30 sekund by znaleźć się w samochodach i 2,5 minuty, by dojechać w dowolne miejsce lotniska i rozpocząć akcję. Tyle czasu ma lotniskowa straż pożarna od chwili, gdy zabrzmi alarm. Jak mówią sami strażacy - oby nigdy nie zabrzmiał. Bo ta praca polega na czekaniu na katastrofę, w której mogą zginąć setki ludzi.
Oczywiście strażacy na warszawskim Lotnisku Chopina nie siedzą bezczynnie. Przede wszystkim mają mnóstwo ćwiczeń. Jeszcze kilka lat temu poligon znajdował się tuż obok remizy - nadal stoją tam dwa stare samoloty, autobus i trochę innego sprzętu. Jednak zmieniły się przepisy i poligonu nie można już wykorzystywać tak jak kiedyś - teraz strażacy jeżdżą poza lotnisko.
Poza ćwiczeniami są i prawdziwe akcje. Przede wszystkim na lotnisku, gdzie poza samolotami jeżdżą dziesiątki pojazdów. Mają wymalowane na płycie trasy, którymi mają podążać, ale stłuczki i poważne zderzenia zdarzają się tu dość często - jak mówią, niektórych kierowców na widok takiej przestrzeni ponosi fantazja. Czasem wypadki są na tyle poważne, że kierowcę trzeba wycinać z rozbitego samochodu i neutralizować rozlane paliwo. Bywa też, co niedawno się zdarzyło, że na wciąż trwającej budowie terminala pojawi się jakiś ogień, który trzeba czym prędzej ugasić. No i są jeszcze wyjazdy poza teren lotniska - straż ma możliwość (choć nie obowiązek) ruszyć do akcji w promieniu kilku kilometrów od lotniska.
Ale najważniejsza jest gotowość i skuteczność. Gaszenie pożarów związanych z wypadkami lotniczymi wymaga szczególnego sprzętu. Lotniskowa straż jest najbardziej dumna z dwóch potężnych wozów Rosenbauer Panter 8x8. Każdy z ważących do 52 ton kolosów napędzany jest dwom silnikami o mocy 634 KM i rozpędza się do ponad 140 km/h. Zabiera 12 tysięcy litrów wody, a wyrzucenie jej na odległość niemal 100 metrów zajmuje ledwie minutę. Ponowne napełnienie, dzięki specjalnej instalacji - ledwie dwie minuty.
Mimo tych supernowoczesnych maszyn straż na Lotnisku Chopina miała pewien problem. Remiza znajduje się po przeciwnej stronie pasa startowego niż terminal. By przeciąć pas, trzeba uzyskać zgodę wieży. Tymczasem jeśli w kolejce do lądowania ustawionych jest już kilka samolotów (lądować mogą co dwie minuty), to takiej zgody nie można uzyskać. Choć straż mogłaby dotrzeć do celu w dwie minuty, na zgodę trzeba by czekać 10 minut. Dlatego zdecydowano się na zbudowanie drugiej remizy po przeciwnej stronie pasa.
Karetka pogotowia Fot. Piotr Stanisławski/Gazeta.pl
Na Lotnisku Chopina pojawia się każdego dnia średnio ponad 27 000 pasażerów. Do tego odprowadzający, pracownicy, załogi. To niemal miasto - w Zakopanem mieszka podobna liczba osób. Dlatego potrzebny jest tu własna służba zdrowia: na lotnisku stale dyżurują dwie nowoczesne karetki wyposażone m.in. w zestaw reanimacyjny czy specjalne amortyzowane wózki do transportu chorych. Ale karetka nie dotrze wszędzie - najwięcej ludzi przebywa wewnątrz terminala mającego ponad 700 metrów długości. By szybko dotrzeć do potrzebujących, ratownicy medyczni dysponują Segway’ami, na których mogą przewozić pojemniki ze sprzętem.
Od niedawna Lotnisko Chopina dysponuje bardzo nowoczesnym systemem ratującym życie. Na terenie portu znajduje się 49 automatycznych defibrylatorów, które od niedawna połączone są w sieć. Jeśli którekolwiek z urządzeń zostanie wyjęte z szafki, w centrum medycznym uruchamia się alarm, który wskazuje dokładnie miejsce zdarzenia. Lekarz lub ratownik może w ciągu kilku minut dotrzeć na miejsce i przejąć akcję ratunkową. W razie potrzeby lotnisko ma też małe ambulatorium - dostępne są dwa szpitalne łóżka z wyposażeniem oraz gabinet zabiegowy. Przydają się zarówno w razie wypadku na terenie lotniska, jak i wtedy, kiedy samolot musi lądować z powodu choroby pasażera.
Więcej o kulisach pracy warszawskiego lotniska można dowiedzieć się z nowego serialu "Operacja: LOT". Premiera na kanale Discovery w czwartek, 7 kwietnia o godzinie 22.