Bo "Gazeta Polska" już tak ma. Jeśli Sprawa tego wymaga, na jej łamach nagle i niespodziewanie broni się gejów, Żydów czy osób transpłciowych (tak było np. przy okazji awantury o Daukszewicza i "Szkło kontaktowe"). A tą Sprawą jest oczywiście prawie zawsze dobro i zwycięstwo PiS-u oraz - w jeszcze większym stopniu - możliwość zaatakowania opozycji, ze szczególnym uwzględnieniem (by nie rzec: uwielbieniem) Donalda Tuska. Jak to wygląda w gorącym okresie przedwyborczym?
Roman Giertych. "Gazeta Polska", a konkretnie jej wicenaczelny, Piotr Lisiewicz, pochyla się nad "mocnymi obietnicami kandydata Platformy". Brzmią one następująco: "Rozliczymy parchów, chcemy sojuszu z Rosją". Słowa o "parchach" pochodzą z pisma "Wszechpolak", a o te sojuszu polsko-rosyjskim z książki Giertycha "Kontrrewolucja młodych". Osobom niedouczonym Lisiewicz wyjaśnia, że "parch" to medycznie "grzybicza choroba owłosionej skóry", a biologicznie "grzybicza choroba roślin", ale oprócz tego jest oczywiście znaczenie bliższe Giertychowi, czyli "obraźliwe" określenie Żyda.
Giertychowi dostaje się też za to, że sprzedał swoje ideały i brutalnie złamał tradycje polityczne rodu Giertychów, na które od zawsze składało się głoszenie teorii prorosyjskich i niechęć do środowiska Adama Michnika. W tekście padają również urokliwe, choć zdecydowane zdania w rodzaju: "Inaczej niż ojciec, Roman Giertych jest już tylko kłamcą". Albo: "Polityczna historia Romana Giertycha to w gruncie rzeczy opowieść o tym, że czasy w jakich żyjemy, są na tyle parszywe, iż nawet ktoś taki może uczestniczyć w życiu politycznym, ba, odgrywać w nim zauważalną rolę".
Można się oczywiście w tym miejscu głośno zastanowić, czy obecna rola Giertycha jest bardziej znacząca od bycia wicepremierem i ministrem w pierwszym rządzie PiS-u, ale to byłaby przecież małostkowość. A czy w "Gazecie Polskiej" w ogóle na temat tej stosunkowo niedawnej przeszłości (cytaty o "parchach" są oczywiście dużo starsze) Giertycha przeczytamy? A i owszem. Dowiemy się tyle, że były to czasy Wielkiego Oszustwa, kiedy to Giertych był Konradem Wallendrodem rozwalającym rządy PiS-u od środka, a tak naprawdę przyjaźnił się wtedy z Tuskiem, Rokitą i Schetyną i po cichu grał z nimi w piłkę nożną i koszykówkę. Zwłaszcza te mecze rozgrywane pomiędzy Giertychem a Rokitą chętnie bym sobie obejrzał.
Konfederacja. Stałą felietonistką "Gazety Polskiej" jest posłanka Joanna Lichocka, którą możecie kojarzyć chociażby z pokazywania środkowego palca w Sejmie (w ten sposób - przypomnę - posłanka przeciera oko). W tekście ("Nie możemy zawieść") Lichocka nie tylko zachwyca się swoją wspaniałą partią (listy wyborcze Zjednoczonej Prawicy to "przemyślany i konsekwentnie zbudowany projekt"), ale również przestrzega prawicowych wyborców/czytelników "Gazety Polskiej" przed ewentualnym głosowaniem na Konfederację. Dlaczego? Przede wszystkim "warto podkreślić, że ugrupowanie Mentzena jest w istocie przybudówką układu postkomunistycznego" - czytamy.
Lichocka pisze, że "dawni wychowankowie Giertycha" (znów Giertych, jeszcze wróci!) przygotowują się do "współpracy z liberalno-postkomunistycznym układem". I dalej, solidne przyłożenie: "Ot, można publicystycznie zakonotować, że późni pogrobowcy moczarowców i stowarzyszenia Grunwald mają za zadanie odebranie głosów patriotycznych, by zablokować dalsze rządy obozu patriotycznego i antykomunistycznego". Lichocka nie wierzy, że im się to uda, niemniej trzeba rodaków uświadamiać, że każdy głos nieoddany na PiS, to głos zmarnowany, bo torujący drogę do rządów Tuska.
Pod koniec każdego numeru "Gazety Polskiej" znajdziecie z kolei Oburzającą Krzyżówkę Piotra Lisiewicza, tym razem w całości poświęconą… bredniom wygadywanym przez "polityków" (cudzysłów od Lisiewicza) Konfederacji, o których (słusznie) pisze, że "to tylko kuriozalny, prorosyjski PR, a nie żadna poważna polityka". A oto kilka przykładowych haseł z krzyżówki:
Ludobójca, ulubiony bohater bon-motów Korwina, tradycyjnie wypada w nich lepiej od demokratów. Córka komunistycznego dyktatora z nadania Związku Sowieckiego: w willi tego zbrodniarza udzielali jej wywiadów liczni politycy Konfederacji. Imię lidera Konfederacji, którego zdaniem nie ma dowodów, że Hitler wiedział o Holocauście. Brak zakazu jego konsumpcji postulowała kandydatka Konfederacji Natalia Jabłońska. I chyba moje ulubione hasło: "Jeśli politycy Konfederacji zjedzą psa, to prawdopodobnie popiją go tym napojem niskoalkoholowym". Cóż począć, dożyliśmy oto czasów, w których rozbawiła mnie krzyżówka opublikowana na łamach "Gazety Polskiej".
Więcej informacji o wyborach 2023 znajdziesz na naszej specjalnej stronie wybory.gazeta.pl.
Michał Kołodziejczak. Innym - obok Giertycha i całego składu Konfederacji - kandydatem, który budzi gniew (a może: bojaźń i drżenie? Granice są tu płynne) autorów "Gazety Polskiej", jest lider Agrounii. Mając jego przede wszystkim na myśli komentuje Witold Gadowski: "Na listach kandydatów do parlamentu roi się od dziwaków i osób kontrowersyjnych, jednak to właśnie wśród osób przedstawionych przez Koalicję Obywatelską brakuje jedynie baby z brodą i karła o trzech nogach, bo poza tym jest tam już wszystko, co można by nazwać ogrodem osobliwości".
Cytowana już Lichocka idzie w znaną skądinąd narrację typu "ciemny lud to kupi": "Ogłupiony sterowaniem emocjami lud przyjmie wszystko - już widać, jak propagandyści Tuska w "Wyborczej" czy TVN nagle zaczęli cenić Michała Kołodziejczaka, którym wcześniej głęboko pogardzali. [...] Zawsze mnie zadziwiała ta szybkość w nadążaniu za "mądrością etapu" funkcjonariuszy medialnych - ale teraz Tusk i im, i swym wyborcom zafundował istny rollercoaster. Zrobił to dlatego, że może - wie dobrze, że ślepa nienawiść odbiera zdolność racjonalnego myślenia i tak emocjonalnie przygotowany postkomunistyczny lud kupi wszystko".
Dawid Wildstein w felietonie "Kiedy Tusk mówi prawdę" nazywa Kołodziejczaka "prorosyjskim zadymiarzem" i dochodzi do nieco innych, choć podobnych konstatacji: "Wydaje się, że wyborcy Tuska są do niego podobni. Dla nich także te wypowiedzi o demokracji i standardach to zwykła ściema, celem jest tylko dominacja. Cóż, jest demokracja, mają do tego prawo. Z drugiej strony to przerażające, co Platforma uczyniła z częścią naszego społeczeństwa".
Wszystkich jednak przebija Gadowski, który nie tylko pisze o "śmiałym zabiegu transplantacji w swoje trzewia "treści wiejskiej", nazywa Kołodziejczaka "pseudochłopskim działaczem" i zestawia go z detektywem Rutkowskim, tak samo niegdyś promowanym przez "tę postkomunistyczną stację" (chodzi oczywiście o TVN): "Kołodziejczak tak reprezentuje wieś jak Rutkowski rzemiosło detektywistyczne". Gadowski wyznaje, że od dawna przeczuwał, iż za nachalnym eksponowaniem Kołodziejczaka musiało się kryć coś więcej. No to już wiemy: Tusk i KO.
