- Przeanalizowano 762 tomy akt prokuratorskich, to znaczy 147 432 karty oraz 60 segregatorów z materiałami byłej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego - mówił w październiku na posiedzeniu sejmowej komisji obrony dr Berczyński.
Podkomisja przesłuchała do tego momentu 15 świadków - psychologów, pilotów, medyków i technika obsługi naziemnej. Podkomisja zebrała się na co najmniej trzech posiedzeniach - marcowym, kwietniowym i czerwcowym. Członkowie podkomisji byli obecni przy ekshumacjach i sekcjach zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej.
Dr Wacław Berczyński zapowiadał spotkanie z przedstawicielami rosyjskiego MAK. - Komisja pod moim przewodnictwem, jako pierwsza i jedyna do tej pory, zwróciła się do MAK w Rosji o dostęp do oryginałów czarnych skrzynek, do wraku i do dokumentów oraz o wysłuchanie ekspertów - przekonywał przewodniczący. Dostęp do czarnych skrzynek mieli wcześniej członkowie Komisji Millera oraz biegli z Instytutu Sehna w Krakowie i prokuratury.
Smoleńsk, miejsce katastrofy TU 154 FILIP KLIMASZEWSKI
Do wyjazdu do Rosji dotychczas nie doszło. - Żaden z członków podkomisji nie był w Smoleńsku, nie dokonał próby oględzin szczątków wraku. Jedyne analizy, to analizy wirtualne, wyciąganie wniosków z materiału zdjęciowego, zresztą zebranego wcześniej przez komisję i prokuraturę - komentuje dr inż. Maciej Lasek, który wchodził w skład Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego.
Manipulacje czarnych skrzynek
We wrześniu ogłoszono, że doszło do manipulacji polskiej i rosyjskiej czarnej skrzynki, z których miało „zniknąć” odpowiednio trzy i pięć sekund zapisu. Eksperci z komisji Jerzego Millera zaprzeczali tym twierdzeniom. Polska prokuratura odmówiła podjęcia osobnego śledztwa w tej sprawie ze względu na niewystarczający materiał dowodowy.
Okopcone szczątki samolotu
Członkowie podkomisji informowali też, że szczątki samolotu były okopcone i przesuwano je na miejscu katastrofy. O tym wiedziano jednak już wcześniej, a raport archeologów wyjaśniał, że okopcenie mogło być m.in. efektem trafienia fragmentów samolotu do gorących wirników. Dodatkowo, na miejscu katastrofy doszło do pożaru paliwa lotniczego.
Szczątki Tu154m złożone na potrzeby rosyjskiego śledztwa na lotnisku w Smoleńsku MAK
Miejsce rozbicia Tu-154M
Podczas posiedzenia sejmowej komisji obrony pokazano prezentację o „położeniu kikuta lewego skrzydła Tu-154M podczas upadku na ziemię”, która miała udowadniać, że samolot spadł w innym miejscu, niż wskazywał raport Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego Jerzego Millera. - To prezentacja wykonana na podstawie zdjęć, a nie oględzin przeprowadzonych na miejscu. Miejsce zderzenia samolotu z ziemią zostało określone na podstawie oględzin miejsca zdarzenia wykonanych przez polskich specjalistów oraz danych zapisanych w pamięci komputera pokładowego FMS - komentuje dr Lasek.
Kto odczytywał rejestratory
Członkowie podkomisji twierdzą, że rejestratory głosów i parametrów lotu zostały odczytane przez Rosjan już w dniu katastrofy. Przeczy to informacjom podawanym wcześniej przez polskich śledczych, z których wynika, że dane z rejestratorów zostały odczytane dzień później - w obecności przedstawiciela polskiej prokuratury i członków komisji Millera.
Decyzje załogi tupolewa
Podkomisja zwróciła także uwagę, że załoga nie mogła prawidłowo wykonywać czynności ze względu na zbyt wcześnie wydaną komendę rosyjskiego kierownika lotów i podanie przez niego „zaniżonej odległości punktu wejścia w ścieżkę”. W polskim raporcie wskazano natomiast, że kontrolerzy podali właściwie miejsce wejścia w ścieżkę, co potwierdza również zapis rozmów na wieży w Smoleńsku. Załoga tupolewa, zajęta w tym czasie odczytywaniem listy kontrolnej do lądowania, przeoczyła tę informację.
