- Jarosław Kaczyński pali zawczasu taki wariant - mówi polityk PiS bliski Nowogrodzkiej.
Po raz drugi wzbiera fala domysłów, że Donald Tusk jednak wskaże Rafała Trzaskowskiego - a nie siebie -jako potencjalnego premiera po wyborach. Pierwszy raz kilka miesięcy temu, a drugi właśnie teraz - przed marszem 1 października.
Tydzień temu Jarosław Kaczyński zaczął sam z siebie bić w Trzaskowskiego. Nazywał go "cieniem, pomocnikiem" Tuska. - A ten Trzaskowski jest takim skrajnym lewicowcem. Czy on to głęboko przeżywa, tego nie wiem. Ale to, co wyprawia w Warszawie, to jest skrajna lewica i to nam też grozi. Nie dajcie się na to nabrać, bo to można powiedzieć z wielkiej ulewy pod rynnę - przekonywał Kaczyński.
W wywiadzie dla "Gazety Polskiej" Jarosław Kaczyński wymieniał argumenty za zmianą Tuska na Trzaskowskiego. - Nie wykluczam, że do niej dojdzie. Pewności nie mam. Sęk w tym, iż Trzaskowski to człowiek Tuska, z jego ekipy. Może sobie Tusk mówić, że przekazuje mu władzę, iż to on będzie kandydatem Platformy na premiera, ale to bez znaczenia. Bo, po pierwsze, kto da sobie rękę uciąć, że tak będzie na pewno, a po drugie - Trzaskowski to inna wersja Tuska - przekonuje prezes PiS w "GP".
Dlaczego zaczął tak mówić? Bo na Nowogrodzkiej jest obawa, że Tusk usunie się w cień, a na kandydata na premiera wskaże Trzaskowskiego. Prezydent Warszawy jest najpopularniejszym politykiem na opozycji - całej, a nie tylko w Platformie. Miałby więc teoretycznie szansę na poszerzenie elektoratu tejże opozycji. Ale prezydent Trzaskowski - co już pokazał w wyborach prezydenckich 2020 r. - wysysa elektorat lewicowy, więc mógłby też zepchnąć Lewicę pod próg wyborczy i w ten sposób wręcz pomóc PIS-owi. Ale też ma potencjał do zdemobilizowania części wyborców PiS - tych, dla których wizja powrotu Tuska jest motywacją, by głosować na prawicę. Potencjalne skutki są więc wielorakie.
Wedle Nowogrodzkiej Donald Tusk może namaścić Trzaskowskiego na krótko przed wyborami - na przykład przy okazji marszu 1 października. - Otoczenie Tuska może to uznać za ostatnią szansę, by odwrócić los kampanii - słyszymy od ważnego polityka obozu rządzącego. - Co sami byśmy zrobili na miejscu Tuska? Zaczynamy dochodzić do przekonania, że można podjąć ryzyko, wskazując Trzaskowskiego. To byłaby ucieczka do przodu i zrzucenie odpowiedzialność na konkurenta wewnątrz PO. Wariant ten nie jest przesądzony, ale pozostaje możliwy - analizuje bywalec Nowogrodzkiej.
W samej Platformie nie usłyszeliśmy, by Tusk postanowił, że namaści Trzaskowskiego w ciągu najbliższych dni - a tych do wyborów zostało 25, w tym jest też 1 października, gdy PO organizuje w stolicy "marsz miliona serc". Szef PO ma tak silną władzę w Koalicji Obywatelskiej i karty przetargowe wobec samego Trzaskowskiego, że taką decyzję byłby w stanie przeforsować. Ale - powtórzmy - w PO póki co nikt nie potwierdza, by takowa decyzja lidera PO zapadła. Ponad trzy tygodnie kampanii to w optyce naszych rozmówców z Platformy jeszcze długo, a los wyborów będzie rozstrzygał - jak sam Tusk wspomina - wręcz aż do ostatnich godzin. Decyzji zwyczajnie może nie być.
Rozmówca z władz PO: - Od początku mówiliśmy, że szef partii bierze odpowiedzialność i walczy o fotel premiera. Wskazywanie Rafała byłoby opowieścią, że Tusk już tę odpowiedzialność komuś oddaje.
Patrząc na dotychczasową karierę Trzaskowskiego, to podporządkowałby się on projektowi Tuska, jaki by on nie był. Dość przypomnieć, że nie był pomysłodawcą własnego startu na prezydenta Warszawy, ale skoro tak zdecydowała jego partia, to się tego podjął. A wcześniej też skoro Tusk chciał mieć w nim ministra cyfryzacji, to Trzaskowski zrezygnował z mandatu posła do Parlamentu Europejskiego i na krótko wszedł do rządu.
Trzaskowski celuje w prezydenturę w 2025 r. - to jest jego cel nr 1. Pewną alternatywą byłoby wysokie stanowisko w strukturach Unii Europejskiej. Wszystko inne jest przystankiem albo etapem. Maszynerię partyjną i pieniądze na kampanię prezydencką ma Platforma, więc Trzaskowski jest od niej - a właściwie jej szefa - zależny.
Donald Tusk enigmatycznie parę razy wspomniał, że wraz z Trzaskowskim mają rozwiązania "wielowariantowe", co tylko wzmaga dociekania co do kształtu tych wariantów. A to, jak będzie wyglądać rządzenie, powiedzą tuż po wyborach. Rozmówca z PO: - Warianty są różne, ale na wypadek sytuacji, gdy wybory nie wyłonią większości dla strony demokratycznej.
Póki co Trzaskowski angażuje się w kampanię parlamentarną, choć sam nie kandyduje do Sejmu. Jeździ po Polsce - głównie sam, choć kilka razy wystąpił na jednej scenie z Tuskiem. Polityk PO: - To bez sensu, gdyby teraz Rafał i Donald jeździli razem - to by było marnowanie potencjału.
Jak mówią nasi rozmówcy w PO, Rafał chce się odróżniać. Choćby ubiorem, choć to drobnostka - nie chodzi bowiem w białej koszuli, ale zakłada kolorowe. Zresztą, żona go nie ubiera - robi to sam.