Korwin-Mikke na konwencji Fundacji Patriarchat: "Nie chodzi o to, żeby kobiet było mało, tylko żeby nie głosowały"

Marta Nowak
Kobiety nie powinny mieć prawa głosu, w Bahrajnie jest fajny ustrój, a studentki, w imię równouprawnienia, pozwoliłyby Marsjanom wygubić ludzki gatunek. Janusz Korwin-Mikke udał się na kongres założycielski Fundacji Patriarchat (zaraz opiszę szerzej, co to za cudo). I udowodnił, że wciąż potrafi odpalić protokół 4,76 proc. - pisze Marta Nowak z Gazeta.pl.

Z tym protokołem to już tłumaczę, jeśli ktoś mniej czasu spędza w internecie. Jest taki żart, że jak partii Janusza Korwin-Mikkego dobrze idzie w sondażach przed wyborami, to on na ostatniej prostej zrobi coś, żeby im jednak spadło. A to zacznie opowiadać o Hitlerze, a to o kobietach, a to o pedofilii. W każdym razie jest to człowiek, który w pogardzie ma spindoktorów. W obecnej kampanii wiele osób dostrzegało, że Mentzen z Bosakiem mówią o podatkach i grillach, zaś tematów takich jak prawa kobiet unikają, a Korwina i Brauna "schowali". Ale konia z rzędem temu, kto schowa Korwina, jeśli Korwin schowany być nie chce.

Zobacz wideo Hołownia o tym, czy można się porozumieć z Konfederacją. "To jest splunięcie w twarz"
 

Kobiety jako dobytek i nakazy patriarchatu

16 września, sobota, dziedziniec przy ulicy Kolejowej w Warszawie. W tle wisi biały orzeł na czerwonym polu, na murze baner Centrum Dawnych Sztuk Walk. Są krzesełka, w pierwszym rzędzie Janusz Korwin-Mikke, trochę śpiący. Za pulpit wchodzi młody mężczyzna w garniturze. To Mateusz Curzydło, pomysłodawca Fundacji Patriarchat. Fundacja dopiero się zawiązuje, ale Curzydło ma już doświadczenie: jest (lub był) liderem stowarzyszenia Patriarchat. Słowa-klucze dotyczące stowarzyszenia: manosfera, redpill, antyfeminizm. Główny przekaz: mężczyźni powinni rządzić kobietami, bo w dzisiejszym świecie wszystko stoi na głowie i panowie mają same obowiązki, a te przeklęte femoidy - żadnych. "Femoidy" (Curzydło lubi to słowo) to taki incelski termin na kobiety, które skorzystały ze zdobyczy feminizmu, czyli tak na moje oko w Polsce chyba każda. A wiem to wszystko z opus magnum stowarzyszenia, którym jest "patriarchalna encyklopedia Patriarchat.pl".

Curzydło daje godzinny wykład, którego nie będę długo opisywać, bo pewnie wszyscy czekają na to, co Korwin powiedział. Ale dość ważne jest, żeby chociaż w zarysie usłyszeć, z czym konkretnie pan poseł się zgodził. W wielkim skrócie: clou prelekcji Curzydły jest jego autorskie "Siedem nakazów patriarchatu". Wśród nich m.in. zakaz pomagania innym (bo pomoc to "tylko krok lepiej od kradzieży") i egzekwowanie od kobiet "kobiecego zachowania", by nie stały się feministkami. Czym mężczyźni mają takie zachowanie egzekwować? Otóż "swoją obecnością, swoją wolą, że tam są, że są lepsi". Zbliżoną wizję relacji damsko-męskich roztoczył inny gość konwencji Fundacji Patriarchat, Ronald Lasecki (występujący później, już po Korwinie). Jak stwierdził, jest zdrowo, gdy mężczyźni "dbają o dobro należących do siebie kobiet, ale traktują je nie jako partnerów, ale jako część dobytku".

Swoją rozmowę z Korwinem Curzydło rozpoczyna od słów: "Mam poglądy bardzo promęskie i pod wieloma względami - nie chcę tu panu niczego odbierać - można powiedzieć, że o pewnych rzeczach chyba bardziej radykalne niż pan". A Korwin mu na to: "Bardziej radykalne to chyba nie".

Korwin, rewolucja i sułtanat

Ale chyba jednak Fundacja Patriarchat jest od Korwina ciut-ciut bardziej radykalna. Pan Curzydło chciałby - od tego zaczyna - odebrać kobietom i czynne, i bierne prawo wyborcze, z czym Korwin się nie zgadza. Możliwość bycia wybraną łaskawie by kobietom zostawił, odebrałby tylko czynne prawo głosu.

To nie chodzi o to, żeby kobiet było mało, tylko żeby nie głosowały. Jeżeli my, mężczyźni, chcemy kogoś wybrać, to to jest nasza sprawa. [...] To my mamy decydować, a nie kobiety.

Z innych drobnych sporów: Korwinowi nie podobają się zarzuty Curzydły o tym, że to kobiety są winne obecnej - w jego mniemaniu - złej sytuacji mężczyzn. Założyciel "Patriarchatu" ma nam za złe, że same nie walczymy o to, żeby zakuć się w kajdany i uznać swoją gorszość. Jak odpowiada mu Korwin:

Ale co, pan chce, żeby kobiety robiły rewolucję? Kobiety nie są od tego.

Winni kryzysowi męskości, który diagnozuje Korwin, mogą być raczej sami mężczyźni. W jego przekonaniu kryzys ten wynika z tego, że chodzą do szkół koedukacyjnych. Skutki? Opłakane.

Jestem przerażony, bo jak głoszę podobne poglądy u siebie na Twitterze, to bardzo wiele głosów męskich - żeby nie powiedzieć: przewaga - jest za tym: "co ty za głupoty wygadujesz". […]  To jest problem.

Z korwinistyczną wizją ról płciowych powiązane są też kwestie ustrojowe.

Trzeba skasować demokrację. Nawet gdyby głosowali sami mężczyźni, to też to nie pomoże, dopóki jest demokracja, bo po raz drugi przyznają kobietom te prawa.

Jeśli nie demokracja, to co? Ano na przykład sułtanat. Korwin przytacza przykłady państw, które mają porządny system, a nie zgniłą demokrację czy farbowaną europejską monarchię.

Są takie monarchie. W Bahrajnie, w Arabii Saudyjskiej. W Azji jest sułtan Brunei. (…) Sułtan Brunei jest znakomity.

Tutaj szybka wrzutka dla kontekstu, bo pewnie wiele osób nie wie, jak wygląda życie w Bahrajnie i Brunei. Według najnowszego raportu Departamentu Stanu USA o Brunei: dopuszczona - i wykonywana - jest tam kara chłosty, rząd może zamknąć dowolne medium, bo tak mu się akurat podoba, litera prawa nie zabrania okaleczania żeńskich narządów płciowych (i ono się w Brunei odbywa), a za to zabrania współżycia dorosłych osób tej samej płci. Co do Bahrajnu: ważnym źródłem prawa jest szariat, wolności słowa, mediów czy internetu w zasadzie nie ma, a jak np. mężczyzna zgwałci kobietę, to może się z nią ożenić i wtedy unika kary (analogiczny raport jest tutaj). Takie to te świetne rządy, a nie nasza zgniła demokracja.

Korwin, szachy i Marsjanie

No ale dobrze, wróćmy do rzeczy weselszych, bo Korwin nie byłby Korwinem, gdyby nie rozsnuł przed słuchaczami barwnego kobierca anegdot. Przytaczam jedną. Otóż zadał kiedyś pewnym studentkom pytanie. Sytuacja jest taka: Marsjanie przylatują na Ziemię i chcą zniszczyć całą ludzkość. Zauważają jednak, że ludzie grają w szachy, więc postanawiają zagrać rozgrywkę o życie naszego gatunku. Jak wygramy, zawiążemy z Marsjanami sojusz, a jak przegramy, to po nas. No i te studentki, które słuchały Korwina, nie wiedziały, że w takiej sytuacji do rozgrywki trzeba wystawić mężczyzn, a nie mieszaną drużynę, i w imię równości płci zgubiłyby całą ludzkość. 

Zostając przy szachistkach: i one, jak przyznaje poseł Konfederacji, mogą odnosić pewne sukcesy, podobnie jak brydżystki, siatkarki czy koszykarki. Należy jednak zwrócić uwagę na ważny fakt, to znaczy na to, że (w głowie Korwina) nie ma kobiet-trenerek z sukcesami.

We wszystkich tych drużynach kapitanem jest mężczyzna. Jak kobiety chcą coś osiągnąć, to biorą sobie faceta. Bo jak słusznie zauważył jakiś chiński mędrzec: armia lwów dowodzona przez owcę jest słabsza niż armia owiec dowodzona przez lwa.

Dowiadujemy się również, że:

Po prostu większość kobiet nie myśli abstrakcyjnie.

I że w dobrym systemie jest tak:

Rządzi [intelektualna] elita. I wśród tej elity kobiet po prostu nie ma.

No i tak. Korwin mówi, Mateusz Curzydło co jakiś czas się zapala, ale głównie - uwaga, czytam z języka ciała - cieszy się, że oto założył ważną fundację i teraz na konwencji otwarcia siedzi i rozmawia ze swoim idolem. Śmieje się miłośnie, zasłuchany opiera brodę na dłoniach, robi notatki z myśli Korwina (serio, jest moment, kiedy JKM cytuje "Fausta" Goethego, a Curzydło dopytuje pilnie: jaki, jaki poeta?). Na koniec prosi mistrza o autograf i pyta, czy mógłby kiedyś dostać od niego którąś muszkę ze słynnej kolekcji. Najlepiej niebieską. Korwin, owszem, zgadza się pogrzebać w szafie.

I po królewsku dodaje:

Powinniśmy tutaj solidną współpracę nawiązać, żeby coś z tego Patriarchatu wyszło. Ja deklaruję wszelką pomoc, jaka będzie potrzebna. […] Idea jest znakomita.
Więcej o: