W trakcie wtorkowego wiecu premiera Mateusza Morawieckiego w Otwocku Kinga Gajewska mówiła przez megafon o tzw. aferze wizowej. W pewnym momencie interweniowała policja. Funkcjonariusze siłą zaciągnęli ją do radiowozu, mimo zwrócenia im uwagi na to, że naruszają nietykalność cielesną parlamentarzystki. Dopiero kiedy polityczka pokazała im legitymację poselską, została wypuszczona. - Trzymali mnie za obie ręce, szarpano mnie. Nie miałam możliwości pokazania legitymacji. (...) Na jedną kobietę nadciągnął cały kordon policji. Nie jestem w stanie zliczyć ilu było tych policjantów - mówiła Gajewska.
O to zdarzenie z Otwocka w "Porannej rozmowie Gazeta.pl" został zapytany Bartosz Arłukowicz. - To sytuacja niebywała. Ja oglądałem te sceny w telewizji i byłem wstrząśnięty tym, co się wydarzyło, skalą agresji, jakiejś takiej partyjnej determinacji, którą wykazywali ci ludzie w mundurach - powiedział polityk Koalicji Obywatelskiej. - Kinga Gajewska jest posłanką, mówiła o tym głośno, mówili to ludzie wokół, mówił to poseł Zalewski, który tam był. W mojej ocenie policjanci doskonale wiedzieli, co robią i kogo na siłę wciskają do tego wozu policyjnego - dodał.
Bartosz Ałukowicz podkreślił, że na to zdarzenia patrzy z dwóch punktów widzenia. - Jeden to polityczny, ale patrzę też z punktu widzenia lekarza. Ja tam widziałem jakąś taką niebywałą agresję i determinację, taką chęć udowodnienia, kto jest silniejszy. To jest przedziwne, że oni walczyli z kobietą, matką trojga dzieci, polityczką, którą wszyscy w Polsce znamy - zaznaczył gość "Porannej rozmowy Gazeta.pl". - Poza tym nie wiem, czy ci panowie mieli kłopoty ze słuchem, czy z myśleniem, rozumieniem tego, co słyszą. Jakieś kłopoty na pewno mają - stwierdził.
Europoseł powiedział, że Kinga Gajewska zapewne podejmie kroki prawne w tej sprawie. - My, jako partia polityczna, wskazujemy na skalę agresji, która się pojawia w tej kampanii wyborczej. Proszę przypomnieć sobie konferencję Donalda Tuska i to, co wyprawiał tam funkcjonariusz partyjno-telewyzjny [chodzi o Michała Rachonia z TVP - red.], kiedy Donald Tusk chciał po prostu wystąpić. On po prostu wtargnął na konferencję i przeszkadzał fizycznie, a wtedy policja nie interweniowała. Zaś Gajewska, stojąca kilkadziesiąt czy kilkaset metrów od premiera, została wprowadzona do wozu policyjnego - zauważył.