Dalej jest jeszcze fragment bardziej niż chamski, który cytuję, by nie przeszedł niezuważony: "Kołodziejczak tak reprezentuje wieś jak Klaudia Jachira kręgi intelektualne. Pani Jachira - znana ze zdradzających chyba psychiatryczne zaburzenia wystąpień publicznych - także bez przeszkód znalazła się na listach KO i zapewne doda partii dalszych psychiatrycznych barw, nagrywając swoje kolejne wystąpienia".
To zresztą nie koniec felietonów poświęconych Kołodziejczakowi w jednym tylko numerze "GP". Jacek Lizinkiewicz określa Kołodziejczaka mianem "Jeszcze głupszego Dyzmy" i tak też tytułuje swój tekst. Kołodziejczak - zdaniem felietonisty - "używa najbardziej prostych zagrywek PR-owych, przy których walizka pieniędzy Stana Tymińskiego i 100 milionów dla każdego Lecha Wałęsy to wielkie polityczne misteria. [...] Mamienie ludzi, że Michał Kołodziejczak jest w stanie cokolwiek w tym systemie zmienić, to jak przekonywanie, że z materiałów kupionych w Biedronce skonstruujesz prom kosmiczny albo że wygrasz wyścig hartów [pisownia oryginalna! - dop. red] wystawiając ratlerka. Oczywiście idiota to kupi". Najbardziej jednak w felietonie pana Lizinkiewicza podoba mi się (bliski mi) apokaliptyczny pesymizm autora, który dochodzi do wniosku, że - skoro dziennikarze nakręcają "magię lidera Agrounii" - Polska musi upaść. Niewątpliwie. Mnie do podobnych wniosków prowadzi lektura każdego numeru "Gazety Polskiej".
Jak łatwo odgadnąć: o Bąkiewiczu czy Mejzie na listach PiS-u nie znajdziemy w żadnym z czterech cytowanych felietonów ani wzmianki.
Łukasz Warzecha. Publicystą "Do Rzeczy" znanym z - eufemistycznie mówiąc - ukrainosceptycyzmu zajął się w najnowszym numerze "Gazety Polskiej" Dawid Wildstein. Tytuł tekstu znaczący: "Prawicowi mędrcy i prawicowi kretyni?", a nad nim jeszcze dodatkowo, gdyby ktoś miał jakieś wątpliwości: "Niedorzeczne ‘Do Rzeczy’". Kłótnia w rodzinie? Niekoniecznie.
Wildstein rozprawia się z "Do Rzeczy" za skandaliczne teksty o wojnie w Ukrainie, absurdalne i przestrzelone prognozy, a samego Warzechę, gwiazdę tygodnika, nazywa pseudo-Kasandrą: "Gdyby faktycznie przewidywania Warzechy się sprawdziły, Polski już by nie było". Wildstein przypomina, że w marcu 2022 roku "nasz wieszcz" Warzecha ostrzegał, że już za chwilę Polska upadnie pod naporem uchodźców z Ukrainy: "nasze kartonowe państwo, za najdalej miesiąc zawali się" [zachowuję dość ekscentryczną interpretację z łamów "GP" - przyp. red].
Co ciekawe, Wildstein pisze, że wykonał "tytaniczną i wyjątkowo nudną pracę", a mianowicie przejrzał teksty Warzechy z minionych kilkunastu miesięcy, ale w całym dwukolumnowym tekście dzieli się z czytelnikami zaledwie dwoma cytatami z Warzechy (oba z 2022 r.), zresztą skróconymi. Antyukraińskiego zapału Warzechy nie neguję, bo "Do Rzeczy" również śledzę (z czego wkrótce zdam czytelnikom Gazety relację) i przynajmniej część rozpoznań Wildsteina potwierdzam, ale jednak dziwi, że po wykonaniu tak tytanicznej roboty nie miał autor "GP" ochoty na liczniejsze wypisy. Może aż tak bardzo brzydzi się publicystyką Warzechy, że nawet pojedyncze zdania nie przechodzą mu przez klawiaturę? Kolejny cytat zdaje się to potwierdzać:
"Nasz ekspert zachowuje się jak typowy przywódca sekty. Dziś nie było apokalipsy? To ogłosimy ją za tydzień. I tak w kółko. Jeśli w swej publicystyce Warzecha akurat nie ogłaszał końca Polski z powodu uchodźców, to miała ona przestać istnieć z powodu wojny z Rosją, w którą Kaczyński nas, tak raz na tydzień, wciągał. Pozwolę sobie wybrać jeden z tych kretynizmów, żeby pokazać jakość tych analiz. Otóż do bezpośredniej konfrontacji miała nas doprowadzić idea PiS, by przekazać Ukrainie patrioty. Na szczęście, jak wtedy uświadamiał nas Warzecha, NATO na to nigdy się nie zgodzi, oznacza to bowiem bezpośredni konflikt (w takich sytuacjach zawsze Warzecha dodatkowo straszy bronią nuklearną). Nasz ekspert jakoś nie skomentował jak na razie faktu, że baterie Patriot są już wokół Kijowa".