Polscy eksperci wyjaśniali, że „w czasie podejścia rosyjscy kontrolerzy nie wydali jakiejkolwiek komendy nakazującej zmianę kursu lub wysokości z wyjątkiem poleceń „Horyzont, 101” i „Odejście na drugi krąg”. Nie wydali też zgody na zniżanie samolotu poniżej 100 m względem poziomu pasa ani na lądowanie. Załoga zignorowała polecenia kontrolerów”.
Komisja bada wrak prezydenckiego samolotu Tupolew TU - 154m na lotnisku w Smoleńsku OLEG MINEEV
Awarie w Tu-154M
Podkomisja poinformowała również, że piętnaście metrów nad ziemią doszło do niesprawności pierwszego silnika, pierwszego generatora i obu wysokościomierzy radiowych. Jak wyjaśniał później zespół ds. wyjaśniania przyczyn katastrofy smoleńskiej pod kierownictwem dr. Macieja Laska, „zapisane przez rejestrator parametrów lotu sygnały o awariach urządzeń samolotu nastąpiły po zderzeniu z brzozą wskutek czego samolot stracił 1/3 lewego skrzydła i były skutkiem, a nie przyczyną wypadku”.
Odnalezione fragmenty maszyny
Podkomisja informowała także o fragmentach samolotu znalezionych kilkadziesiąt metrów przed brzozą. Dotyczyło to jednak elementu znalezionego ponad dwa lata po katastrofie przez pirotechników Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji. Przedmiot mógł mieć związek z wcześniejszym uderzaniem samolotu w inne drzewa.
Wątpliwości ws. okoliczności śmierci ofiar katastrofy
Podkomisja twierdzi, że na miejscu katastrofy „dwa ciała noszące ślady wysokiej temperatury zostały znalezione daleko od źródeł ognia naziemnego”. - Niech przedstawią dowody, prokuratura odrzucała tego typu teorie - komentuje dr inż. Maciej Lasek. Przewodniczący przekonywał też, że „zespół ma informacje o dwóch połączeniach telefonicznych, w których tle słychać huk, warkot, trzask i krzyki ludzi”. Dotychczas nie potwierdzili tego polscy śledczy.
Wrak prezydenckiego tupolewa w lesie nieopodal lotniska w Smoleńsku, 11 kwietnia 2010 r. FILIP KLIMASZEWSKI
Generał Błasik i obecność w kokpicie
Żaden z trzech członków podkomisji, którzy znali Andrzeja Błasika, nie zidentyfikował głosu generała jako osoby przebywającej w kokpicie. Przeczyło to wcześniejszym ustaleniom, z których wynikało, że z dużym prawdopodobieństwem to właśnie gen. Błasik towarzyszył załodze. Biegli podkomisji stwierdzili, że gen. Andrzej Błasik nie wywoływał na pilotów żadnej presji związanej z lądowaniem, ich zdaniem nie było możliwe, by przebywał w kokpicie, bo jego ciało znaleziono wśród ciał innych pasażerów. Z raportu Jerzego Millera wynikało, że gen. Błasik „nie ingerował w proces pilotowania”, choć jego obecność mogła wywołać w pilocie „obawę o ocenę jakości wykonania przez niego podejścia do lądowania”.
Badania w tunelu aerodynamicznym
Podkomisja przeprowadziła badania w tunelu aerodynamicznym z wykorzystaniem modelu Tu-154M wykonanego w technologii wydruku 3D. Wiesław Binienda mówił w TV Republika, że model wykonano w skali 1:100. - Badania w tunelu aerodynamicznym mogą posłużyć jedynie do przygotowania symulacji lotu. Będzie ona jednak tylko przybliżeniem lotu, którego rzeczywisty przebieg został zarejestrowany przez czarną skrzynkę - komentuje dr inż. Maciej Lasek, który wchodził w skład Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego.
Zderzenie z rozpędzoną brzozą
Podkomisja rozważała także przeprowadzenie eksperymentu, który polegałby na zderzeniu tupolewa z jadącą na samochodzie brzozą. - Były takie plany. W czasie burzy mózgów zastanawialiśmy się na tym, ale ostatecznie odrzuciliśmy ten pomysł - przyznał kilka miesięcy temu w rozmowie z nami dr Wacław Berczyński. Koncepcja upadła ze względów bezpieczeństwa, a także finansowych. - Pędzące auto, przecież ktoś musiałby je prowadzić. Nie sposób przewidzieć, jak mogłoby się to zakończyć - tłumaczył Berczyński. CZYTAJ WIĘCEJ>>>
Zobacz także: 'Wasze prawdziwe intencje to manipulacja umysłami'. Podkomisja smoleńska w Sejmie