Funkcjonariusz CBŚ zastrzelił bażanta ze służbowej broni?
Myśliwi twierdzą, że agent zastrzelił bażanta na ich terenie łowieckim. O sprawie jako pierwsza poinformowała ''Polityka''.
Członek lokalnego koła łowieckiego dokarmiał bażanty kiedy usłyszał strzał, gdy podniósł głowę znad paśnika zobaczył kilka samochodów stojących na szosie. Z jednego z nich wysiadł mężczyzna, który podniósł martwego ptaka i schował go do bagażnika.
Myśliwy skrzyknął przez telefon obławę na kłusowników. Przybyli na miejsce łowczy zażądali od mężczyzn otwarcia bagażników ci jednak odmówili. Gdy myśliwi zagrozili, że wezwą policję okazało się, że zatrzymani przez nich ludzie to policjanci z CBŚ. W chwilę później samochód, w którym prawdopodobnie znajdował się bażant, uciekł z parkingu.
Członkowie koła łowieckiego złożyli w prokuraturze pisemne zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Śledztwo prowadzi wydział wewnętrzny policji.
- Po wstępnych czynnościach przeprowadzonych na miejscu przez biuro spraw wewnętrznych nie odnaleziono śladów bażanta w bagażniku któregokolwiek samochodu - mówi rzecznik policji Mariusz Sokołowski. Jego zdaniem to czy kłusownicy byli rzeczywiście agentami CBŚ nie jest w żadnym stopniu przesądzone.
- Sprawę trzeba jednak bardzo dokładnie wyjaśnić - zaznacza rzecznik. Podkreśla też, że broń służbowa powinna być używana tylko i wyłącznie na warunkach, określonych w ustawie o policji.
Marian Domagała z dyrekcji lasów państwowych tłumaczy, że każdy kto strzela do zwierząt nie posiadając upoważnienia do polowania na danym terenie łamie prawo. - Jeśli ustrzeli zwierzynę jest kłusownikiem, jeśli mu się to udowodni musi zapłacić tak zwany ekwiwalent za pozyskaną zwierzynę - dodaje.
W chwili obecnej grzywna, którą trzeba zapłacić za jednego bażanta wynosi 1000 złotych. Do tego dochodzi odpowiedzialność karna. Za kłusownictwo można trafić do więzienia nawet na pięć lat.