Chińczycy przyznają: "Utraciliśmy kontrolę nad naszą stacją kosmiczną". Nie wiadomo, gdzie i kiedy wpadnie w atmosferę

Chińska stacja kosmiczna Tiangogn-1 przestała reagować na sygnały przesyłane z Ziemi. Nie uda się więc sprowadzić w kontrolowany sposób.

Sygnały, że z Tiangong-1 dzieje się coś złego pojawiły się kilka miesięcy temu. W czerwcu sugerowano, że stacja zachowuje się w dziwny sposób, jednak wówczas Chińczycy nie potwierdzili tych informacji.

Jednak na konferencji prasowej sprzed kilku dni przedstawiciele chińskiej agencji kosmicznej przyznali, że stacja faktycznie nie zachowuje się tak, jak powinna. Obecnie znajduje się na wysokości 370 km, ale stopniowo będzie obniżała orbitę. Tiangong-1 czyli Niebiański Pałac - 10-metrowa stacja orbitalna - przestała być już wykorzystywana przez astronautów i miała zostać w kontrolowany sposób spalona w atmosferze na przełomie tego i następnego roku. Najwyraźniej te plany nie powiodły się, bo Chińczycy przyznali, że satelita wpadnie w atmosferę pod koniec 2017 roku.

Jedyna ofiara satelity

Problem w tym, że nie wiadomo kiedy, gdzie i jak to nastąpi. Deorbitacja zwykle planowana jest tak, by niszczony obiekt wytworzył jak największe tarcie i w całości spłonął przed dotarciem do powierzchni Ziemi. Na wszelki wypadek operację planuje się tak, by ewentualne szczątki wpadły do morza - zwykle gdzieś na południowym Pacyfiku.

Tiangong-1 może ulec deorbitacji w niepożądanym miejscu i czasie. Na konferencji powiedziano:

Wedle naszych obliczeń i analiz większość części kosmicznego laboratorium spłonie podczas upadku.

Przyznać trzeba, że istnieje tu niepokojący margines niepewności. Na szczęście szanse na to, by spadające szczątki uszkodziły samolot lub coś na Ziemi są minimalne - jak dotąd jedyną ofiarą spadającego satelity była zabita w Australii krowa trafiona w 1979 roku szczątkami satelity SkyLab.

W ostatnich dniach Chiny wystrzeliły satelitę Tiangong-2, który ma stać się następcą niedziałającego poprzednika i zaczątkiem dużej chińskiej stacji orbitalnej.