W ubiegły czwartek do Ministerstwa Spraw Zagranicznych weszli funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Zbiegło się to w czasie z odwołaniem przez premiera Mateusza Morawieckiego Piotra Wawrzyka z funkcji wiceministra spraw zagranicznych. Zdymisjonowany wiceminister był odpowiedzialny za sprawy konsularne i wizowe oraz okazał się - jak informowała "Gazeta Wyborcza" - "autorem kompromitującego projektu rozporządzenia w sprawie ułatwień wizowych dla robotników tymczasowych z około 20 krajów, w tym krajów islamskich". Rozporządzenie zakładało możliwość zatrudnienia w Polsce do 400 tysięcy pracowników.
Według oficjalnych danych do Polski już trafiło ok. 130 tys. pracowników sezonowych (głównie z Indii, Bangladeszu, Indonezji), inne szacunki mówią nawet o 165 tys. migrantów. Departament konsularny MSZ miał wywierać presję na placówki dyplomatyczne, by zwiększyć liczbę wydawanych wiz. Według nieoficjalnych informacji, do jakich dotarła "Gazeta Wyborcza", rolę w sprawie miały też odegrać międzynarodowe firmy rekrutacyjne.
"Rzeczpospolita" podała, że system stworzony przez polski MSZ pozwalał "omijać kolejkę". Cudzoziemcy płacili za otrzymanie wizy około 4-5 tys. dolarów, aby obejść system rezerwacji miejsc w kolejce, co doprowadziło do utraty kontroli nad kolejką osób, które legalnie chciały przedostać się do Polski. - Mówiło się, że system "wiza–konsul", gdzie cudzoziemcy zaklepują miejsca w kolejce, stwarza możliwość dla nieuczciwych graczy. Firmy, które opanowały informatycznie umiejętność rezerwacji miejsca w kolejce, wiedziały, kiedy są wolne miejsca, i w ułamku sekundy były one blokowane - mówił "Rzeczpospolitej" informator dziennika.
Temat szeroko eksploatuje Platforma Obywatelska na czele z Donaldem Tuskiem. "Wydało się – rząd PiS zaprosił do Polski 250 tysięcy imigrantów z Azji i Afryki" - słyszymy w opublikowanym w piątek spocie Platformy Obywatelskiej. "Ich ludzie stworzyli system umożliwiający pośrednikom wystawianie wiz za łapówki po 5000 dolarów od głowy. Zaprosili 250 tysięcy imigrantów z Azji i Afryki, więcej niż Francja czy Niemcy. Centralne Biuro Antykorupcyjne wkroczyło do Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Kto jeszcze był zamieszany w tę aferę?" - dodano.
W środę w innym nagraniu Tusk pytał z kolei Jarosława Kaczyńskiego, czy bierze udział w biznesie na wizach.
Prokuratura Krajowa wydała w sprawie oświadczenie, w którym informuje, że "podawane przez niektórych polityków, w tym Donalda Tuska, informacje dotyczące nieprawidłowości przy wydawaniu wiz zawierają nieprawdziwe i niemające żadnego związku z ustaleniami śledztwa dane". Podano również, że nieprawidłowości mają dotyczyć wniosków o wydanie kilkuset wiz w ciągu półtora roku.
"W szczególności fałszywe są informacje podawane przez Donalda Tuska, że do Polski sprowadzono miliony imigrantów. Kolejną nieprawdziwą informacją, podawaną zarówno przez polityków, jak i 'Gazetę Wyborczą', jest twierdzenie, że przyjeżdżający pochodzili z krajów afrykańskich" - czytamy w oświadczeniu Prokuratury Krajowej. Jak zaznaczono, badane nieprawidłowości dotyczyły polskich placówek dyplomatycznych w Hongkongu, Tajwanie, Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Indiach, Arabii Saudyjskiej, Singapurze, Filipinach i Katarze.
"Nieprawdziwa jest również informacja podawana przez 'Gazetę Wyborczą', wskazująca, że postępowanie to zostało zainicjowane przez zagraniczne służby innych państw oraz że polskie służby zostały zmuszone do działania. Od samego początku śledztwo to jest prowadzone przez CBA oraz polską Prokuraturę i rozpoczęło się w oparciu o informacje polskich służb" - napisano w oświadczeniu.
Prokuratura zwróciła się również z apelem do przedstawicieli mediów, aby z szacunku dla swoich odbiorców nie powielali nieprawdziwych informacji.
O kulisach sprawy pisał na łamach Gazeta.pl Jacek Gądek: