- Wilanów wymyślił film, to teraz Platforma ma kłopot - śmieje się jeden z polityków obozu rządzącego.
Na Nowogrodzkiej szampana za zwycięstwo nikt nie pije. Prezes PiS Jarosław Kaczyński już się na niego szykuje. - Przed nami kilkanaście dni ciężkiej pracy, ale przypominam - i to jest obowiązek każdego, kto chce naprawdę naszego zwycięstwa - konwencja w Katowicach. Tam musimy być. Po tej konwencji jeszcze więcej siły, jeszcze więcej energii i w niedzielę, 15 października, w imieniny Jadwigi - bo akurat moja śp. mama była Jadwigą - otwieramy szampana i może nie tylko - mówił w środę Kaczyński w Pruszkowie.
Prezes PiS zagrzewa do walki, ale nasi rozmówcy z jego obozu przewidują, że dzień "marszu miliona serc" (1 października w Warszawie) będzie dla obozu rządzącego jednak przegrany. Ale nie totalnie - tak jak 4 czerwca, gdy PO zorganizował największą demonstrację polityczną po 1989 r., a PiS było wobec tego bezradne i pogubione. Tym razem Nowogrodzka chce dać odpór marszowi, organizując w Katowicach - w Spodku - wielką konwencję, o której wspominał Jarosław Kaczyński. Czyli PiS nie oddaje 1 października walkowerem.
W PiS nie tyle świętowano szampanem, ile bardzo się cieszono z 5 września - to dzień premiery filmu Agnieszki Holland "Zielona granica", fabularnego filmu opowiadającego o sytuacji migrantów na granicy polsko-białoruskiej.
"Zielona granica" spadła PiS-owi jak z nieba. Wszyscy nasi rozmówcy z obozu rządzącego cieszą się, że film Agnieszki Holland miał premierę na krótko przed wyborami i to jeszcze w czasie, gdy PiS-owi dopiekała afera wizowa. Na sprawie wiz PiS, co potwierdzali nam ludzie z Nowogrodzkiej, realnie, choć niewiele traciło w badaniach, ale już zupełnie oddało pole bitwy, musząc się wręcz długimi dniami tłumaczyć z handlu wizami w MSZ.
- "Zielona granica" zwiększa mobilizację naszych wyborców - mówi jeden z polityków PiS.
Opozycja od "Zielonej granicy" ucieka, zbywa pytania o film, a Donald Tusk żartuje sobie z polityków Zjednoczonej Prawicy, odsyłając ich do pisania recenzji w serwisach dla kinomanów. - Donald Tusk jest mądrzejszy niż inni w PO - komentuje zupełnie na serio jeden z rozmówców z PiS. Bo "Zielona Granica" to kłopot dla opozycji.
Kolejny polityk PiS: - "Warszawka" kocha ten film, bo to przecież Agnieszka Holland i politycznie zaangażowana sztuka. Ludzie w głębokiej prowincji nie chodzą jednak do kina, ale oglądają dyskusje o nim w TVP.
Jakie znaczenie ma "Zielona granica" w kampanii opowiada kolejny rozmówca z obozu władzy. - Na prowincji dużo więcej ludzi niż w dużych miastach ma kogoś w rodzinie, kto służy w służbach mundurowych albo Wojskach Obrony Terytorialnej. Lud powiatowy jest wkurzony bardziej, niż się komukolwiek w Warszawie wydaje - podkreśla.
Film Holland wywołał na nowo temat migrantów na granicy. Osoba z kręgu sztabu: - Na granicy realnie niewiele się teraz dzieje, więc nie można tego wykorzystać w kampanii, ale zamiast realnych wydarzeń Holland wykreowała nam awanturę wokół filmu. Nie damy w kampanii obrazków z migrantami, którzy rzucają w polskich żołnierzy kamieniami, a za to dajemy obrazki z ataku Holland na mundurowych z jej filmu.
Jak podkreślają nasi rozmówcy z obozu rządzącego, "stawanie murem za polskim mundurem" to znacznie szersza postawa, niż popieranie PiS, a więc każda krytyka wobec żołnierzy albo strażników granicznych może PiS-owi tylko przysporzyć wyborców.
Ponadto "Zielona granica" zdominowała i de facto przyćmiła aferę wizową, więc tym bardziej w PiS radośniej przyjęto ten film. - Film już wpłynął na kampanię. Przez tydzień to był dominujący temat i opozycja go przegrała - dodaje osoba bliska sztabowi PiS.
Sztab PiS właściwie codziennie dostaje nowe badania. Mają się one wahać miedzy 39 proc., a minimalnie ponad 40 proc. wśród zdecydowanych wyborców (zatem wśród wszystkich chcących głosować to parę punktów proc. mniej).
W mediach i w sztabie PiS też trwają dyskusje, jak podzielą się wyborcy chcący głosować, ale niezdecydowani. Nasi rozmówcy bliscy Nowogrodzkiej przekonują optymistycznie dla siebie, że wśród niezdecydowanych najwięcej zgarnie jednak PiS, bo część deklarujących chęć głosowania nie pójdzie finalnie na wybory. Sztabowcy celują w to, aby byli wyborcy PiS (ci z 2019 r., kiedy to PiS zdobyło 43,5 proc.) dziś deklarujący, że w wyborach w ogóle nie wezmą udziału, jednak pod wpływem ogromnych emocji z końcówki kampanii (a ta jeszcze przed nami) jednak pójdą do urn i dadzą PiS-owi większość w Sejmie.
Osoba bliska Nowogrodzkiej: - Platforma już wyssała swój elektorat w dużych miastach, a my jeszcze mamy rezerwy, bo na prowincji jest niższa deklarowana frekwencja.
Wewnętrzne badania dla PiS wskazywać mają niskie poparcie dla Trzeciej Drogi. W tym, że koalicyjny komitet PSL i Polski 2050 nie przekroczy 8-proc. progu, sztabowcy PiS upatrują szansy na samodzielną większość w Sejmie. Badania te mają pokazywać, zapewnia osoba mająca w nie wgląd, że TD notuje wyniki ponad 8 proc., a momentami spada poniżej 6 proc. Czyli raz wchodzi do Sejmu, a raz nie.
Rozmówca bliski sztabowi: - PO marszu 1 października ich już nie będzie.
Ma na myśli ludowców i partię Hołowni, a "nie będzie", bo sądzi, że ich Trzecia Droga - tak jak po marszu 4 czerwca - straci kilka punktów procentowych na rzecz Koalicji Obywatelskiej, a w efekcie w wyborach nie przekroczy 8-proc. progu.
Od zawsze komitet PSL, a dziś na spółkę z Polską 2050, balansuje w sondażach na progu wyborczym. W tych wyborach jest on jednak wyższy (nie 5 proc. jak dla partii, ale 8 proc. jak dla koalicji), ale startuje razem z partią Szymona Hołowni. Próba zepchnięcia Trzeciej Drogi pod próg to jedno z zadań kampanii PiS. Nowogrodzka jednocześnie kibicuje Platformie, by podebrała nieco głosów Trzeciej Drodze.
Wniosek sztabowców PiS z ostatnich badań jest taki, że jeśli Trzecia Droga wejdzie do Sejmu, to PiS nie zdoła zdobyć większości (min. 231 mandatów). A jeśli Trzecia Droga rozbije się pod progiem wyborczym, to taką samodzielną większość PiS może jednak uzyskać i rządzić przez trzecią kadencję.
Z kolei Konfederacja, wedle tych badań dla PiS - ale również i tych publikowanych w mediach - od końcówki wakacji zaczyna obniżać notowania. Za to Lewica delikatnie się odbudowuje.
Jeden z rozmówców z kręgu sztabu PiS pytany niedawno przez nas o strategię w kampanii, odpowiadał prosto: - Walić w Tuska, walić w Tuska.
Dla wyborców PiS, którzy w poprzednich wyborach byli skłonni głosować na tę formację, wizja powrotu lidera PO na fotel premiera ma być mobilizująca do zaciśnięcia zębów i zagłosowania ponownie na PiS pomimo wielu "ale" wobec tej partii.