Historia domniemanego cudu zaczęła się 25 grudnia 2013 roku w kościele św. Jacka w Legnicy, gdy podczas bożonarodzeniowej mszy jeden z księży upuścił na ziemię konsekrowaną hostię. Ponieważ zgodnie z wierzeniami katolickimi uległa ona podczas mszy przemianie w ciało Chrystusa, to w takim wypadku obowiązuje specjalna procedura.
Hostię należy podnieść i umieścić w naczyniu z wodą, aby uległa tam rozpuszczeniu. Po kilku dniach jeden z księży odkrył, że podczas gdy jej część faktycznie się rozpuściła, to jednak pozostały w wodzie fragmenty, które w dodatku zabarwiły się na czerwono.
Legnicki biskup Zbigniew Kiernikowski zdecydował o powołaniu komisji, która miała zająć się tym zdarzeniem. Nic dziwnego – z punktu widzenia wierzących mogło ono należeć do cudów eucharystycznych.
Zmieniony fragment hostii skierowano do badań najpierw do wrocławskiego Uniwersytetu Medycznego – liczono zapewne, że badacze stwierdzą, iż czerwone fragmenty to tkanki ludzkiego ciała, co mogłoby przemawiać za cudem. Jednak badanie nie potwierdziło tej teorii. Nie usatysfakcjonowało to kościelnej komisji i próbkę zawieziono do innego laboratorium na Pomorski Uniwersytet Medyczny w Szczecinie. Jak pisze wrocławska Gazeta Wyborcza, tamtejsza ekspertyza wyglądała inaczej:
W materiale potwierdziliśmy obecność tkanki mięśniowej, najprawdopodobniej tkanki mięśnia sercowego ssaka. Pobrano próbki do badań hemogenetycznych z bloczka parafinowego, które z kolei ujawniły zdegradowane DNA ludzkie - mówi prof. Mirosław Parafiniuk, kierownik Zakładu Medycyny Sądowej Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie.
Jednak specjaliści nie otrzymali oryginalnej próbki.
Otrzymaliśmy ją w formie bloczku parafinowego. Cechą takich próbek jest duże niebezpieczeństwo ich zanieczyszczenia wynikające z procedury przygotowywania tkanek do badań histopatologicznych. Oznacza to, że do próbki mogą się dostać różne zanieczyszczenia, także ludzkie DNA, bo przechodzi ona przez wiele rąk. Zawsze bardziej miarodajne jest badanie dowodu wyjściowego. Gdyby taki materiał miał zostać zbadany w sprawie kryminalnej, jego wartość byłaby niewielka - kończy profesor Parafiniuk.
Jak widać trudno ocenić, co faktycznie pływało w naczyniu z wodą. Jednak mikrobiologia podsuwa nam odpowiedź na to pytanie. Zdarzenie z Legnicy nie jest pierwszym przypadkiem, w którym hostia nieoczekiwanie zdaje się zamieniać w krwawiące ciało. Takie przypadki znane są przynajmniej od 1263 roku, kiedy to we włoskiej miejscowości Bolsena hostia miała się zamienić w ludzkie ciało już podczas mszy. Tamto zdarzenie przyczyniło się zresztą do ustanowienia dobrze nam znanego święta Bożego Ciała.
Jednak do wyjaśnienia tych przypadków nie trzeba działania sił nadprzyrodzonych. W zupełności wystarczy bakteria serratia marcescens nosząca wiele mówiącą polską nazwę pałeczka cudowna lub pałeczka krwawa. Ten organizm chętnie żywi się skrobią – podstawowym składnikiem hostii będącej opłatkiem z mąki pszennej. Pałeczka cudowna wytwarza pigment o nazwie prodigiozyna mający intensywny czerwony kolor przypominający tętniczą, natlenowaną krew. Prodigiozyna nie rozpuszcza się w wodzie, co dobrze tłumaczy, dlaczego część hostii nie zniknęła ani czemu woda wokół niej nie była zabarwiona. Zresztą gdybyśmy faktycznie mieli do czynienia z krwią, woda w naczyniu byłaby czerwona.
Pałeczka cudowna jest bardzo powszechną bakterią – żyje również w organizmie człowieka, lecz zwykle jest niegroźna. Niebezpieczna może się stać dopiero, gdy trafi na osłabiony układ immunologiczny. Jest też bardzo odporna – nie działa na nią wiele antybiotyków, trudno usunąć ją nawet środkami dezynfekcyjnymi.
Nic więc dziwnego, że w kościele, gdzie pojawiają się setki ludzi, serratia marcescens z łatwością może przedostać się na hostię. A gdy ta trafi do wody i zostanie w cieple, warunki do rozwoju bakterii są idealne. Już po kilku dniach efekty mogą robić niesamowite wrażenie:
Kościół zdaje sobie oczywiście sprawę z istnienia i działania pałeczki cudownej. Dlatego od dłuższego czasu podchodzi do takich „cudów eucharystycznych” z dużą ostrożnością i zwykle nie spieszy się z ogłaszaniem cudów. Zazwyczaj przed szereg wychodzą lokalni księża, dla których „cud” jest okazją do promocji własnej parafii i spragnieni sensacyjnych wydarzeń wierni.