„Dzisiaj następuje wielka zmiana" - mówił ze sceny Tusk. „Niektórzy uciekli ze stolicy tego dnia, bo nie chcieli was widzieć" - tak szef PO zwrócił się do uczestników, zorganizowanego przez Koalicję Obywatelską, „Marszu miliona serc". To ewidentne nawiązanie do Jarosława Kaczyńskiego i Prawa i Sprawiedliwości, którzy tego samego dnia zorganizowali konwencję w Spodku w Katowicach.
Dwie kadencje temu to właśnie w Katowicach, także w Spodku, Prawo i Sprawiedliwość zrobiło wielką konwencję programową, na której aż kipiały emocje i czuć było ciąg na zwycięską bramkę. Kilka miesięcy później Zjednoczona Prawica przejęła władze. Ale dzisiaj te obrazy są zgoła inne. Konwencja PiS zaczęła się dopiero w chwili, kiedy wyruszył marsz opozycji, po wszystkich przemówieniach jej liderów, z godzinnym opóźnieniem. Zamknięta w ciemnym Spodku władza w zderzeniu ze słonecznymi ulicami Warszawy, pełnymi biało-czerwonych i unijnych flag.
„Idziemy w kierunku przyszłości, Polski uśmiechniętej" - mówił Rafał Trzaskowski, który wydaje się na dobre rozpoczyna właśnie kampanię prezydencką, ale nie warszawską - raczej tę ogólnopolską. Prawo i Sprawiedliwość zaś swoją konwencję, będącą odpowiedzią na marsz, rozpoczęło od negatywnych emocji, spotem z politykami KO, pełnym przekleństw i strachu. To była konwencja o Koalicji Obywatelskiej i Donaldzie Tusku, w mniejszym stopniu o wizji przyszłości Zjednoczonej Prawicy. Tak buduje się polaryzację i mobilizuje, wbrew pozorom, obie strony sceny politycznej. Bo o polaryzacji będą te ostatnie dwa tygodnie przed wyborami 15 października.
W tym wszystkim, swoją ścieżkę wydeptuje sobie Trzecia Droga, której wynik może być istotny dla tych wyborów. Z badań wynika bowiem, że to właśnie w tym elektoracie jest ryzyko utraty albo szansa pozyskania wyborców niezdecydowanych. Liderzy Trzeciej Drogi nie byli obecni na marszu Koalicji Obywatelskiej, to świadomy wybór. Nie bez znaczenia więc były pozdrowienia tłumu dla Władysława Kosiniaka-Kamysza i Szymona Hołowni, wywołane przez Donalda Tuska - „Dla reszty liderów opozycji, którzy wykonują swoją ważną pracę w terenie". Warto tutaj zaznaczyć, że warszawscy kandydaci Trzeciej Drogi zadeklarowali obecność na marszu. Jest zatem nie jedna lista opozycji, a jedność opozycji i ewidentny pakt o nieagresji, co Trzeciej Drodze zdaje się wychodzić na dobre. Doskonale platformę, nomen omen, do agitacji wykorzystali Włodzimierz Czarzasty (Nowa Lewica), którego silnie lewicowe, antyklerykalne przemówienie rozgrzało tłumy i Michał Kołodziejczak (Koalicja Obywatelska), który wystąpienie rozpoczął słowami, że „jako rolnik wie, że główne plony zbiera się na jesień", nawiązując do daty nadchodzących tej jesieni wyborów.
Marsz to klasyka dobrej kampanii wyborczej, choć prawdopodobnie jest to jej najtrudniejszy i najbardziej ryzykowny element. Być może gdyby odbył się za tydzień miałby silniejsze oddziaływanie. „Jest nas więcej niż milion" - mówił na zakończenie marszu Donald Tusk. W zasadzie czy był to milion czy nie, jest już bez większego znaczenia. W kampanii liczą się emocje i obrazki, tak powie każdy sztabowiec, nawet jeśli liczby mówią co innego. A emocje, łzy i solidarność idei były i o to chodziło. Uwieńczone jedną melodią tłumu i słowami Chłopców z Placu Broni z 1990 roku „Wolność kocham i rozumiem. Wolności oddać nie umiem." Maszerowali młodzi, starsi, dzieci, kobiety w ciąży. „Widziałem uśmiechniętych policjantów" - komentował Donald Tusk. Obecność Jerzego Owsiaka na marszu była wyjątkowo symboliczna. To człowiek, który od 30 lat, przez jeden dzień w roku, potrafił zjednoczyć wszystkich Polaków - od Jarosława Kaczyńskiego, po Donalda Tuska. Aż nastał 2015 rok. „Tu jest Polska" - krzyczał tłum na marszu, przejmując hasło zwolenników obecnej władzy. „Bo wszyscy jesteśmy Polską. Tu jest naród, tu jest Polska" - dodawał Donald Tusk. Ten marsz to nadzieja, ale i po cichu szeptane obawy, „czy się uda", czy temperatura Warszawy przełoży się na cały kraj.
Na koniec jeszcze jeden obrazek z 1 października, odzwierciedlający walkę na sondaże w tej kampanii. Kilka dni temu Konfederacja ledwo w połowie wypełniła katowicki Spodek. Zjednoczona Prawica zadbała o to, by działacze zasiedli aż po jego kopułę. Ostatnie dni tej kampanii to walka o wyborców niezdecydowanych i rozleniwionych. Na marszu przemawiała najmłodsza kandydatka na listach KO, 22-letnia Wiktoria Bartosiewicz. „Wiktoria znaczy zwycięstwo" - mówiła, apelując do młodych ludzi, by poszli na wybory. Do kobiet zwróciły się wszystkie strony sceny politycznej, bo to kobiety stanowią ponad połowę wyborców, a jednocześnie tylko 5 procent ma poczucie, że ich głos ma znaczenie (dane Fundacji SPS) . Udział w wyborach deklaruje tylko nieco ponad połowa uprawnionych do głosowania (IPSOS, 20-23 marca br). Tej niedzieli opozycja była wśród ludzi, władza się na nich zamknęła. Pytanie brzmi, jak ludzie odpowiedzą na tę niedzielę przy urnach. Czekają nas dwa tygodnie ostrej polityki, bo kampania tak naprawdę zaczyna się dziś.