów szkatułową (od pseudonimu jego, nadal poszukiwanego, brata przyrodniego, "Szkatuły").
"Belmondziak" stopniowo podporządkowywał sobie wszystkie warszawskie grupy przestępcze: żoliborską, praską, markowską. Wszystkie mu się opłacały. A grupy warszawskie mają pozycję dominującą w całej Polsce. - Tylko one mają własne kanały przerzutu narkotyków - mówi inspektor Michalkiewicz. - Jeśli chodzi o heroinę warszawskie grupy mają kanał przerzutu z Turcji. Kokainę zdobywają dzięki kontaktom z hiszpańskimi gangami, lub bezpośrednio z kartelami kolumbijskimi - mówi Michalkiewicz. Mają też najlepiej zorganizowaną produkcję narkotyków na miejscu. Od warszawskich gangów mają narkotyki wszystkie polskie gangi.
Jedną z odsłon zdobywania władzy przez "Belmondziaka" była strzelanina w podwarszawskich Markach, w marcu br. Spotkali się tam gangsterzy "Salaputa", herszta gangu markowskiego i szkatułowcy, podlegli "Belmondziakowi". W czasie negocjacji komuś puściły nerwy i zaczęła się strzelanina. Zginął Tomasz W. z gangu markowskiego.
"Belmondziak" był poszukiwany listem gończym od ponad roku. Policjanci namierzyli go w Otwocku. Zorganizowano zasadzkę na jednej z posesji. W momencie kiedy Marcin K. wjeżdżał autem na jej teren do akcji wkroczyła uzbrojona grupa specjalna CBŚ. Gangster, kiedy zobaczył umundurowanych próbował ich staranować samochodem. Ale policjanci przestrzelili mu opony. Wtedy Marcin K. wybiegł z auta i próbował przeskoczyć płot. Został jednak obezwładniony i zakuty w kajdanki.
Policjanci znaleźli przy nim fałszywe dokumenty, kilkadziesiąt tysięcy złotych i 12 aktywnych telefonów komórkowych. Cały skład telefonów znaleźli u niego w domu - 60 sztuk. "Belmondziak" ukrywał się w Otwocku razem z konkubiną i dzieckiem. Sąsiedzi niczego nie podejrzewali. Nie był podobny do postaci z listu gończego. Wychodząc z domu zakładał perukę. Zapuścił też "hiszpańską bródkę".
Na razie prokuratorzy postawili Marcinowi K. dwa zarzuty: udział w zorganizowanej grupie przestępczej i wymuszenia rozbójnicze. - Rozważamy postawienie mu kolejnych zarzutów - mówi serwisowi Policyjni.pl prokurator Robert Majewski. Policja podejrzewa "Belmondziaka" jeszcze między innymi o porwania.
72 telefony, podrabiane dokumenty i 70 tys. złotych
Policjanci nazywają gang "Belmondziaka" szkatułowcami. A co się dzieje z tytułowym "Szkatułą" czyli Rafałem Skatulskim? Wiadomo, że jest poszukiwany listem gończym. Ciągle jest na top liście poszukiwanych. Za jego głowę wyznaczono nagrodę - 20 tysięcy złotych. Ale co się z nim dzieje nie wiadomo. - "Szkatuła" nie na od kilku lat żadnego wpływu na przestępczość - mówi inspektor Michalkiewicz.
Może to oznaczać, że skutecznie ukrył się daleko od Polski, albo nie żyje.
W serwisie policyjni.pl także: Pobili, zgwałcili i utopili bo... była brzydka