- Prezes ma swoją wartość i jest social mediową bombą atomową. Jak prezes wystąpi w spocie i to jako aktor, to wiadomo, że będą mega zasięgi - słyszymy od osoby z obozu rządzącego.
Inny rozmówca bliski Nowogrodzkiej: - Korzystanie z wizerunku Kaczyńskiego w social mediach to faktycznie jest bomba atomowa. Dlatego postanowiliśmy to właśnie ją spuścić na najważniejszą konwencję PO w tej kampanii.
A zasięgi? Na samym Twitterze ok. 3 miliony odtworzeń, a ponadto masa materiałów na portalach i w telewizjach. - Popularność spotu to efekt uboczny. Przede wszystkim chodziło o to, by Platforma nie mówiła o własnych pomysłach z konwencji programowej, ale zajęli się naszym spotem - mówi osoba bliska sztabowi PiS.
Koalicja Obywatelska w sobotę miała bowiem swój "kongres 100 konkretów" na 100 dni rządów - w Tarnowie. Padły tam postulaty: 60 tys. kwoty wolnej od podatku, podwyżki 30 proc. dla nauczycieli i 20 proc. na "budżetówki", "babciowe", osądzenie liderów obozu rządzącego, ułatwienia dla przedsiębiorców i masa innych. Kongres Platformy wypadł bardzo efektownie i był programowo treściwy.
W PiS, jak słyszymy, jasne stało się, że przegrywają pojedynek na same konwencje. PiS bowiem w tym samym czasie miało konwencję programową w Końskich - dość skromną, a Jarosław Kaczyński wygłosił mowę gorszą niż zwykle. Impreza PiS wypadała dość blado, choć sama zapowiedź nr 1 z niej, czyli emerytury stażowe (po 38 latach pracy dla kobiet i 43 dla mężczyzn) jest wyborczo ważna.
- Na swoją konwencję Platforma wydała więcej i ona rzeczywiście wyglądała lepiej niż nasza. Była obawa, że są w stanie zmienić nią tendencję na wzrostową dla siebie. Musieliśmy coś na nich zrzucić, by zajęli się czymś innym niż własnym programem - tłumaczy osoba z kręgu Nowogrodzkiej.
Padło na spot z Kaczyńskim. Jak pisała WP, pomysłodawcami byli szef sztabu PiS Joachim Brudziński (europoseł) i Patryk Jaki z Suwerennej Polski (też europoseł), który w sztabie odpowiada za działania w internecie.
Jak mówią nasi rozmówcy z kręgu sztabu, prezes PiS chętnie oddaje się w ręce sztabowców - nawet, gdy ma odegrać jakąś scenkę. Zresztą Kaczyński nie raz mówił na spotkaniach wewnątrz obozu PiS, że Suwerenna Polska "miażdży" (takiego słowa używał) w mediach społecznościowych, stąd ma zaufanie m.in. do Jakiego, który w "socjałach" generuje na swoich profilach ogromne zasięgi - także za pomocą krótkich nagrań utrzymanych w humorystycznym tonie. Taki też jest spot z udziałem Jarosława Kaczyńskiego.
Na początku tego spotu widzimy z satelity Warszawę i ambasadę Niemiec. Z niej to wykonywany jest telefon, który - po drugiej stronie - odbiera Kaczyński. - "Guten Tag! Ja dzwonię z ambasady Niemiec i chciałbym połączyć z kanclerzem w sprawie waszego retenalter, to jest wieku emerytalnego w Polsce. Otóż uważamy, że powinien być taki jak za pana premiera Tuska - mówi rzekomy ambasador Niemiec. - Proszę przeprosić pana kanclerza, ale to Polacy w referendum zdecydują w tej sprawie. Nie ma już Tuska i te zwyczaje się skończyły - odpowiada Kaczyński i odkłada słuchawkę.
By podbić wagę tematu PiS zorganizowało oświadczenie Kaczyńskiego na Nowogrodzkiej - na niej to prezes PiS pokazał notatkę z rozmowy Donalda Tuska z kanclerz Angelą Merkel z 2011 r. (swoją drogą prezes pomylił rok, wskazując na 2013). Kartki papieru z wydrukiem miały logo serialu TVP "Reset". Kłopot w tym, że sztab podjął temat tej notatki kilka dni po ujawnieniu tego dokumentu w TVP. To podważa tezę o jego sensacyjności, bo skoro byłaby to taka sensacja, to od razu by ją PiS wykorzystało. A tu to trwało i dopiero sztab z czasem wprzągł notatkę w narrację, jakoby Berlin wymuszał na Tusku podwyższenie wieku emerytalnego. Teza ta jest o tyle niewiarygodna, że Platforma Obywatelska już w 2007 r. miała w programie podwyższenie tego wieku (choć w programie z 2011 r. już nie było wprost o tym mowy). Zatem Berlin nie musiał do niczego zmuszać rządu PO, a ponadto Merkel i Tusk rozmawiali wówczas o pakcie na rzecz konkurencyjności (pomyśle Niemiec i Francji) na zacieśnienie wspólnej, europejskiej koordynacji gospodarczej w obliczu walki z kryzysem ekonomicznym.
Koalicja Obywatelska i osobiście Donald Tusk zaczęli drwić z tego spotu i z samego Kaczyńskiego. W sztabie PiS więc uznano, że efekt został osiągnięty, nawet jeśli politycy PO swoimi przeróbkami tego spotu uderzali w PiS.
Spot PiS zaczął rezonować też za zachodnią granicą. Z oburzeniem o nim pisał tabloid "Bild". - Sami Niemcy nam podbili popularność tego spotu. Zaczęli się awanturować, więc tym bardziej ludzie chcieli go obejrzeć - słyszymy od polityka obozu rządzącego. Popularność zdobył przede wszystkim sam spot, którego ludzie szukali w internecie, ale już sama notatka, która była pretekstem do jego nakręcenia, nie była takim hitem.
Nasi rozmówcy bliscy sztabowi PiS przekonują, że zasięgi były tylko efektem ubocznym, a nie celem. - PO miała gigantyczne zasięgi przy marszu 4 czerwca i gdzie się one podziały? Nie ma już dziś żadnego ich efektu. Teraz PiS ma zasięgi przez ten spot, ale po kilku dniach też nic nie zostanie - słyszymy od innego rozmówcy z obozu rządzącego.
Inny rozmówca: - Ale odebraliśmy im impet. Wpadli w pułapkę i przestali tuż po swojej konwencji mówić o własnym programie.
W samym PiS nie wszyscy podzielają opinię, że spot był sukcesem. - Rola w spocie trochę jednak ośmiesza Kaczyńskiego - mówi jeden z polityków tego obozu. Inni ripostuje: - Kaczyński wystąpił z własną komórką, a nie jakimś rekwizytem. Ma też kota. To raczej ociepla jego wizerunek, a nie ośmiesza.
Po dwudniowej operacji z prezesem-aktorem PiS zmienia jednak tematykę swojej kampanii. Z błazenady na arcypoważną. Po piku w social mediach dzięki spotowi z prezesem, PiS inwestuje w kwestię zakazu importu zboża i niektórych innych produktów rolnych z Ukrainy.
Polityk bliski Nowogrodzkiej: - Teraz musimy mówić o embargu na ukraińskie zboże. Musimy.
Dlaczego? Sprawa embarga na produkty rolne z Ukrainy staje się paląca. 15 września wygasa unijny zakaz takiego importu, a PiS zapowiada, że jednostronnie zamknie granicę dla takich produktów z Ukrainy - bez względu na to, czy Komisja Europejska przedłuży embargo na kolejne tygodnie. Opozycja bije w PiS za brak skuteczności ws. przedłużania tego embarga.
- Donald Tusk wysłał Michała Kołodziejczaka [szefa AgroUnii - red.] do Brukseli. My odpowiadamy spotem ministra rolnictwa i orędziem premiera, w których mówimy, że sami wprowadzimy takie embargo, jeśli nie zrobi tego Unia - opisuje podejście PiS jeden z polityków tej formacji.
Minister rolnictwa Robert Telus nagrał krótki filmik, a politycy obozu rządzącego uparcie go promują w social mediach. Efekt? W sieci nikły. Ale za to temat, przekonują nasi rozmówcy z PiS, jest arcyważny. - Zasięgi wpisów i spotów o zbożu są niewielkie, bo zboże nie bardzo interesuje bańkę w mediach społecznościowych - słyszymy w PiS. Zboże to jednak temat nr 1. Premier Mateusz Morawiecki wygłosił orędzie. Wszyscy w obozie rządzącym dostają polecenie, by upowszechniać nagranie Telusa i temat embarga na zboża. - Teraz para idzie w narracje zbożową - dodaje jeden z naszych rozmówców.
- Rolnicy nie wygenerują nam zasięgów na Twitterze - mówi osoba z PiS. Telus nie wygenerował nawet 200 tys. wyświetleń na Twitterze. - Jednak to ten temat jest dla nas newralgiczny - słyszymy w PiS. Bo rywalizacja idzie o elektorat bliski Konfederacji. O tych ludzi walczy zresztą nie tylko PiS, ale także Platforma Obywatelska i Trzecia Droga.