Właściciel sadu wykorzystuje działka przeciwgradowe. Sąsiedzi oskarżają go o wywołanie suszy. Tymczasem działka...

Czy strzelanie do chmur może narazić całą okolicę na wieloletnią suszę? Przekonani są o tym nie tylko mieszkańcy, ale i władze gminy Pszczółki leżącej koło Pruszcza Gdańskiego.

Grad to dla sadownika rzecz straszna. Kilka minut gwałtownych opadów może zniszczyć owoce w całym sadzie i zaprzepaścić miesiące pracy. Nic więc dziwnego, że właściciele sadów skłonni są imać się różnych metod.

Sadownik z gminy Pszczółki zainstalował u siebie urządzenie, które ma rozpraszać chmury gradowe i przeciwdziałać tworzeniu się niebezpiecznych lodowych brył. Jednak okoliczni rolnicy są przekonani, że działko przeciwgradowe ma znacznie większe możliwości i zmienia pogodę w całej okolicy.

Krzysztof Paśko, rolnik i radny gminy Pruszcz Gdański powiedział Dziennikowi Bałtyckiemu

Ciągle susza i susza, szukaliśmy przyczyn, rozmawialiśmy na ten temat z rolnikami z innych miejscowości i tak trafiliśmy na działko przeciwgradowe, z którego korzysta sadownik z gminy Tczew. Nawet w sobotę, gdy była nawałnica to w Łęgowie jeszcze padało, ale w Różynach już nie.

Sprawa nabrała rozpędu gdy zaangażowali się w nią nie tylko sąsiedzi sadownika, ale też lokalne władze. Dyskutowano na jej temat podczas rady gminy Pruszcz Gdański, skierowano pismo do Pomorskiej Izby Rolniczej, a wójtowie z powiatu chcą napisać list do ministra rolnictwa i rozwoju wsi. Powołali biegłego, który potwierdził, że w tym rejonie średnia opadów jest niższa, niż wskazuje norma.

Zapytana o sprawę rzecznik Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, Katarzyna Bieniek powiedziała, że ze względu na warunki geograficzne w spornym obszarze opady są zazwyczaj niższe, niż w innych pobliskich rejonach.

Być może najważniejszą informacją jest to, że takie działka nie przynoszą żadnych efektów (poza uszczupleniem portfela kupującego - koszt to kilkadziesiąt tysięcy euro). Urządzenie, które składa się ze zbiorników gazu i tuby skierowanej w niebo wysyła w kierunku chmur fale uderzeniowe, które mają przemieszczać warstwy chmur nie dopuszczając do tworzenia się i rośnięcia lodowych grudek.

Taka jest teoria - w praktyce cały system nie działa, bo generowane przez niego fale uderzeniowe są zdecydowanie zbyt słabe, by miały jakikolwiek wpływ na chmury. Potwierdza to badanie przeprowadzone w 2006 roku przez Jona Wieringę i Iwana Hollemana i opublikowane w piśmie Meteorologische Zeitschrift. Rolnicy nie mają się więc czego obawiać - jedyną zawinioną stratę poniósł tu właściciel sadu, który dał się nabrać na niedziałające a drogie urządzenie.