Pisarz miejski i zarządca miasta Dżeme, kapłan Horusa-Thota, szacowny Hor-Dżehuti zmarł gdzieś w połowie I wieku naszej ery i poddany został starannej mumifikacji. Bogato pochowany spoczywał przez niemal dwa tysiące lat w spokoju. Zakłócili go dopiero XIX-wieczni badacze Egiptu, którzy - delikatnie rzecz ujmując - mieli standardy nieco odmienne od dzisiejszych.
Hor-Dżehuti i tak miał szczęście, bo do Warszawy w 1826 roku trafił w jednym kawałku. To wcale nie było oczywiste - trudno wywieźć sporą mumię z Egiptu, bo jak transportować taki pakunek? Dlatego w wielu przypadkach ówcześni miłośnicy pamiątek brali coś bardziej poręcznego - stopę, dłoń czy głowę mumii.
Badacze z Warsaw Mummy Project przy tomografie Fot. Gazeta.pl
Bywało też inaczej. Najwcześniejsza mumia, jaka trafiła do warszawskich kolekcji miała być mumią dziecka. Tak uważano przez długi czas - dopiero późniejsze badania pokazały, że to tak zwana pseudomumia: zawinięte w jakieś szmaty czy bandaże szczątki nieznanego pochodzenia. Mogły to być kości ludzkie lub zwierzęce, często po prostu śmiecie i inne rzeczy, które wpadły w rękę fałszerzom.
Teraz szacowny Hor-Dżehuti, a także śmieciowa pseudomumia i 40 innych eksponatów znajdujących się w Warszawie zostanie poddanych badaniom w ramach Warsaw Mummy Project (Warszawski Projekt Interdyscyplinarnych Badań Mumii), który rozpoczęty został 15 grudnia. Chodzi o dokładne przebadanie każdego szczegółu mumii, które znajdują się od blisko 200 lat w polskich kolekcjach. Projekt prowadzony jest w ścisłej współpracy z Muzeum Narodowym w Warszawie - z jego depozytu pochodzą mumie, ale też pomaga ono w badaniach.
Pierwszy etap to badania nieinwazyjne - zaczęły się w Otwocku, gdzie mieści się Centrum Onkologii Affidea, które udostępniło naukowcom swój tomograf. Jak podkreślili badacze szczególną cechą urządzenia jest jego duży prześwit pozwalający na wprowadzenie całej mumii bez wyjmowanie jej z kartonażu czyli zewnętrznej, zdobionej osłony. W Affidei prowadzone będą jeszcze badania cyfrowym rentgenem, potem czas na daktyloskopię i podoskopię.
Głowa skanowanej mumii Fot. Gazeta.pl
Pierwszy do tomografu trafił niejaki Panepa. Już podczas kalibrowania urządzenia dokonano pierwszego odkrycia - na piersi zawiniętego w bandaże człowieka zauważono mały amulet w kształcie skarabeusza. Choć ma on niewiele ponad centymetr średnicy, na wydruku z tomografu widać dokładnie szczegóły. Radiolodzy prowadzący badanie mówią, że dokładny pomiar gęstości pozwoli stwierdzić, z czego zrobiony jest amulet - prawdopodobnie nie jest to metal, być może kamień szlachetny.
Podczas kolejnych badań potwierdzono, że mumia dziecka, która trafiła do Warszawy w 1822 roku faktycznie nie zawiera ludzkich zwłok. Za to kolejna z mumii okazała się prawdziwa - na zdjęciu wyraźnie widać ciało kilkuletniego dziecka.
Drugim etapem badań ma być delikatne dostanie się do wnętrza mumii i pobranie próbek tkanek. Jak wyjaśnia archeolog z Uniwersytetu Warszawskiego, Wojciech Ejsmond:
Mumie mają wiele pęknięć i szczelin, przez które można dostać się do środka nie powodując uszkodzeń. Chcemy pobrać fragmenty tkanek, które będziemy badali pod kątem chorób, jakie przebyli ludzie - nowotworów, infekcji, pasożytów, chorób metabolicznych i zakaźnych.
Przy pomocy endoskopu pobrane zostaną też fragmenty, na których przeprowadzone będą badania genetyczne. Cały projekt ma potrwać trzy lata.