Symetryści. I na koniec jeszcze - dla urozmaicenia - wyjątkowo obrona, a nie atak, co jest jednak może nawet bardziej niepokojące, bo za sojusznika symetrystów robi w "Gazecie Polskiej" sam Marcin Wolski, a więc satyryk, pisarz, dziennikarz, były dyrektor m.in. radiowej Jedynki i telewizyjnej Dwójki, autor słynnego w dawnych czasach "Polskiego ZOO". A do tego to właśnie Wolski po zwycięstwie PiS-u w słynnym wywiadzie dla "DGP" zabłysnął wypowiedzią: "Zasady są jasne - wygrała ta partia i morda w kubeł".
No więc na pewno nie jest to sojusznik wymarzony, ale faktem pozostaje, że w felietonie "Prawo symetrii" Wolski nagle i niespodziewanie… ubolewa z powodu obowiązującej dzisiaj logiki okopów oraz deficytów wyrażania racji i szukania prawdy. Pretekstem rozważań satyryka jest oczywiście odwołany przez Campus Polska panel symetrystów. Co więcej, Wolski obejrzał panel ów panel przejęty przez Gazeta.pl.
"Uczestnicy Meller, Sroczyński, Wróbel i jakaś smutna pannica z naukowym backgroundem, nie są postaciami z mojej bajki, lecz dziećmi i pupilami salonu" - pisze dalej Wolski, któremu najwyraźniej popsuł się mechanizm wyszukiwania w Google, dlatego Dominikę Sitnicką musi nazywać "jakąś smutną pannicą". Żałosne, seksistowskie i tanie, ale częste to przecież wyróżniki dzieł Marcina Wolskiego, więc zdziwienia zero.
W ostatnich zdaniach tekstu Wolski tęskni do początków III RP, kiedy to politycy byli zdolni ze sobą rozmawiać, a jego "Polskie ZOO" było oglądane przez - rzekomo - 70 proc. Polaków. I dalej: "Był też taki dzień, że do studia z okazji 100 odcinka ściągnęła cała śmietanka pierwowzorów moich pluszaków - od Korwin-Mikkego po Króla z KPN-u, kozioł Geremek, lama Suchocka, żółw Mazowiecki, hipopotam Kuroń, dinozaur Oleksy… Ale to chyba już se ne vrati".
Jak to nie? Proponuję zaprosić dzisiejsze hity transferowe do jednego studia - Giertych, Bąkiewicz, Kołodziejczak, Petru, Dziambor, Wołoszański, Tajner, Szostak, etc. - i zobaczymy, co się wydarzy. Reaktywacja "Polskiego ZOO" jest w zasięgu ręki.
Grzegorz Wysocki. Od grudnia 2022 w Gazeta.pl. Wcześniej m.in. dziennikarz i publicysta "Gazety Wyborczej", szef WP Opinie, wydawca strony głównej WP, redaktor WP Książki, felietonista "Dwutygodnika" i krytyk literacki. Autor wielu wywiadów (m.in. Makłowicz, Chwin, Wałęsa, Palikot, Urban, Spurek, Gretkowska, Twardoch, Nergal), cyklu rozmów z wyborcami PiS-u czy pisanego od początku pandemii "Dziennika czasów zarazy". Dwukrotnie nominowany, laureat Grand Pressa za Wywiad w 2022 (rozmowa z Renatą Lis). Prezes klubu szpetnej książki Blade Kruki (IG: bladekruki). Nałogowo czyta papierowe książki i gazety oraz ogląda seriale. Urodzony i wychowany na Kaszubach, wykształcony w Krakowie, ostatnio porzucił Warszawę na rzecz Łodzi. Profil na FB: https://www.facebook.com/grzes.wysocki/ Kontakt z autorem: grzegorz.wysocki@agora.pl