Donald Tusk był pierwszym mówcą na kongresie programowym KO. I był też ostatnim politykiem, który opuścił halę "Jaskółka" w Tarnowie. W 100-tysięcznym mieście w Małopolsce, a nie w Warszawie czy Katowicach - Platforma ucieka od warszawskości w Polskę lokalną.
- Przystępujemy do wielkiego finału. Jesteśmy w Tarnowie, tu rozpoczynamy ten wielki finał, który nazwaliśmy 100 konkretów na 100 dni - Tusk zaczął przemówienie. Programowo to już może być faktycznie finał, ale kampanijnie to dopiero czas na rozpędzanie się i Tusk właśnie wrzucił wyższy bieg.
Do wyborów zostało niewiele ponad miesiąc. To jest ta właściwa kampania, w trakcie której partie są w stanie dotrzeć do wyborców kluczowych, bo wciąż niezdecydowanych bądź wyrwać konkurencji pojedyncze punkty procentowe.
W Tarnowie Tusk obiecał, że w 100 dni posprząta po PiS-ie. Efekt ma być, wedle Tuska prosty: rozliczenie władzy PiS, zadośćuczynienie krzywdom i pojednanie ludzi. Tu Tusk nie zaskoczył ani jednym słowem - to kontynuacja narracji, która wybrzmiała już spektakularnie 4 czerwca na Placu Zamkowym w Warszawie.
I obiecał, że zrealizuje masę obietnic. Efekt już tylko 100 dni rządów PO ma sprawić, że - jak mówił Tusk - "ludzie w Polsce będą mieli więcej w kieszeni, będzie taniej w polskich sklepach i będzie lepiej w każdym polskim domu". Słowem: będzie się żyło lepiej, wszystkim wyborcom. Kto pamięta kampanię z odległego roku 2007, zna tę melodię doskonale: "By żyło się lepiej. Wszystkim" - głosiło hasło Platformy, gdy Tusk szedł wtedy po władzę. Donald Tusk dziś też sięga po maksymalnie szeroką narrację i obiecuje wszystkim momentalną zmianę wszystkiego na lepsze.
Ale żeby ktoś w to uwierzył, Tusk musiał podać konkrety. I tych było sporo, acz głównie te już wcześniej ogłoszone: 60 tys. kwoty wolnej od podatku (czyli każdy, kto zarabia lub otrzymuje emeryturę do 5 tys. zł, nie będzie płacił podatku), "babciowe", VAT tylko od opłaconych faktur, 30 proc. podwyżki dla nauczycieli, 20 proc. podwyżki dla budżetówki, brak prac domowych dla uczniów, liberalizacja ustawy antyaborcyjnej, związki partnerskie, urlop dla drobnego przedsiębiorcy czy samozatrudnionego, finansowanie in vitro… to tylko część. Platforma nie ogłosiła żadnej nowej bomby.
Politycy KO przybyli na ten kongres mówią, do kogo Tusk kierował przekaz z tego kongresu. Do ciężko pracujących ludzi - by dać im poczucie, że praca się opłaca. Do przedsiębiorców - by odbić ich Konfederacji. Do młodych kobiet - by ten elektorat zmobilizować do pójścia na wybory. Do rodziców - by wiedzieli, że nie tylko PiS zapewnia pomoc rodzicom.
Na nic jednak nawet setka punktów programu, jeśli partia miałaby opuszczone ręce i pozbawiona wiary w wygraną. Partia musi wierzyć w siebie, żeby wyborcy jej uwierzyli. Dla lidera PO istotne jest więc po pierwsze budowanie przekonania, że Platforma faktycznie jest zdeterminowana i po tę wygraną idzie, a nie tylko o tym prawi. Okazały "Kongres 100 konkretów" na kilka tysięcy ludzi to wrażenie ma gruntować, zmywając z Platformy zarzut, że to partia bez pomysłów. Bo je ma. I to bardzo drogie. Koszt całości? Sporo ponad 100 miliardów złotych - na tyle szacują je w samej Platformie.
O pieniądze na realizację stu obietnic Tusk radzi nie pytać. - Jeśli w Polsce znowu nastanie rząd odpowiedzialny, który wie, na czym polega gospodarka, to pieniądze znajdą się w sposób automatyczny - podkreślał szef Platformy.
Na kongresie KO Donald Tusk stanął - znów - na scenie obok Rafała Trzaskowskiego. To dziś dwóch najbardziej popularnych polityków Koalicji Obywatelskiej. Wyraźnie Tusk już namaszcza prezydenta Warszawy na przyszłego - ponownie - kandydata na prezydenta Polski. A siebie widzi w fotelu premiera.