- Jeśli NIK rekomenduje dymisję generała, to będzie problem, znów się zaogni na linii prezydent - minister obrony - słyszymy od ważnego polityka obozu rządzącego.
W maju prezes Najwyższej Izby Kontroli Marian Banaś informował, że NIK wszczęła kontrolę w Ministerstwie Obrony Narodowej i paru innych instytucjach po tym, jak 16 grudniu 2022 r. pod Bydgoszczą spadła rosyjska rakieta. Po pokonaniu ponad 400 km rozbiła się ona w lesie niedaleko wsi Zamość, 16 km od centrum Bydgoszczy, blisko siedziby Centrum Szkolenia Wojsk Połączonych NATO.
Jak podkreślał Banaś, "musimy ustalić, kto ponosi za to odpowiedzialność i czy naprawdę jesteśmy bezpieczni".
NIK wysłała już do MON wystąpienie pokontrolne. 20 lipca MON poinformowało, że je odebrało.
NIK odpisała nam, że kontrola się nie zakończyła. - Adresatom przekazano do tej pory dwa z sześciu wystąpień pokontrolnych. Żadne wystąpienie pokontrolne nie jest na tym etapie prawomocne. Przekazane do MON wystąpienie pokontrolne jest niejawne i Izba nie widzi podstaw do upubliczniania informacji w nim zawartych - dodał rzecznik prasowy NIK Łukasz Pawelski.
Resort obrony pospieszył jednak na Twitterze z informacją: "Raport potwierdza to, co minister Mariusz Błaszczak mówił publicznie: 16 grudnia 2022 r. ani później minister nie był informowany przez Dowódcę Operacyjnego ani Szefa Sztabu Generalnego o naruszeniu polskiej przestrzeni powietrznej ani upadku rakiety". Chodzi o gen. Rajmunda Andrzejczaka i gen. Tomasza Piotrowskiego. Minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak najchętniej by się ich obu pozbył - zwłaszcza Piotrowskiego.
Wedle naszych informacji, tak jak twierdziło MON, kontrola wypadła pozytywnie dla Błaszczaka. Ale na tym nie koniec. W NIK trwają obecnie dyskusje nad tym, czy w rekomendacjach w ostatecznym raporcie z kontroli ma się znaleźć zalecenie, że dowódca operacyjny gen. Tomasz Piotrowski powinien zostać usunięty ze stanowiska. Ustawa o NIK daje w art. 53 ust. 2 i 7 możliwość Izbie, a w praktyce jej prezesowi, wydania oceny o "niezasadności zajmowania stanowiska" przez daną osobę. Z tego paragrafu NIK korzystała bardzo rzadko.
To, czy taka rekomendacja zostanie sformułowana, zależy w praktyce od prezesa NIK Mariana Banasia.
Ust. 7 ustawy stanowi z kolei, że negatywna ocena czyichś działań "może stanowić podstawę do wszczęcia postępowania dyscyplinarnego, rozwiązania stosunku pracy z winy pracownika bez wypowiedzenia albo odwołania go z zajmowanego stanowiska lub pełnionej funkcji". Sama NIK oczywiście nie ma prawnych możliwości, by kogoś w wyniku kontroli zdymisjonować, ale ocena NIK może posłużyć szefowi MON i prezydentowi za uzasadnienie dla decyzji o dymisji.
Taka rekomendacja NIK ws. generała Piotrowskiego miałaby bardzo dużą wagę polityczną - nawet jeśli nie pociągnęłaby za sobą żadnych decyzji o odwołaniu wojskowego. Ośmieszałaby bowiem prezydenta Andrzeja Dudę, a ministrowi obrony Mariuszowi Błaszczakowi dawałaby powód do satysfakcji. Historia z rosyjską rakietą wywołała bowiem burzę w polskiej polityce i spięcie prezydenta z szefem MON. W maju Błaszczak oświadczył, że podległe Dowódcy Operacyjnemu Rodzajów Sił Zbrojnych Centrum Operacji Powietrznych-Dowództwo Komponentu Powietrznego otrzymało 16 grudnia od Ukrainy informację o zbliżającym się w stronę Polski "obiekcie, który może być rakietą". Błaszczak dodawał, że "procedury i mechanizmy reagowania ws. obiektu znalezionego pod Bydgoszczą zadziałały prawidłowo do poziomu Dowódcy Operacyjnego", który nie poinformował go, "ani odpowiednich służb o obiekcie, który pojawił się w polskiej przestrzeni powietrznej". Było to otwarte oskarżenie szefa MON pod adresem jednego z najważniejszych polskich żołnierzy.
W odpowiedzi na słowa Błaszczaka generał się bronił, apelując o "rozsądek, o to abyśmy w nadchodzących dniach bardzo ważyli emocje, abyśmy byli rozsądni w tym co robimy, abyśmy bardzo ambitnemu i agresywnemu przeciwnikowi nie dawali pożywki, nie dawali się dzielić na grupy". Z kolei bezpośredni przełożony gen. Piotrowskiego gen. Rajmund Andrzejczak stwierdził, że nie ma sobie nic do zarzucenia, a zwierzchników poinformował "wtedy, kiedy ta sytuacja miała miejsce".
Błaszczak zapowiedział wtedy publicznie wniosek o zdymisjonowanie generała, ale potem się z tego wycofał. Zdania co do winy generała nie zmienił, ale wycofał się z decyzji o wysłaniu do prezydenta wniosku o jego dymisję wojskowego. Powodem zmiany było to, że Andrzej Duda w sporze ministra z wojskiem stanął po stronie dowódców armii. Podległe prezydentowi Biuro Bezpieczeństwa Narodowego podawało, że wedle informacji będących w jego posiadaniu nie ma podstaw do podjęcia decyzji personalnych dot. dowódców Wojska Polskiego. W maju prezydent Duda przyznał, że jednak "są problemy w procedurach, które były dawno przygotowane, procedury były, ale nigdy nie były wykorzystywane, bo nigdy nie byliśmy w takiej sytuacji". - Będziemy to poprawiali - zapowiedział. Dudzie wyraźnie zależało na zakończeniu awantury wokół dowódców armii.
Rekomendacja NIK ws. dymisji gen. Tomasza Piotrowskiego odgrzałaby tę historię, a prezydenta ośmieszyła, wzmacniając z kolei Mariusza Błaszczaka.