Afera wizowa. Od czego wszystko się zaczęło? Przypominamy najważniejsze fakty

Siedem osób usłyszało zarzuty powoływania się na wpływy w państwowej instytucji oraz przyjęcia korzyści majątkowych - przekazała w czwartek Prokuratura Krajowa. To kolejny wątek afery wizowej, o której od kilkunastu dni informują media. Dotychczasowe ustalenia dziennikarzy wskazują, że miało dojść do licznych nieprawidłowości przy wydawaniu wiz dla imigrantów. Podsumowujemy najważniejsze doniesienia w tej sprawie.

Na początku września "Gazeta Wyborcza" pisała o okolicznościach dymisji wiceszefa MSZ Piotra Wawrzyka, który stracił stanowisko z końcem sierpnia. Oficjalną przyczyną był "brak satysfakcjonującej współpracy". Polityk nie będzie też kandydował w wyborach parlamentarnych z ramienia Prawa i Sprawiedliwości, choć wcześniejsze doniesienia wskazywały, że mógł liczyć na stosunkowo wysokie miejsce na jednej z list.

Zobacz wideo Konferencja Tuska w sprawie afery wizowej. "Wydano 250 tysięcy wiz!"

Wawrzyk był odpowiedzialny m.in. za system wydawania wiz. Według "GW" odejście wiceministra miało związek z wizytą Centralnego Biura Antykorupcyjnego w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. - Nastąpiła dymisja, by przeciąć jakiekolwiek wątpliwości - komentował lakonicznie premier Mateusz Morawiecki. Jak wynika z medialnych doniesień, jednym z wątków istotnych dla CBA miało być otwarte w kwietniu Centrum Decyzji Wizowych w Łodzi, które docelowo miało zająć się obsługą procesu wydania wiz. Okazało się jednocześnie, że w sprawie istotny może być projekt rozporządzenia, którego powstawanie nadzorował kilka miesięcy wcześniej Piotr Wawrzyk. Dokument zakładał ułatwienia w procedurach wizowych dla pracowników tymczasowych m.in. z krajów islamskich, co docelowo pozwalałoby na zatrudnienie w Polsce do 400 tys. obcokrajowców. Ostatecznie PiS zarzucił ten pomysł. Wawrzyk tłumaczył potem, że była to "urzędnicza pomyłka".

"Z nieoficjalnych informacji wyłania się obraz afery korupcyjnej, która umożliwiła napływ do Europy dziesiątków tysięcy imigrantów za pośrednictwem międzynarodowych firm rekruterskich. To one, wedle informacji "Wyborczej", stały za projektem rozporządzenia ministra Wawrzyka" - pisała "GW" w ubiegłym tygodniu. Dziennik podał, że w ubiegłym roku za pośrednictwem agencji pracy tymczasowej miało trafić do Polski ok. 200 tys. migrantów, w tym ponad 130 tys. z krajów muzułmańskich. "Departament konsularny MSZ miał naciskać na placówki dyplomatyczne, by zwiększyły ilość wydawanych wiz" - pisała z kolei w ubiegłym tygodniu "Rzeczpospolita". Rozmówca dziennika wskazywał, że przekaz był następujący: "biznes potrzebuje więcej ludzi do pracy". "Cudzoziemcy płacą za otrzymanie wizy ok. 4-5 tys. dolarów, a jeżeli są z takich krajów jak Bangladesz czy Pakistan, to kwoty są jeszcze wyższe – zarabiają na tym pośrednicy" - dodała "Rz". - Mówiło się, że system "wiza–konsul", gdzie cudzoziemcy zaklepują miejsca w kolejce, stwarza możliwość dla nieuczciwych graczy. Firmy, które opanowały informatycznie umiejętność rezerwacji miejsca w kolejce, wiedziały, kiedy są wolne miejsca, i w ułamku sekundy były one blokowane - wskazywał informator "Rzeczpospolitej".

Według posłów KO Marcina Kierwińskiego i Jana Grabca w ciągu ostatnich trzech lat niezgodnie z przepisami mogło zostać wydanych ok. 350 tys. takich wiz. - Przed naszą ambasadą stały stoiska, gdzie można było kupić już podstemplowane dokumenty, wystarczyło wpisać nazwisko. Wysłaliśmy tam kontrolę i zdecydowaliśmy o wstrzymaniu wydawania wiz - mówił w rozmowie z Radiem ZET chcący zachować anonimowość urzędnik MSZ. Wyjaśnił, że po pewnym czasie decyzja została uchylona. - Najpierw w ambasadzie urywały się telefony od lokalnych oficjeli, a później z MSZ-tu prawie nie wychodził ambasador tego kraju. W końcu musieliśmy ustąpić - dodał.

Afera wizowa. Prokuratura Krajowa o zarzutach korupcyjnych

Potem nadeszły kolejne informacje. "Gazeta Wyborcza" ujawniła również, że akcja CBA w MSZ miała mieć związek z międzynarodowym śledztwem dotyczącym działalności indyjskiej spółki, która zajmuje się pośrednictwem w zdobywaniu wiz i z którą miały współpracować niektóre polskie zagraniczne placówki. Z nieoficjalnych doniesień wynikało, że również łódzkie Centrum Decyzji Wizowych miało nawiązać współpracę z tą spółką.

Prokuratura Krajowa przekazała 8 września, że przedmiotem śledztwa "są nieprawidłowości przy składaniu wniosków o wydanie kilkuset wiz w ciągu półtora roku". "Uwzględniono przy tym mniej niż połowę tych wniosków. Nieprawidłowości dotyczyły polskich placówek dyplomatycznych w Hongkongu, Tajwanie, Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Indiach, Arabii Saudyjskiej, Singapurze, Filipinach i Katarze" - przekazała PK. Jak dodano, "nieprawdziwą informacją" jest to, że imigranci przybywali z krajów afrykańskich. "Od samego początku śledztwo to jest prowadzone przez CBA oraz polską Prokuraturę i rozpoczęło się w oparciu o informacje polskich służb" - podkreślono.

"Rzeczpospolita" poinformowała we wtorek, że według ustaleń CBA "co najmniej 200 z 600 cudzoziemców starających się o wizę do Polski skorzystało z usług polskiego pośrednika ze znajomościami w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, solidnie go opłacając". Prokuratura Krajowa przekazała dwa dni później, że w ramach śledztwa ws. płatnej protekcji przy przyspieszaniu wydawania wiz zarzuty usłyszało siedem osób. Zarzuty dotyczą m.in. powoływania się na wpływy w instytucji państwowej oraz przyjęcia korzyści majątkowych. Grozi za to do ośmiu lat więzienia. Wobec trzech osób zastosowano tymczasowy areszt. Wiadomo, że wśród podejrzanych nie ma wiceszefa MSZ Piotra Wawrzyka.

- Pierwsze sygnały o nieprawidłowościach przy wydawaniu wiz dotarły do Centralnego Biura Antykorupcyjnego w lipcu 2022 r. Polegały one na przyspieszaniu procedur wizowych w oparciu o mechanizm korupcyjny. Ustalenia CBA pozwoliły na rozpoznanie tego procederu - przekonywał w czwartek Stanisław Żaryn Zastępca Ministra Koordynatora Służb Specjalnych.

Tego samego dnia portal Onet.pl podał, że prawdziwe powody dymisji Wawrzyka są przez rząd ukrywane, a to dlatego, że miał wymuszać na polskich dyplomatach wydawanie wiz wskazanym przez niego imigrantom. "Zgodnie z jego wolą konsulowie mieli wydawać zgody na wjazd do Polski grupom konkretnych ludzi. W każdym mailu wymienionych jest kilkadziesiąt lub nawet ponad sto nazwisk osób, które mają zostać przyjęte przez konsulów jak najszybciej, poza kolejką" - opisuje Andrzej Stankiewicz z Onetu. Stankiewicz opisuje jedną konkretną historię na podstawie korespondencji dyplomatycznej oraz dokumentów wewnętrznych MSZ. Sprawa dotyczy kilku grup Hindusów, którzy znaleźli się na listach wysłanych przez MSZ do placówek w Mumbaju i Nowym Delhi. "Wynika z niej, że to szef Departamentu Konsularnego w MSZ Marcin Jakubowski - człowiek Wawrzyka - wysłał swojej zastępczyni Beacie Brzywczy listę Hindusów, którzy w tempie ekspresowym powinni dostać wizy. Stało się to w połowie listopada 2022 r." - czytamy.

Wiadomość wzbudziła wątpliwości urzędniczki, która poprosiła o namiary na osobę, która przekazała tę listę do Jakubowskiego. W odpowiedzi Wawrzyk miał przekazać, że Hindusi należą do grupy filmowej, która pilnie potrzebuje dostać się do naszego kraju na zdjęcia. Dołącza także kontakt do Edgara K. To 25-letni współpracownik Wawrzyka, który nie jest jednak pracownikiem MSZ. Wirtualna Polska poinformowała natomiast, że Edgar K., współpracownik odwołanego wiceszefa MSZ Piotra Wawrzyka, o którym pisał także Onet, miał usłyszeć w kwietniu tego roku zarzuty w lubelskim wydziale zamiejscowym Prokuratury Krajowej. Chodziło o "płatną protekcję", a Sąd Rejonowy Lublin-Zachód zdecydował o aresztowaniu 25-latka. Obecnie Edgar K. już nie przebywa w areszcie. 

Więcej o: