Elżbieta Witek wrzuciła do kosza ważne dla PiS projekty. Chodzi m.in. o "lex Czarnek"

Elżbieta Witek nie zwołała ostatniego posiedzenia Sejmu mijającej kadencji, choć mogła to zrobić. Tym samym skierowała do kosza ważne dla PiS projekty - podkreśla "Rzeczpospolita".

Elżbieta Witek powinna zwołać jeszcze jedno posiedzenie Sejmu mijającej kadencji. Posłowie powinni bowiem zająć się senackim wetem dotyczącym uchwalonych w połowie sierpnia ustaw. Politycy PiS podejrzewali, że marszałkini ogłosi posiedzenie już po wyborach parlamentarnych - ta jednak tego nie zrobiła i już nie zrobi, bo - jak przekazało "Rzeczpospolitej" Centrum Informacyjne Sejmu - "posiedzenie Sejmu IX kadencji nie jest planowane".

Zobacz wideo Tomasz Siemoniak: Umowa koalicyjna to nie jest dokument dla prezydenta

Witek wrzuciła do kosza ważne dla PiS projekty. Chodzi m.in. o "lex Czarnek"

To oznacza, że do kosza trafią ważne dla PiS projekty - zauważa dziennik. Jak podkreśla, chodzi m.in. o "lex Czarnek 3.0", czyli nowelizację ustawy Prawo oświatowe. Miała ona wprowadzić w szkołach i przedszkolach zmiany dotyczące prowadzenia zajęć przez organizacje i stowarzyszenia pozarządowe.

Utopiona zostaje też nowelizacja Ustawy o lasach, na której szczególnie zależało Suwerennej Polsce. Partia Zbigniewa Ziobry przygotowała ten projekt, ponieważ - jak twierdzi - Unia Europejska chce odebrać Polsce kontrolę nad lasami. Projekt przewidywał, że nasz kraj zachowa wyłączną kompetencję w zakresie polityki leśnej. Trzecią ustawą, o której pisze "Rzeczpospolita", jest ta dotycząca gwarancji za zobowiązania Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego. "Projekt budził spore zainteresowanie, bo dodano do niego przepis, przewidujący, że domy jednorodzinne powyżej 70 mkw. będzie można wznosić bez pozwolenia na budowę, tak jak obecnie jest to w przypadku domów do 70 mkw. Nowe przepisy za istotne uważało Ministerstwo Rozwoju i Technologii" - zaznacza dziennik.

Zdaniem senatora Krzysztofa Kwiatkowskiego marszałkini Sejmu nie zwołała ostatniego posiedzenia, na którym posłowie zajęliby się tymi projektami, ponieważ PiS boi się, że nie miałby większości. - Choć wciąż obowiązywałby podział mandatów ze starej kadencji, część posłów PiS mogłaby nie dojechać. Mam na myśli głównie tych, którzy nie uzyskali reelekcji. Zwłaszcza że w przypadku niektórych z nich przyczyną porażki było gorsze miejsce na liście do Sejmu bądź nawet wykluczenie z wyborów przez kierownictwo partii - podkreślił w rozmowie z "Rz".

***

Więcej o: