Test dla KO i Trzeciej Drogi. Co Lewica wpisała do swoich projektów aborcyjnych?

Marta Nowak
"Obie te ustawy traktujemy jako priorytet naszej działalności w nowej kadencji". "Nie ma co czekać ani jednego dnia". Tak Agnieszka Dziemianowicz-Bąk i Magdalena Biejat mówiły o projektach aborcyjnych, które już dzisiaj Lewica złoży w Sejmie. W opcji maksimum znajdzie się dopuszczenie aborcji na życzenie do 12. tygodnia ciąży, w opcji minimum - dekryminalizacja przerywania ciąży. A konkretnie?

Zachowawcza - tak można łagodnie określić to, jaka w kwestii aborcji jest umowa koalicyjna podpisana przez KO, Trzecią Drogę i Nową Lewicę. Znalazła się w niej tylko zapowiedź unieważnienia wyroku trybunału Julii Przyłębskiej z 2020 roku. Oznaczałoby to powrót przyjętego 30 lat temu zakazu z trzema wyjątkami, który już przed wyrokiem był jednym z najbardziej restrykcyjnych praw w UE. To dla Lewicy - ale także KO - kłopotliwe, bo obie formacje obiecały wyborczyniom aborcję na życzenie do 12. tygodnia ciąży. Jak powiedziała Agnieszka Dziemianowicz-Bąk: "Nie będziemy i nie zamierzamy milczeć w sprawie tego, co jeszcze w umowie koalicyjnej się nie znalazło. To, że się nie znalazło, nie znaczy, że o tym zapominamy".

Zobacz wideo Karolina Opolska: Wynik referendum aborcyjnego wydaje się oczywisty, Polacy chcą legalizacji

Pierwszy projekt ustawy Lewicy ma wprowadzić legalną, bezpieczną i darmową - czyli dostępną w ramach NFZ - aborcję do 12. tygodnia ciąży bez podawania przyczyny. Jak ustaliła Gazeta.pl, w projekcie znajdzie się zapis stanowiący, że każdy zakład opieki zdrowotnej musi zapewnić możliwość zabiegu. Żaden podmiot mający umowę z NFZ nie mógłby zasłaniać się wybiegiem, że u nich aborcji się nie robi, bo wszyscy pracownicy mają klauzulę sumienia. To na nim ciążyłaby odpowiedzialność, żeby znaleźć lekarza bez klauzuli. Ten zapis pomógłby uniknąć takiej sytuacji jak w Irlandii, gdzie wskutek klauzul sumienia w 9 na 10 szpitalach nie są wykonywane aborcje. Projekt nie redukuje też przerywania ciąży do zabiegu w szpitalu. Uwzględnia aborcję farmakologiczną - metodę, którą dziś w Polsce zdecydowanie najczęściej przerywa się ciążę. Tabletki do aborcji byłyby wydawane na receptę w aptece (czyli nie trzeba byłoby ich przyjmować w obecności lekarza). Lewica nie obwarowuje przerwania ciąży licznymi warunkami, nie ma obowiązkowych "dni do namysłu" czy konsultacji psychologicznych. W projekcie znajdzie się również dekryminalizacja aborcji - czyli zniesienie kar za jej wykonanie albo pomoc w aborcji.

Nie ma za to jasności co do tego, jaki dokładnie będzie drugi, kompromisowy projekt ustawy - ten, który dotyczy wyłącznie dekryminalizacji. Prawdopodobnie będzie to ustawa ratunkowa Magdaleny Biejat (lub bardzo do niej zbliżona), składana już w 2020 roku i szerzej opisana w tekście poniżej. Ale jest też szansa na inny, krótszy projekt, czyli po prostu wykreślenie art. 152 z kodeksu karnego. Ustawa Biejat oznaczałaby koniec kar dla osób, które pomogły komuś w aborcji, np. przekazując tabletki partnerce, córce czy przyjaciółce. Karani nie byliby także lekarze, którzy przerwą ciążę za zgodą kobiety do 12. tygodnia. Albo i później, o ile płód jest poważnie uszkodzony lub ciężko chory. Druga opcja - wykreślenie całego art. 152 - oznaczałaby brak kar za pomoc w aborcji albo za jej wykonanie bez względu na przyczynę i etap ciąży.

"Dlaczego składamy dwa projekty? Dlatego, że będziemy szukać dla nich większości" - powiedziała 13 listopada w Sejmie Anna Maria Żukowska. Lewica zakłada, że dla legalnej aborcji do 12. tygodnia ciąży może nie zebrać w Sejmie wystarczającego poparcia. Zresztą już kilka dni temu Włodzimierz Czarzasty mówił w radiu RMF FM, że w tej kadencji "nie ma wystarczającej siły przebicia, żeby przeforsować kwestię 12. tygodnia". W kwestii dekryminalizacji sprawa nie jest przesądzona. Jako o kompromisowym rozwiązaniu posłanki Lewicy zaczęły mówić o niej od razu po wyborach. Według sondażu oko.press sprzed roku prawo do aborcji do 12. tygodnia popiera: 78 proc. wyborców PSL, 84 proc. wyborców Polski 2050, 95 proc. wyborców KO i 97 proc. wyborców Lewicy. Teraz Lewica - która od dawna jest kojarzona z prawami kobiet i wzięła je na sztandary także w ostatniej kampanii - chce pokazać, że nie odpuszcza tematu praw reprodukcyjnych. W tym kontekście nie dziwi tempo złożenia ustaw.

Oba projekty to także test dla posłów i posłanek Trzeciej Drogi, w której nie będzie dyscypliny partyjnej w sprawie aborcji. Ale też dla ekipy KO, gdzie dyscyplina jak najbardziej ma być. Donald Tusk, który z możliwości przerywania ciąży do 12. tygodnia uczynił jeden ze "100 konkretów", mocno deklarował: "Jeśli ja tutaj dzisiaj mówię, że my gwarantujemy kobietom podejmowanie tej decyzji, to nie będę chciał się później wstydzić, dlatego, że ktoś będzie reprezentował inne zdanie, będąc z naszych list. To macie zagwarantowane". Liberalizację prawa na pewno z serca popiera część posłanek Koalicji Obywatelskiej. Aleksandra Gajewska w "Kropce nad i" kilka dni temu mówiła, że "kwestia dostępności do bezpiecznej, legalnej i bezpłatnej aborcji to nie żadna kwestia światopoglądowa", a dekryminalizacja przerywania ciąży będzie pierwszą rzeczą, którą zrobią. Pozostaje pytanie, czy wszystkich 157 posłów i posłanek KO podniesie rękę za aborcyjnym projektem Lewicy - zapewniającym, jak się wydaje, realizację wspólnego postulatu.

Więcej o: