"Śmierdzi ci z ust". "To tobie śmierdzi z ust". To najgorsza kampania wyborcza w III RP

Grzegorz Sroczyński
Nikomu nie chodzi o to, co głośno deklaruje - o przejęcie władzy, depisizację, niskie podatki, 800 plus, likwidację 800 plus, dobro kobiet, dobro mężczyzn, nic z tych rzeczy. I ten fałsz wyborcy instynktownie wyczuwają - pisze Grzegorz Sroczyński.

W polskiej polityce nie chodzi już o nic. Kampanię wyborczą 2023 można streścić dialogiem "Śmierdzi ci z ust" - "To tobie śmierdzi z ust". Każdy "normals" od tego ucieka, bo instynktownie wyczuwa, że czytanie i oglądanie mediów politycznych oraz - ogólnie - "interesowanie się" czyni człowieka gorszym i głupszym. Z badań widać, że zniechęconych do polityki i uciekających w rodzinę/grilla jest coraz więcej. I należy im złożyć głęboki ukłon. To wy macie dziś rację, bo gdybyście "interesowali się" polityką i serio potraktowali to, co wygadują w tej kampanii politycy obu stron, mielibyśmy w Polsce wojnę domową na noże, strzelby, kije i co tam pod ręką, biegalibyśmy za sobą z siekierami po błotnistym podwórku z filmów Smarzowskiego. Oto sześć powodów, dlaczego „normalsi" uciekający przed polityką mają dziś sto procent racji.

Zobacz wideo "W życiu się nie spodziewałem, że to zajdzie aż tak daleko". Adam Bodnar startuje z Tuskiem

Powód pierwszy: nieznośna przesada

Jeśli jesteś wyborcą opozycji, co tydzień przeżywasz istny koniec świata. Każda nowa sprawa to gigantyczna afera, hańba, ostateczny dowód nikczemności drugiej strony. Cokolwiek się wydarzy - na przykład spłonie hala z odpadami w Zielonej Górze albo białoruskie śmigłowce zahaczą o polską granicę - już po dziesięciu minutach opozycja wie, że po pierwsze to nowy Czarnobyl, a po drugie, że to kompletna wina PiS-u. Po pisowskiej stronie (zgodnie z zasadą "To tobie śmierdzi z ust") odpowiedź jest natychmiastowa i symetryczna: to wina PO, a zwłaszcza Tuska. Ta kretyńska wymiana zdań wyskakuje z mediów z regularnością kukułki w zegarze, można mieć pewność, co kto powie i kiedy. "Mamy sprzątać po Niemcach?" - mamrocze jakiś pisowiec zaczepiony na korytarzu sejmowym przez dziennikarza TVN24. "No ale Nitro-Chem nie jest niemiecki" - zauważa przytomnie dziennikarz. "To są niemieckie śmieci!". I tak w koło Macieju. Chwilę wcześniej na tym samym korytarzu przedstawiciel opozycji - zdaje się Budka - mówi do tego samego mikrofonu, że w Zielonej Górze płoną "śmieci pisowskie", a "PiS stał się mafią śmieciową", jakby problem nielegalnych wysypisk nie istniał już za Tuska i nie był problemem systemowym, z którym III RP nie radzi sobie od zarania.

Powód drugi: wszyscy to ruscy agenci

Białoruskie helikoptery wlatują na parę minut za polską granicę - taki incydent (lub prowokacja) mógł się zdarzyć niemal w każdym kraju przyfrontowym łącznie z niespójną reakcją władz - ale nasza klasa polityczna zamiast to przegadać w cichości gabinetów i przygotować się na kolejne prowokacje, zaczyna na oczach świata okładać się ruską onucą. "To wy służycie Moskwie!". "Nie, to wy służycie Moskwie!". Tusk wypisuje brednie o wagnerowcach, którzy rzekomo działają w porozumieniu z Kaczyńskim, Kaczyński bredzi o Tusku, że "powinien w końcu pójść sobie do Niemiec i tam szkodzić", Wąsik snuje opowieści, że Łukaszenka celowo "wystawia piłkę Tuskowi", a z kolei Giertych - jak to on - dzielnie odkrywa wielki spisek, bo "może Łukaszenka z kimś ważnym się spotkał w Polsce, to tłumaczyłoby dlaczego MON krył sprawę". Wszystko to razem jest tak głupie, że łeb człowiekowi urywa, ale trzeba tego słuchać, bo na tym dziś polega mainstreamowa polityka w Polsce - na gadaniu i komentowaniu bredni wyssanych z palca. Dziennikarze głównych mediów politycznych udają, że wciąż uprawiają poważny zawód, ale w skrytości serc świetnie wiedzą, że uczestniczą w prowincjonalnym cyrku, gdzie pokazuje się babę z brodą i cielaka z doszytą drugą głową. Mama Madzi w stroju kąpielowym na koniu w "Super Expressie" to był Schopenhauer, Schlegel i Hegel w porównaniu z dzisiejszymi okładkami tzw. poważnych gazet. 

Mamy: "PiS to czyste zło" (Tusk) versus "Donald Tusk to prawdziwy wróg naszego narodu" (Kaczyński). Albo: "Oni uczynili Polskę w dużym stopniu bezbronną, bo są agentami albo głupcami" (Tusk) versus "Pamiętajcie o tym ryżym, pamiętajcie, bo to jest dzisiaj największe zagrożenie dla Polski" (Kaczyński). Tusk na spotkaniach z ludem platformerskim opowiada, że PiS to ruscy agenci, a PiS-owcy na swoich spotkaniach, że Platforma to ruscy agenci, wszystko to w sytuacji, kiedy mamy obok wojnę, której wynik jest bardziej niż niepewny, a w razie czego jesteśmy następni w kolejce.

Powód trzeci: sprowadzanie wszystkiego do Tuska i Kaczora

W tym pogodnym świecie (gdzie wszystkiemu jest winny Tusk lub wszystkiemu jest winny Kaczyński) światowe zawieruchy nie istnieją, geopolityka to nadal spokojny przestwór oceanu a la Fukuyama i każda strona może żyć własnymi ulubionymi historyjkami, opozycyjny wyborca ma czereśnie po 200 zł, które zaraz obalą Kaczyńskiego, a poza tym w zimie nie będzie węgla, bo Sasin go zjadł, z kolei wyborca PiS-owski wierzy w inne cuda na kiju.

Oto pojawia się problem zboża ukraińskiego i ukraińskich malin - a dokładniej mają ten problem polscy rolnicy. W każdym normalnym kraju elita polityczna mając wojnę za miedzą chuchałaby i dmuchała, żeby taki problem załatwić sprawnie, cicho i szybko w jakimś względnym politycznym konsensusie, bo z jednej strony trzeba pomóc Ukrainie, a z drugiej nie wkurzyć własnych rolników. Nie u nas. U nas minister Telus ogłasza w mediach, że całe to zamieszanie na wsi to wina unijnych ceł na towary rolne, za które odpowiada… Platforma. Aha, Platforma, no okej, a jak to możliwe? - zapytacie. Otóż Platforma należy do Europejskiej Partii Ludowej, która rządzi w Brukseli - wyjaśnia dzielnie Telus - więc mogłaby wszystko w tej Brukseli załatwić, ale złośliwie nie załatwia, żeby rządowi PiS rzucać kłody pod nogi. I gotowe. Problem zboża i malin rozwiązany, to znaczy elektorat wie, czyja to wina. Platformersi w tym samym czasie chodzą po mediach i opowiadają, że problem zboża to Kaczyńskiego wina, jakby III RP zbudowała gotowe porty do przeładunku zboża, tylko PiS złośliwie je gdzieś schował.

Ogólnoświatowa inflacja to według naszej opozycji "pisowska drożyzna", wyborca opozycyjny wciąż święcie wierzy, że inflację wywołało 500 plus i Glapiński, mimo trzydziestu raportów MFW, Banku Światowego i Komisji Europejskiej, że za inflację odpowiada szok surowcowy w czasie pandemii, powtórka tego szoku po ataku Putina na Ukrainę oraz - co za niespodzianka - korporacje, które zafundowały sobie program "marża plus". Na szczęście nasza chata z kraja, nas światowe wichry nie dotyczą, u nas inflacją steruje osobiście stary dziad z Żoliborza, a nie jakaś globalizacja. Identycznie jest po drugiej stronie, gdzie ruchami migracyjnymi nie steruje wojna w Syrii, susze, głód, bezrobocie w Afryce, globalna zmiana klimatu oraz lokalni watażkowie, którzy dręczą i wyganiają własnych obywateli, ale Tusk z Merkel, którzy "zaprosili" tutaj hordy dzikich.

Powód czwarty: polska polityka jest po nic, niczemu nie służy

Załatwienie ŻADNEJ sprawy w polskiej polityce nie jest obecnie możliwe, ona nie rozwiązuje już nawet codziennych prostych problemów i nie popycha spraw do przodu. Zasada "PiS-owskie śmieci" versus „śmieci Platformy" powoduje, że skupiamy się na szukaniu winnych, a nie szukaniu rozwiązań. Ledwie trzy tygodnie od śmieciowego wzmożenia, które przetoczyło się przez media - kompletna cisza. Pięćset nielegalnych składowisk z niebezpiecznymi odpadami gdzieś magicznie zniknęło z publicznej debaty, bo w całym tym wzmożeniu chodziło jedynie o to, żeby wykrzyczeć własnemu elektoratowi, że to "PiS-owskie śmieci" albo - po drugiej stronie - "niemieckie śmieci sprowadzone przez Tuska". Możecie być pewni, że miesiąc po incydencie z białoruskimi helikopterami nikt nie będzie o tym pamiętać, nie mówiąc o jakimkolwiek namyśle klasy politycznej, jak reagować na takie prowokacje w przyszłości.

Sprawa Doroty z Nowego Targu czy Izabeli z Pszczyny? Czy czegoś nas te tragedie nauczyły? Zapomnij! Nic się nie zmieni w szpitalach nie tylko dlatego, że PiS się boi księdza proboszcza, ale po prostu nikogo nie interesuje załatwianie spraw, a jedynie gra w "kto dziś jest winny". Czy platformerskie samorządy w podległych sobie szpitalach zrobiły porządki? Przecież połową Polski nie rządzi PiS, tylko Platforma, samorządy w dużych miastach są całkowicie w rękach opozycji i to one decydują o codziennej jakości życia obywateli, a nie Kaczyński. To samorządy decydują, że na stanowisku dyrektora szpitala siedzi jakiś kretyn, który zasłania się klauzulą sumienia. Czy to wielki problem skontrolować szpitale, w których nie było w zeszłym roku ani jednej terminacji ciąży i pogonić dyrektorów, którzy nie zapewniają pacjentkom bezpieczeństwa? Jedynie Trzaskowski próbował zrobić taki przegląd, chociaż zdaje się z marnym skutkiem, bo nikt nie wyleciał, a aborcji w Warszawie też się niemal nie robi.

Powód piąty: politycy mówią tylko do kiboli

Jak to możliwe, że politycy pokazują nam cyrk, który normalnych ludzi tylko zniechęca? Po co grają nam spektakl napisany wyłącznie dla najbardziej skrajnego elektoratu, a nie dla większości obywateli? Bo ta kampania wyborcza wcale nią nie jest w tradycyjnym sensie, czyli nie jest przekonywaniem kogokolwiek do czegokolwiek. Nie chodzi o przekonywanie, bo obie strony doskonale wiedzą, że stały się tak toksyczne, że mają zerowe szanse przyciągnięcia nowych wyborców. Grają więc głównie na wzmożenie własnych kiboli (żeby koniecznie poszli głosować) i na demobilizację wszystkich "normalsów" (żeby się nie pętali podczas ustawki i nie przeszkadzali okładającym się sztachetami). W tej kampanii - pamiętajcie o tym - nie chodzi o to, żeby was przekonać do czegokolwiek. Komunikaty polityków skierowane są głównie do własnej żulii i własnego kibolstwa - najbardziej nagrzanego marginesu - stąd popularność wśród kierownictwa obu partii różnych kieszonkowych twitterowych bytów w rodzaju Mateckiego, Sikorskiego, Giertycha, PikuśPOL-a, Lisa, Poszwińskiego, Wiejskiego, którzy pełnią funkcję stadionowych zapiewajłów. I dlatego też wszystko jest tak prymitywne, łopatologiczne, utopione w spiskach i ruskiej onucy, która sobie lata raz w tę, a raz we w tę między trybunami.

Powód szósty: opozycja nie chce teraz brać władzy

Kampania wyborcza 2023 roku to poza wszystkim gra pozorów. Platformie nie chodzi o triumfalne przejęcie władzy - każdy, kto umie czytać sondaże wie, że w tych wyborach to się nie ziści - tylko żeby wejść do Sejmu z maksymalnie dobrym wynikiem, pożreć po drodze Hołownię i ustawić się jak najlepiej przed wyborami prezydenckimi w 2025 roku, w których będzie startował Trzaskowski (i wiele wskazuje, że wygra). O całą stawkę PO chce powalczyć dopiero później. I nawet można to zrozumieć, bo czy ktoś przy zdrowych zmysłach chciałby brać władzę w listopadzie czy grudniu 2023 bez mocnej większości, za to z Dudą wetującym wszystko, zdziwaczałą Przyłębską produkującą wyroki na komendę Nowogrodzkiej, z tą całą menażeria w TVPiS, której nie można palcem ruszyć, bo do tego trzeba ustaw, a Duda właśnie te ustawy zawetuje? Chcielibyście rządzić w takich warunkach? Tak naprawdę dopiero wybory prezydenckie 2025 otwierają okno przejęcia władzy i wytęsknionej „depisizacji", tylko nikt na opozycji nie chce tego głośno przyznać.

Lewicy i Hołowni też nie chodzi o to, żeby po wyborach współrządzić (z powodów powyższych), tylko żeby tu i teraz uciec przed gilotyną Tuska, działającą bardzo sprawnie i ucinającą ręce konkurentom na opozycji po kawałku. PiS-owi z kolei głównie chodzi o to, żeby się doczołgać do wyborów i potem rozebrać Konfederację, a Konfederacji o to, żeby nie dać się Kaczyńskiemu rozebrać, a po pół roku w nowych przyspieszonych wyborach zgarnąć jeszcze więcej. Tak czy siak nikomu nie chodzi o to, co głośno deklaruje - o przejęcie władzy, depisizację, niskie podatki, wysokie podatki, 800 plus, likwidację 800 plus, dobro kobiet, dobro mężczyzn, nic z tych rzeczy. I ten fałsz wyborcy instynktownie wyczuwają.

Zmęczenie duopolem narasta, w polskiej polityce coś wkrótce się zmieni - za rok, dwa, może trzy - ale raczej nie w tych wyborach. One są ważne, może nawet bardzo ważne, w demokracji zresztą zawsze lepiej iść głosować, niż nie iść, ale z całkowitym spokojem możecie sobie darować oglądanie gorszącego spektaklu kampanijnego. On nie zmieni waszych poglądów ani na jotę, nie dowiecie z tych pohukiwań i wrzasków niczego nowego, a tylko możecie dostać szaleju, wścieklicy i zniechęcić się do spraw publicznych na całe życie.

Więcej o: